Wyruszył więc z domu szukać szczęścia. Wędrował po wielu krainach mniej i więcej chwalebnych, aż pewnego dnia dowiedział się, że w grodzie Kraków, na Wawelu odbędzie się turniej rycerski, na który zaprasza się wszystkich walecznych mężów...
Kmita postanowił wziąć udział w owych zawodach i skierował swe kroki do królewskiego miasta. Jednakże wygląd Kmity nie wzbudził zbytniego zaufania i entuzjazmu u marszałka Wolskiego, który przed turniejem przyjął wędrowca... Pochwalił on męstwo rycerza, lecz w wątpliwość poddał jego strój, ogólną prezencję i wartość oręża. Kmita jednak nie ustąpił, więc marszałek wobec tak stanowczej postawy skłonił głowę i dopuścił rycerza do walki.
>Następnego dnia Kmita stanął w szranki na piaszczystym dziedzińcu wawelskiego zamku. Jednak choć turniej toczył się już od kilku godzin i coraz to nowi pokonani rycerze wycofywali się z walki, rękawica Kmity leżała na piasku nietknięta; nikt jej nie podejmował. Nikt nie chciał walczyć z ubogim rycerzem. Wstyd palił policzki młodzieńca. Zrozumiał teraz przed jakim wyzwaniem chciał go ochronić marszałek Wolski. Pojął też, że miedzy możnymi tego świata marną zajmuje pozycję...
W końcu marszałek czuwający nad przebiegiem zawodów kazał wypuścić dzikie zwierzęta, aby to w walce z nimi Kmita okazał swą waleczność i odwagę. Rycerz i jego rumak nie bali się krwiożerczych bestii. Kmita zwyciężył, choć koń jego padł rozszarpany a on sam odniósł rany głębokie... Honor jego rodu został jednak uszanowany.
Dzielnego, rannego rycerza przeniesiono do komnat zamkowych. Tam też pod czułą opieką jednej z dwórek królowej dochodził do zdrowia. Pielęgnowała go panna młoda i bardzo piękna, a przy tym zaprawdę czuła i troskliwa. Czuła opieka przerodziła się w czułe uczucie...
I tak rycerz wracał do zdrowia. Każdego dnia stan jego się poprawiał, lecz z kolei serce tego dzielnego, zaprawionego w wielu trudach męża stawało się coraz słabsze. Miłość wypełniła je do głębi.
Niestety panna była jedyną córką zamożnego bankiera Bonera i nie trudno się było domyślić, iż ojciec innego kawalera dla swej jedynaczki szykował. Ubogi rycerz z podupadłego rodu był zatem bez szans. Ponieważ i Bonerówna pokochała uczciwego, dobrego i przystojnego Kmitę, postanowił ojciec rozdzielić parę zakochanych. Mieli zatem pożegnać się i nigdy więcej nie zobaczyć... W czas pożegnania postawił rycerz przed ukochaną kosz z jednym pocztowym gołębiem. To ostatni gołąb, który pozostał z dwunastu jakie posiadał, kiedy wyruszył z rodzinnego gniazda, aby szukać szczęścia w świecie dalekim. I tymi słowami wyjaśnił dlaczego owego gołębia ofiaruje:
Wędrowałem przez wiele krain, walczyłem, głodowałem, próbowałem odgadnąć swe przeznaczenie. Co jakiś czas wysyłałem do matki mej gołębia z wiadomością o moim zdrowiu. Tego ostatniego chciałem wypuścić z Krakowa. Zdarzy się jednak inaczej. Dziś, kiedy los nas rozdziela; pozostawiam ostatniego gołębia tobie, ukochana moja. Nie dane mi było walczyć w Krakowie z innymi rycerzami, nie otrzymałem nagrody królewskiej, odniosłem rany... lecz wydarzyła się rzecz najcudowniejsza; poznałem ciebie...Wiem i rozumiem, że twój ojciec nigdy nie zgodzi się abym ciebie poślubił. Cóż więc mogę uczynić? Ty sama musisz wybrać. Wracam teraz na Śląsk, skąd pochodzę. Gołębia jak rzekłem, zostawiam. Będę oczekiwał listu od ciebie, kiedy taki się zjawi przybędę i choćby przemocą wyrwę cię z pałacu i uciekniemy. Jeżeli jednak serce twe znajdzie innego, jeżeli pośród rozrywek dworskich, balów, przyjęć zapomnisz o mnie, wtedy zabij ptaka, niech nie wraca do mnie.
Przyjęła Bonerówna gołębia, pocałunek rycerzowi przesłała i kareta powiozła ją do rodzinnego pałacu, który stał pod Krakowem. Kmita zaś wrócił do tak długo opuszczonego swego domostwa. I wyczekiwał ptaka, który miał zadecydować o jego losie.
Tak jak przewidział rycerz, ojciec jego ukochanej otoczył ją szczególną opieką. Spełniał każdą zachciankę córki. W pałacu Bonerów bawiono się co dzień hucznie. To bale, to turnieje, koncerty i liczne uczty wystawne. Aż serce nie nadąża za taką ilością zdarzeń.
A jednak... wszystko na próżno. Zakochana panna nie może zapomnieć swojego rycerza. Jak ptak w złotej klatce więziony tęskni coraz bardziej bardziej. Już wie, że Kmita jest miłością jej życia. Wie też, że nic nie powinno ich dzielić. Jest świadoma, że ani pałac, ani posag, ani zbytkowne stroje nie są w stanie zastąpić uczucia. Pisze zatem list do ukochanego. List czuły i pełen obietnic. W słoneczny świt, w niebo błękitne i czyste odlatuje gołąb wraz z listem, który przesądzi o losie dwojga zakochanych. Listem w którym zawarte słowa mają moc decydowania o życiu i śmierci.
A jednak przypadek sprawił, że w ten sam dzień z zamku królewskiego wyruszono w okolice pałacu Bonerów na polowanie. Tresowane sokoły rozszarpały pięknego gołębia niosącego tak ważną wiadomość. A list Bonerówny dostał się w ręce jej ojca.
Kmita nie otrzymał wieści o ukochanej i próżno wypatrywał powracającego gołębia. Tęsknota zakochanych rosła. Nie mając żadnych wiadomości od siebie, oskarżając się wzajemnie o zapomnienie – pogrążali się w coraz głębszej rozpaczy. W końcu Kmita nie mogąc już wytrzymać w domu rodzinnym postanowił ponownie go opuścić i wyruszyć dokąd oczy poniosą... Męka rozstania może bowiem lżejszą się okaże, gdy znów otoczą go nowe wyzwania, krainy, spotkania. Droga jego ponownie wiodła przez Kraków. Czy to przypadek czy los znów zaczął pisać w księdze życia zakochanych, cóż, zdarzyło się, że gdy mijał okolice pałacu Bonerów pogoda gwałtownie się pogorszyła. Kmita zmuszony był szukać noclegu w przydrożnej karczmie.. Na miejscu dowiedział się, że wokół owego pałacu dniem i nocą czuwają straże. I pilnie strzegą doń dostępu. Kmita zapytał z jakiegoż to powodu, choć serce zabiło mu mocniej, cóż to za skarb ów pałac zawiera. Odpowiedziano mu, że to jedynaczka, której ojciec strzeże, bo zakochana jest ponoć wbrew woli ojca w jakimś śląskim rycerzu, i uciec planuje.
Kmita nie znał przyczyny dla której nie otrzymał listu, zrozumiał jednak, że list został wysłany, a serce Bonerówny dalej jest mu wierne. Nie zważając na rozpoczynającą się ulewę, ruszył w stronę pałacu. A nawałnica, siekący deszcz i świt wichury były jego sprzymierzeńcami. Zmylił straże, osłabione w takich warunkach. Dostał się do wnętrza pałacu, na rękach wyniósł ukochaną, i odjechał konno, trzymając dziewczynę przed sobą w siodle.
Nad ranem burza ucichła. I spostrzeżono ślady. Ruszyła szybka pogoń, którą prowadził sam Boner. W tym momencie kapryśny los znów odwrócił się od zakochanych. Koń Kmity, podwójnie obarczony ciężarem poślizgnął się na mokrej po ulewie drodze i okaleczył nogę. Nie mógł już tak szybko biec. Pogoń przybliżała się coraz bardziej.
Rycerz nie chciał już więcej rozstawać się z ukochaną. Oszalały z żalu i rozpaczy wjechał na wysoką skałę, która stromo urywała się nad pobliską rzeką. Spiął konia ostrogami i runął w dół, trzymając w objęciach swą ukochaną. Zginęli wszyscy, w odmętach rzeki, która w tym miejscu dzika i spieniona była.
Nieopodal Balic i Zabierzowa wznosi się dziś skała. Nosi nazwę Skały Kmity. Do dziś pamiętamy historię nieszczęśliwej miłości i tragicznej śmierci zakochanych.
----------
Źródłem inspiracji dla powstania niniejszego tekstu była lektura książki Bronisława Heyduka - "Legendy i opowieści o Krakowie".