Prywatni sprzedawcy samochodów, a przede wszystkim handlarze często nie mają skrupułów i zrobią wszystko, aby na sprzedaży pojazdu zarobić jak najwięcej. Tym samym serwisy ogłoszeniowe pełne są samochodów, które tylko z wyglądu nie budzą żadnych zastrzeżeń. 

Data dodania: 2018-10-18

Wyświetleń: 1077

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Copyright - zastrzeżona

Jak kupić używany samochód i czego się wystrzegać?

Zdarza się, że jest to pojazd mocno wyeksploatowany, powypadkowy, a nawet pochodzący z kradzieży. Jak bronić się przed nieuczciwymi sprzedawcami?

Ukrywanie prawdy i zakłamywanie rzeczywistości

Sprzedawcy ukrywający prawdę, nie robią tego bezcelowo. Często nie informują potencjalnych nabywców o wadach danego egzemplarza ze względu na fakt, że obniżyłoby to jego cenę. W wielu przypadkach kierowcy, którzy znaliby zatajane fakty, w ogóle takim pojazdem by się nie zainteresowali, co mocno utrudniłoby znalezienie kupca, nie mówiąc już o uzyskaniu za samochód zadowalającej oferty cenowej.

Dlatego nabywcy nie mogą wierzyć sprzedawcom na słowo. Ostrożnie pochodzić trzeba też do informacji umieszczonych w ogłoszeniu. Stwierdzenia, że sprzedawany pojazd ma "ładny lakier", czy jest "idealny jak na swój wiek", w rzeczywistości mówią niewiele. Niezbędne jest dokładne ich sprawdzenie, w czym pomogą oględziny przeprowadzone przez mechanika, przegląd techniczny w niezależnym serwisie lub ASO, czy jazda próbna. Przeszłość auta ukazuje natomiast Historia Pojazdu.

Jako że wielokrotnie sprzedawcy nie mają wyrzutów sumienia i zrobią wszystko, aby tylko sprzedać samochód, taka weryfikacja jest niezbędna. W innym wypadku zakup może być zupełnie nietrafioną inwestycją, która wiązać się może nie tylko z dużym wydatkiem finansowym, ale też problemami prawnymi, z procesem o paserstwo włącznie, jeśli zakupiony samochód pochodzi z kradzieży.

Korozja - czy jest się czego obawiać?

Każdy, kto kupuje samochód na rynku wtórnym, nie chce inwestować więcej, aniżeli należy wydać na podstawowy serwis (chyba że celowo szuka samochodu tańszego, który wymaga poważniejszych napraw). Kosztowne są natomiast naprawy lakiernicze. Dlatego przed finalizacją zakupu, podczas oględzin należy przyjrzeć się powłoce auta, szukając przy tym odprysków, korozji, widocznej pod lakierem szpachli oraz śladów nakładania nowego lakieru bezpośrednio na starą warstwę. Oczywiście, trzeba przy tym zachować rozsądek. Trudno, aby kilkunastoletni samochód miał idealną powłokę lakierniczą.

O ile naprawy lakiernicze można przeboleć, o tyle ogniska korozji są już znacznie większym powodem do niepokoju. Nawet drobne punkty korozyjne w krótkim czasie mogą zwiększyć swoją powierzchnię, a ich naprawa może nawet przekroczyć wartość samochodu. Szczególnie groźna jest korozja, która wychodzi spod świeżego lakieru, co jest oznaką, że próbowano z nią walczyć, choć nieskutecznie.

Koniecznie przyjrzeć się również trzeba samochodowi od spodu. Tu pomocny będzie podnośnik. Samochód używany raczej dyskwalifikują dziury w podłodze czy w progach. To samo tyczyć się może nalotów rdzy na wielu elementach zawieszenia, choć ich stan ocenić powinien fachowiec.

Duże problemy z wykryciem ognisk korozji mogą być w samochodach, które na błotnikach i drzwiach mają szerokie listwy, a na progach osłony z tworzywa zakrywające metalowe elementy. Jeśli nie wydobywa się spod nich korozja, nie oznacza to jeszcze, że rdza nie zaatakowała pojazdu. O ile wizualnie wyglądać on może nienagannie, to nadwozie może być mocno skorodowane, co stanowi poważne zagrożenie z oderwaniem się elementów zawieszenia włącznie.

Wypadkowa przeszłość - czy dyskwalifikuje pojazd?

Zdarza się, że sprzedawcy nie tylko ukrywają przed nabywcami naprawy lakiernicze czy ogniska korozji. Znane są przypadki, kiedy auta po poważnych kolizjach sprzedawane były jako bezwypadkowe, a nawet składane z dwóch czy trzech egzemplarzy. Co gorsza, nie wykrył tego nawet przegląd pojazdu w Autoryzowanej Stacji Obsługi, co jest już mocno niepokojące. Poważne szkody, a tym bardziej spawanie jednego egzemplarza z kilku innych, jest już całkowicie dyskwalifikujące i taki pojazd nie nadaje się do użytku ze względu na naruszoną i mocno osłabioną konstrukcję. Jako że możliwości, jakie w zakresie naprawy i maskowania usterek mechanicy mają dziś naprawdę spore, a tak poważne prace, jak kompletna naprawa po wypadku, często nie są rozpoznawane nawet przez fachowych mechaników, pomocne jest sprawdzenie VIN, np. w serwisie www.autobaza.pl. Raport taki daje wgląd w historię pojazdu, zawiera też w sobie odnotowane szkody i kolizje.

Skorygowany licznik przebiegu - jak ustrzec się oszustwa?

Ryzykowny może być też zakup samochodu o skorygowanym liczniku. Tymczasem, jak się okazuje, nawet osiem na dziesięć sprowadzanych do Polski pojazdów może mieć przekręcony drogomierz. Można się domyślić, że niewiele lepiej, o ile w ogóle, jest w przypadku polskich sprzedawców. Odrobinę sytuacja polepszyć się może w niedalekiej przyszłości, kiedy to ingerencja w stan licznika przebiegu może się skończyć karą pozbawienia wolności, a karani będą nie tylko właściciele takich aut, ale również wykonujący tę czynność mechanicy. Nie zapominajmy jednak, że płynące z tego korzyści są spore. Mniejszy przebieg to bowiem wyższa cena sprzedaży. Jednak zakup pojazdu z przekręconym licznikiem nie wiąże się tylko z przepłaceniem za samochód. Bardzo często auta z większym przebiegiem są też na tyle wyeksploatowane, że nie nadają się do dłuższej eksploatacji, choć nie jest to żadna reguła. Wiele zależy również od tego, w jakich warunkach taki pojazd był eksploatowany oraz jak często przechodził on podstawowy serwis.

Wytrawniejsi handlarze nie tylko cofają licznik, ale też potrafią dostosować do jego wskazania wnętrze auta. Jeśli auto jest zadbane, istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie miało stosunkowo niewielką - jak na swój wiek - liczbę przejechanych kilometrów. Do tego dochodzą zmiany kosmetyczne, a więc wymiana plastikowych elementów wewnątrz kabiny czy tapicerki. Co precyzyjniejsi potrafią nawet dobrać odpowiednio wyeksploatowane opony.

Stan licznika zweryfikować można na podstawie książki serwisowej. Niestety, na ogół dokumenty takie giną, a jeśli nawet są dostępne, to ostatnie wpisy są sprzed kilku lat. Alternatywą dla książek serwisowych jest raport VIN, który gromadzi informacje o zapisanym stanie drogomierza przy akcjach serwisowych, naprawach czy obowiązkowych przeglądach technicznych.

Drobne naprawy - czy naprawdę kosztują grosze?

Wielu sprzedawców celowo nie informuje nabywców o usterkach, które naprawić trzeba zaraz po zakupie. Inni z kolei wspominają tylko o drobnych awariach, których usunięcie nie niesie ze sobą poważnych wydatków finansowych. Tak przynajmniej twierdzą sprzedawcy, choć rzeczywistość dla konsumentów jest na ogół o wiele brutalniejsza, a część, która miała być warta 50 zł, w całym rozrachunku z robocizną kosztuje 1000 zł lub więcej. Nie liczymy tu oczywiście podstawowych wydatków, które czekają na nowego właściciela zaraz po zakupie. Te sprowadzają się z kolei do co najmniej kilkuset złotych. Tym bardziej warto zadbać, aby innych wydatków już nie było.

Nie ulega więc wątpliwości, że zakup samochodu na rynku wtórnym jest mocno ryzykowny. Kierowcy, którzy szukają sobie używanego samochodu, wielokrotnie są oszukiwani przez handlarzy i sprzedawców prywatnych. Dlatego tak ważna jest ich wcześniejsza weryfikacja. Do określenia stanu technicznego niezbędny może być przegląd techniczny. Z kolei dzięki oględzinom z miernikiem wykryć można naprawy blacharsko-lakiernicze. Pomocny jest też raport VIN, który zawiera w sobie wiele kluczowych dla potencjalnego nabywcy informacji.

Znajdują się w nim dane techniczne, fabryczne wyposażenie auta, informacje o wezwaniach serwisowych, szkodach i kolizjach, a nawet zdjęcia z archiwalnych aukcji czy raport z baz kradzieżowych. Pozwala on dokładniej zweryfikować taki samochód, co nieraz ustrzeże przed zakupem pojazdu pochodzącego z kradzieży, niesprawnego technicznie czy powypadkowego.

Licencja: Copyright - zastrzeżona
0 Ocena