Lubię patrzeć na ludzi, obserwować ich wzajemne relacje. Niestety, po swoich wizualnych badaniach naszego społeczeństwa zaczynam wątpić w sens interpretacji prostych, wulgarnych, bezuczuciowych odruchów jakimi się tłumaczymy, gdy ktoś nas przyłapie na codzienności. Prasa, telewizja, moda - wszystko to nagminnie stara się wzbudzić w nas poczucie, że żyjemy w świecie, w którym dominuję kult ciała. Spojrzenia kobiet patrzących na mężczyzn z ciepłem i oddaniem, nie robią już na nikim wrażenia, ale czarna cienka pończoszka, pod krótka spódniczką potrafi sprawić, że i "kochający" mąż po 25 latach małżeństwa zdradzi żonę. W jakich żyjemy czasach?
Nie szanujemy się nawzajem, oklamujemy. Nie widzimy co przed nami. Biegniemy, pędzimy ... gdzie? Dokąd ten maraton? Gdzie jesgo meta i w końcu jaka czeka nas nagroda?
Nie wierzymy w Boga, nie chodzimy do kościoła. To są rzeczy, za które sami będziemy się rozliczać i ja nie mam zamiaru tego robić... Ale poza tymi dwoma przykładami - jeżeli odrzucimy jeszcze - miłość i sprawiedliwość - to co będzie nas różniło od zwierząt? Postawa? Dwie nogi mniej owłosione niz u małpy? Myślę, że to mało w porównaniu do ilości podobieństw.
Czy to nie jest przerażające?
Bezwarunkowa miłośc jaką była "agape" nie miała nic wspólnego z seksem i porządaniem. Wierzono w to, że można kochać na zawsze, mieć w sobie tyle siły by miłośc nigdy nie zgasła. Czy my w dzisiejszym świecie możemy podać jakis przykład takiej miłości? Pytałam o to ludzi. Mówili że taką milościa darzyli sie ich rodzice albo tacy byli dziadkowie - ale nikt nie powiedział - JA TAKI JESTEM...
Chyba tylko szczerośc odpowiedzi dodała mi wiary, że może jeszcze coś z nas będzie... Chciałabym sie przekonać, że ludzie XXI wieku to naprawdę HOMO SAPIENS