Branżowy event, projektant Oskar de la Renta rozmawia z Johnem Fairchildem, prawdopodobnie właśnie podczas tej pogawędki pierwszy raz pada określenie „fashion victim”. Przyjęło się, że wypowiedział je pierwszy z mężczyzn, jednak Fairchild również czuje się ojcem tego wyrażenia i nie stroni od podkreślania tego publicznie. W mig podchwytują te dwa słowa artyści: muzycy, fotografowie. Nagrywają piosenki o tym tytule, nazywają tak całe albumy, inni pojęcie modyfikują i używają chociażby jako nazwę swojej wystawy. Tak było w przypadku Kyoichi Tsuzuki, fotografa z Japonii, który przygotował wystawę o nazwie Happy Victims, co bez cienia wątpliwości było nawiązaniem do cieszącego się popularnością hasła „ofiara mody”. Pytanie tylko, czy mimo powszechności tego określenia i w zasadzie definicji zawartej już w nazwie, wszyscy wiedzą, kim jest „fashion victim”?
Definicja „fashion victim” w uproszczeniu
„Ofiara mody”, „niewolnik mody” lub po prostu z języka angielskiego „fashion victim” to określenie na osobę, która… wygląda doskonale. Jednak niestety tylko w swoich oczach i wyobrażeniach. „Fashion victim” to ktoś, kto bezmyślnie podąża za obecnymi trendami i nie zastanawia się nad tym, czy konkretna rzecz pasuje do jego stylu. A tak naprawdę do elementy garderoby powinny pasować nie tylko do stylu, ale także do wieku, rodzaju sylwetki i do okazji, oczywiście. „Fashion victim” nie potrafi wyczuć różnicy pomiędzy rzeczą fajną, a najzwyczajniej w świecie wyglądającą śmiesznie. A przecież logo kojarzone ze znanym projektantem to nie wszystko. Wydanie ostatnich pieniędzy na pierwszy krzyk mody to również nie wszystko. Moda, wbrew pozorom wymaga myślenia i ogromnych pokładów świadomości własnego stylu. Bez tego podążanie krętymi ścieżkami trendów, może zaprowadzić nas na manowce. Ile to razy idziemy ulicą i jawi nam się taki obraz: dojrzała kobieta, z pewnością pracująca na odpowiedzialnym stanowisku i matka co najmniej dwójki dzieci, ubrana w… ekhm, obcisłe legginsy, ogromną bomberkę w tygrysi wzór, doczepiony kołnierzyk i „stylowe” klapki z futerkiem, ważne Gucci, prawda? Cała ta mieszanka daje efekt, prawdopodobnie, odwrotny od zamierzonego. Faktem jest, że przyciąga uwagę, jednak nie zawsze w pozytywnym sensie. Kobieta, zamiast błyszczeć jak gwiazda na czerwonym dywanie, jest słusznie okrzyknięta „ofiarą mody”.
Ważne pytanie – jak nie zostać „fashion victim”?
Czas odpowiedzieć sobie na tytułowe pytanie. Jakże ważne. Jak nie zostać „fashion victim”? Ujmijmy to w kilku punktach.
- Metodą prób i błędów oraz odpowiedniej selekcji, warto wypracować swój własny styl. Świadomość, co pasuje do danej osoby, a co kompletnie na pewno pod żadną postacią nie pasuje, zdecydowanie pomaga uniknąć modowych wpadek.
- Posiadanie rozplanowanego budżetu. Nikt nie chce przez pogoń za modą popaść w zakupoholizm i długi. A mniej zakupów równa się zakupom bardziej przemyślanym.
- Wszystkie pokazy mody są wyrazem artystycznym. Projektanci pokazują na nich swoje wizje poprzez sztukę, nie oznacza to, że nagle wszyscy mają wrzucać na siebie wszystko, co zobaczą na modelkach i wyjść tak na ulicę. To tak nie działa. Przecież ustaliliśmy, że nie chcemy być modowymi ofiarami, więc róbmy wszystko, żeby nie wyglądać dziwnie.
- Świadomość, że trendy są chwilowe bardzo pomaga w wyborze nowych rzeczy. Ekstrawaganckie dodatki są fajne przez miesiąc, a potem kurzą się w szafie i absolutnie do niczego nie pasują. Lepiej od razu wybierać coś, co jest uniwersalne, ponadczasowe, klasyczne. Posłuży długo i nie przyniesie wstydu.
- Śledzenie blogów modowych jest całkiem dobrym pomysłem. Blogerki przemycają trendy w sposób subtelny, nikt nie powie o nich, że są przebrane. Jedną z nich jest na przykład autorka bloga PHAMA.CO, dodatkowo na jej blogu można dowiedzieć się więcej o biznesie i PR-rze mody. Przydatna i ciekawa wiedza!
- Zadawanie sobie pytania: „dlaczego ja chcę to kupić?” może być strzałem w dziesiątkę przy każdych zakupach i zbawieniem dla portfela. Jeśli odpowiedź brzmi: „chcę to kupić, bo bardzo mi się podoba i wiem, że pasuje do mojego stylu” to okej, nie ma problemu, biegnij do kasy, na co czekasz. Jeżeli jednak odpowiedź jest następująca: „chcę to kupić, bo widziałam do ostatnio na pokazie, podobno to hit, najgorętszy trend sezonu i chcę czuć się modna” to błagam, odpuść od razu. Chyba że bardzo, ale to bardzo samodzielnie chcesz się zapędzić do modowego labiryntu bez wyjścia.
Mniej zdecydowanie znaczy więcej
O efekcie całej stylizacji często decydują drobiazgi. Małe rzeczy, odmieniające odbiór całości. Może w tym tkwi metoda. Rozejrzyjmy się wokół siebie. Naprawdę chcemy być częścią tej pogoni za modą, a w ostatecznym rozrachunku za byciem „fashion victim”?