Droga do wolności
Szukał poeta dróg do wolności:
krętych, błotnistych, dziurawych, krzyżowych.
Biegł, szedł, człapał, pełzł.
W pojedynkę.
Nie było kawiarni po drodze,
jedynie kamienny drogowskaz,
a na nim wyryte Rumowisko Młodość.
Więc skręcił poeta rewolucyjnym krokiem
i zakwitły majowe łąki,
na próżno szukał pośród maków,
tych dawnych głów zrozumienia.
Wyganiał myśli przed siebie, a one jak bumerang wracały,
kreśląc przyszłe horyzonty,
niosąc nakaz walki,
pod nogi broń rzucając bezwstydnie.
I zapisywał poeta każdy krok ku wolności.
Krwią, łzami, potem.
Stojąc, klęcząc, powłócząc nogami, leżąc
Namiętności
Janina.
Przyjemnie odurzony na zawsze jej przyjacielem.
Pocił się, drżał i niepokoił,
Będąc z nią i tęskniąc,
Za większą dawką rozkoszy.
Maria.
Wchłaniał wraz z porankiem jej zielone oczy.
Łykał zapach jej skóry,
Zapisywał w każdej tkance organizmu.
I przetrawiał dwukrotnie jej stratę.
„Pani Poetowa”
Upojony kolejną rozkoszą,
Dał jej wedrzeć się w swoje myśli,
I nadgryzać nerw rodzinny
Kłami zniewolenia.
Córka
Wychylał kielich goryczy nad jej zimnym ciałem
Wznosił toast za te ,które odeszły.
Poeta-żołnierz Poeta- człowiek
Niewieścią suknią odziany,
uczył się życia od starego dębu.
Ptaki śpiewały mu patriotyczne pieśni,
krzyże chroniły pierś niewinną.
Pod wąsem rozgorzała młodzieńcza iskra,
lecz nie urzekły płomienie.
Strzelał to atramentem to ołowiem,
głośny żołnierz, poeta niemy.
Zamknięty w betonowej klatce.
Za głośno ćwierkał ten ptaszek.
Głusi kluczyk połknęli,
By nie widzieć radości słyszących braci.
I wyfrunął…
Czekała już Matka Mazowiecka,
by zaleczyć wszystkie rany.
Wiślańskim spojrzeniem zajrzeć w głąb swojego dziecka.