Kiedyś, w czasach kiedy wesela odbywały się w stodołach i remizach, kosztów tak naprawdę nikt nie liczył. Zabijało się świniaka lub dwa, zamawiało w pobliskiej bimbrowni konkretną ilość litrów spirytusu, suknię ślubną szyła sąsiadka-krawcowa, a na weselu grała orkiestra strażacka.