Nie będzie referendum konstytucyjnego w setną rocznicę odzyskania niepodległości. Można by w tym miejscu powiedzieć z przekąsem: po co uchwalać nową konstytucję? – skoro nie  przestrzegało się starej, nie będzie się też pewnie przestrzegać nowej.

Data dodania: 2018-07-30

Wyświetleń: 288

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

FELIETON

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Ale wiadomo przecież, że nie o konstytucję tutaj chodzi, tylko pokazanie, jak to chcemy zasięgnąć opinii suwerena w sprawach dla ojczyzny najważniejszych. A właściwie chodzi o próbę pokazania, że coś się w ogóle samemu robi poza podpisywaniem ustaw pisanych na Nowogrodzkiej. I wiele jeszcze temu podobnych rzeczy nasuwa się nam na myśl, wszyscy to jednak znamy z telewizji, prasy i internetu.

Dlatego ja chciałem inaczej. Przypominają mi się ostatnie obchody Dnia Niepodległości, w czasie których Prezydent Duda donośnym, władczym głosem oznajmił, że zamierza za rok przeprowadzić referendum konstytucyjne. Na twarzach osób, uczestniczących w tej uroczystości, a zajmujących najważniejsze stanowiska w PiS, a zatem i w państwie, pojawił się skurcz zdumienia. Czyżby zatem nic o planach Prezydenta nie wiedzieli, a co najgorsze nie wiedział także sam Prezes? Czy teraz – po odmownej rozpatrzeniu przez senat prezydenckiego wniosku – taki sam skurcz zdziwienia nie pojawił się na twarzy Prezydenta? Chyba nie, bo zanosiło się jednak na to od dłuższego czasu, a ostatnie dni zapowiadały to otwarcie. Prezydent chyba jednak do końca trzymał się nadziei, jak tonący brzytwy.

Przypomina mi się również orędzie, wygłoszone parlamencie przez Andrzeja Dudę w czasie uroczystości zaprzysięgania go na Prezydenta RP. Mówił wtedy: „jestem człowiekiem niezłomnym”. Na twarzach wielu słuchaczy, obecnych na tej uroczystości, pojawił się grymas rozbawienia, którego nawet nie próbowali ukryć. Nie mówi się przecież takich rzeczy o sobie, co najwyżej można pozwolić, by ktoś nas tak określał, a i to udając lekkie zażenowanie. Wiele jest jeszcze przykładów takich niezręczności Andrzeja Dudy.

No bo jak tu być zręcznym jak odnaleźć się w sytuacji, kiedy z jednej strony świadomość, że sprawuję się godność Prezydenta jednego z europejskich krajów, ale nie posiada się żadnej realnej władzy i trzeba wykonywać polecenia szeregowego posła, a z drugiej strony i ambicja i trochę wstyd, że jednak co inteligentniejsi to wszystko widzą, i że przejdzie się do historii jako „notariusz Prezesa”. A przecież tak głośno i wyraźnie zapowiadało się, że tym notariuszem się nie będzie. A i strach trochę, bo straszą niektórzy Trybunałem Konstytucyjnym, chociaż to na razie mało prawdopodobne, któż jednak jest w stanie przewidzieć przyszłość.

Najgorsze jest to, że PiS (Prezes) właściwie wszystko już osiągnął, co było do podpisania, Duda podpisał, i nie ma już właściwie żadnej kart przetargowej. Gdyby zresztą próbował czegoś nie podpisać, wtedy ruszyłaby na niego cała machina Telewizji Kurskiego oraz groźba, że nie będzie kandydatem PiS-u w następnych wyborach prezydenckich. A  jako samodzielny kandydat nie miałby żadnych szans, o czym dobrze wie.

A przecież na początku tej całej rozgrywki Duda mógł rozdawać karty, jako Prezydent dysponował prawem weta, którym mógł torpedować wszystkie poczynania PiS-u już u zarania. Dzięki temu mógł nie tylko wybić się na niezależność, ale również wymusić przestrzeganie przez PiS konstytucji. Tylko, że wtedy w euforii po zwycięstwie, stanął przed wyborem wierności Konstytucji (na którą przysięgał) a wierności Prezesowi (który uczynił go kandydatem na Prezydenta). I okazało się, że jest słaby. Dlatego właśnie został wybrany – Prezes zna się na ludziach, wie że wierni będą tylko ci, którzy są słabi i  mają świadomość, że samodzielnie nie są w stanie niczego osiągnąć.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena