Przez długie lata selen był uważany jedynie za truciznę. I jest nią faktycznie, ale tylko w nieodpowiednich dawkach. Właśnie to jest z selenem najtrudniejsze: odrobinę za dużo szkodzi, ale odrobinę za mało, też jest źle. 

Data dodania: 2018-01-08

Wyświetleń: 1212

Przedrukowań: 1

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Selen-zarówno nadmiar jak i niedobór szkodliwy dla zdrowia

Szkodliwość Selenu stwierdzono w 1933 r., gdy zauważono, że pszenica uprawiana na glebie zbyt bogatej w ten minerał, dzia­łała toksycznie na bydło. Aż tu w latach sześćdziesiątych zaczęto zachwycać się tym minerałem. Bez selenu nie ma zdrowia! Se­len wraz z witaminą E ratuje serce! Selen przedłuża młodość! Selen chroni nas przed rakiem! Odkrycie selenu, jako czynnika zdro­wia, jest przełomem w medycynie, a także w hodowli zwierząt.

Na przykład, w Nowej Zelandii i w Turcji są duże niedobory tego pierwiastka w glebie. Odkryto tam, że tajemnicze nagłe zgony dzieci (jak i. piskląt gołębi), szczególnie płci męskiej, są spowodowa­ne niedoborami selenu. W Szkocji, tam gdzie również, selenu jest za mało, aplikuje się np. cielętom, zaraz po urodzeniu zastrzyk soli selenowych albo też kilka tygodni karmi się je doustnie maleńkimi dawkami tego pierwiastka. Podobne, choć nieco gorsze, efekty daje witamina E. Ale i nadmiar selenu szkodzi. W Kolumbii, na terenach gdzie jest go zbył dużo, ludzie łysieją i gubią paznokcie, a chorobę zwie się selenosis.

Zwierzęta też miewają jej typowe objawy, m. in.: niedomagania przewodu pokarmowego, wypadanie zębów, zapale­nie dziąseł, skóry, uszkodzenia kończyn, utrata włosów i sierści. Selen to niezwykle tajemniczy minerał. Używa się go przy produkcji szkła, by było bardziej krystaliczne. Jest zasadniczym elementem fotokomórki. Pod wpływem światła zyskuje dość trwałe ładunki elektryczne, a te wykorzystuje się m. in. w kserografii na płytach selenowych. Prawdę mówiąc, potrzebne nam są tylko śladowe ilości selenu. Można powiedzieć, że nie ma żywności absolutnie pozbawionej tego składnika, choćby w ledwo śladowych ilościach.

Selen, witamina E i serce

Podobnie jak witamina E selen jest antyoksydantem. Co nie ozna­cza, że składniki te mogą się całkowicie zastępować, lecz działają na pewno synergicznie. Pełnią niezależne od siebie role, a jed­nak wolą współpracować, zastępując się wzajemnie w procesach biologicznych. Gdyby selen tylko aktywizował witaminę E, byłby niezastąpio­ny, niezbędny. Ale on ochrania ponadto kwasy nukleinowe przed uszkodzeniami, wzmaga naszą odporność i tym samym zabezpie­cza przed licznymi chorobami. Prof. dr Wilfrid E. Shute z Kanady jest od dawna uznawany za jeden z najwyższych autorytetów, gdy chodzi o witaminę E. Twierdzi on, że Wit E, odgrywa niezwykle ważną rolę w procesie utrzymania w zdrowiu serca i unikania chorób układu krążenia. A selen jest przecież niezbędny do pracy mięśnia sercowego i naczyń krwionośnych.

Meksykański lekarz dr Martin uzyskiwał niezwykle dobre wyniki, gdy chorych na angina pectoris (dusznicę bolesną) leczył selenem i witaminą E. Podobne doświadczenia mieli lekarze na Filipinach. Leczenie samą tylko witaminą E nie dawało tak dobrych wyników, jak w połączeniu z selenem. W rejonach, gdzie mamy zbyt mało selenu, obserwuje się więcej chorób na tle krążeniowym niż tam, gdzie jest go w glebach i roś­linach wystarczająco dużo. Ale jednocześnie na terenach, gdzie tego mikroelementu jest zbyt wiele, ludzie również cierpią na nad­ciśnienie, arteriosklerozę, złe krążenie itd. Już po objawach choro­bowych można się zorientować, gdzie jest go zbyt mało lub wystę­puje w nadmiarze.

Selen i nowotwory

Badania przeprowadzone w dwóch miastach w USA dały niespo­dziewany wynik. Otóż w Rapid City, wśród przebadanych obywateli stwierdzono wysoki poziom selenu we krwi, a w mieście Lima — niski. W Rapid City było dwa razy mniej przypadków śmierci i cho­rób spowodowanych nowotworami niż w Limie. Badań tych dokony­wał dr Shamberger, epidemiolog z Cleveland i ogłosił wyniki W „Critical Reviews in Clinical Laboratory Sciences (VI.1971). Podobnie rewelacyjne efekty przedstawił prof. Schraiutzer z Kalifor­nii. Wiele prowadzonych doświadczeń nad powstawaniem i leczeniem raka zwierząt wykazuje, że selen opóźnia rozwój tej strasznej choroby lub nie dopuszcza do jej powstawania.

Wykazał to również Zespół Ekologicznej Profilaktyki w Krakowie. Badania doktorów Schrautzera, Shambergera i Schwarza wykazały też, że osoby chore na raka mają zdumiewająco niski poziom selenu we krwi. Co prawda dotąd nie wiadomo, w jaki sposób selen działa i jak chroni przed rakiem. Przypuszcza się, że będąc podobnie jak witamina E antyoksydantem, zmniejsza szkodliwe utlenianie ko­mórek i nie dopuszcza do ich deformacji, do uszkodzeń genetycz­nych DNA. Sprzyja, więc prawidłowemu rozwojowi tkanek. Selen, a także kobalt czy magnez, są znane, jako czynniki przeciwdziałające uszkodzeniom chromosomów, zawierających genetyczny materiał, który kontroluje życie komórek i ich naturalne rozmnażanie.

Pomyłki medycyny

Szczególnie bogatym, a niedocenianym dotąd, źródłem selenu są u nas wody siarczane ze Swoszowic i Buska. Przyjmuje się, że lecznicze ich właściwości, które wiązano z siarką, zawdzięcza się właśnie selenowi. W świetle współczesnych danych inaczej trzeba rozumieć prawdę skuteczności wód siarczanych w leczeniu kiły. W Swoszowicach, jak przekazuje tradycja, leczył się chętnie król Stefan Batory. W jego czasach, gdy „choroba dworska" była bar­dzo rozpowszechniona, stosowano, jako jedyny lek na nią szarą maść, czyli wcierki rtęciowe. Leczenie wcierkami „szaruchy" po­wodowało ogromne osłabienie, jako następstwo zatrucia rtęcią. Wy­płukanie jej z organizmu przez picie wód siarczanych z selenem powodowało poprawę zdrowia, co ówcześni wiązali ze skutecznym leczeniem kiły. Dziś wiemy, że wody siarczane wcale nie mają wpływu na krętka bladego, a pozorna poprawa samopoczucia chorych była wynikiem jedynie odtruwającego działania.

System odpornościowy

Dr John Martin z Uniwersytetu Stanowego w Colorado rozsławił siebie i selen doświadczeniem na myszach. Okazało się, że zwie­rzęta, u których w celach badawczych wywołano choroby nowotwo­rowe, a potem podawano im odpowiednie dawki selenu, zaczęły produkować 20 do 30 razy więcej ciał odpornościowych niż myszy z grupy kontrolnej. Wykazały to również badania krakowskiej Kli­niki Hematologicznej. Ta działalność selenu, czyli zmuszanie organizmu do wytwarzania antyciał, a więc ciał odpornościowych w wypadku zagrożenia infekcją, wyjaśnia me­chanizm funkcjonowania tego pierwiastka w organizmie jako „stra­ży pożarnej". Podobną rolę odgrywa też witamina E. Odporność na infekcje, w tym infekcje rakotwórczym wirusem, jest więc uwarun­kowana odpowiednim odżywianiem.

Selen grzybobójca

Zespół Kliniki Hematologicznej w Krakowie dowiódł, że selen unieczynnia aflatoksyny i tym samym chroni komórki przed rako­twórczym działaniem tych trucizn, a ponadto wpływa niszcząco na pleśnie, które je produkują. Odkrycie tych faktów było podstawą do zgłoszenia patentowego (wspólnie ze Zjednoczeniem „Polfa"), dotyczącego sposobu roz­pylania soli selenu w postaci sprayu na widoczne plamy grzybicze na murach i ścianach zawilgoconych domów. Plamy te mogły być spowodowane niekiedy, toksynotwórczymi grzybami. Mówiąc o grzybobójczych właściwościach selenu, należałoby uwzględnić perspektywiczne możliwości jego wykorzystania, np. dla ratowania środków spożywczych zagrożonych czynnikami śro­dowiskowymi.

W Wypadku, gdy czas zbiorów przypadnie na wilgo­tne lato, może powstać sytuacja, w której przy braku urządzeń do suszenia ziarno ulegnie skażeniu pleśniami (Aspergillus flavus i inne). Może wówczas stać się groźne dla zdrowia ludzi i zwie­rząt. W tym okresie bardzo ważne i celowe byłoby podjęcie uzupełniających działań dietetycznych, polegających na dostarcza­niu ludności z terenu zagrożonego większych ilości antyoksydantów w postaci pożywienia, zawierającego związki selenu, witaminę E, C itd. Podobna sytuacja może powstać, gdy zbiory ziemniaków ulegną skażeniu grzybkami w wilgotnych warunkach.

Grzyby te (np. Phifophtora infestans, Synchytrum endobioticum — zaraza ziemniacza­na) mają właściwości uszkadzające tkankę mózgową. Zaraza ziemniaczana często występuje w Irlandii, gdzie kartofle stanowią podstawę pożywienia. Statystyka wykazuje, że w Belfaście anomalie mózgowe (dzieci się rodzą martwe, bez mózgu, z różnymi uszkodzeniami mózgu itp.) są siedmiokrotnie częstsze niż w Londy­nie. Kobiety, będące w ciąży, spożywają widocznie wiele zagrzy­bionych ziemniaków. Pożywienie bogate w ropne antyoksydanty, neutralizujące mykotoksyny mogłyby najprawdopodobniej wydatnie zmniejszyć ten stan zagrożenia. Jakże słuszna i mądra wydaje się dziś uwaga starego smakosza — Brillat-Savarin (1755—1826), który stwierdził, że: „losy narodów zależą od sposobów ich odżywiania".

Selen w diecie

Jak się, więc odżywiać, aby tego selenu dostarczać organizmowi w optymalnych dawkach, tzn. nie za, wiele, ale i nie za mało? Wielu badaczy stwierdza, że niedobór tego pierwiastka jest „nowo­czesnym problemem", gdyż jest on nie tylko spłukiwany do mórz dzięki nowym metodom uprawy gleby, ale i usuwany z produktów w trakcie przemysłowej obróbki żywności. Zjawisko to może nie jest tak wyraźne, jak w przypadku innych minerałów śladowych, ale równie znaczące. Największym wrogiem selenu są węglowodany. Słodkie ciasta, wypieki, słodzone produkty zbożowe itp. mogą go w całości lub w części zniszczyć. Unikając cukru zdobywamy, więc selen. W obecności węglowodanów staje się on dla naszego organizmu bezużyteczny, bo nieprzyswajalny.

Dużo możemy go znaleźć w ży­wności pochodzącej z pełnego przemiału ziarna - nieoczyszczanej, nierafinowanej i niesłodzonej, a przede wszystkim z soli morskiej i jej odpowiednika — soli kopalnej. Bogatymi źródłami selenu są produkty mórz i oceanów, a więc ryby, szczególnie śledzie, oraz nie bardzo u nas dostępne „frutti di mare" (owoce morza), a więc: kraby, homary, langusty, krewetki i dostępne, już kalmary. Dużo tego mikroelementu jest też w nerkach wieprzowych, woło­wych i cielęcych oraz w wątrobie i sercu. Sporo jest go w żółtku jaj i towarzyszy mu witamina E. Niestety, sporo selenu tracą produkty podczas obróbki, np. w puszkach i koncentra­tach jest go o połowę mniej niż w surowcach świeżych.

Z produktów pochodzenia roślinnego skarby selenowe są w otrę­bach pszennych, kiełkach pszenicy, ziarnach kukurydzy, pomidorach, drożdżach, grzybach i czosnku, a także w pieczywie razowym i innych produktach z mąki z pełnego przemiału. Mleko kobiece (wg dr Money) zawiera 2 razy więcej selenu i 5-6 razy więcej witaminy E niż krowie. Tym też m. in. tłumaczy się nagłe, bez przyczyny, zgony niemowląt chłopców, którzy potrzebują o wiele więcej selenu (nie tylko cynku), niż dziewczynki, a są karmieni wyłącznie mlekiem krowim. Oto cała tajemnica. Badano wątroby takich niespodziewanie zmarłych niemowląt płci męskiej. Okazało się, że miały wyraźne niedobory witaminy E i selenu. Mikroskopijne ilości tego minerału mogą nawet decydować o na­szym życiu.

Kukurydza

Jednym ze smaczniejszych, a przy tym łatwo dostępnych, źródeł selenu jest kukurydza. Ale nie każda jej odmiana. Płatki kukury­dziane, tzn. corn flakes, pochodzą­ce z odmian bogatych w ten składnik, mogą zawierać go w iloś­ciach wystarczających dla profilaktyki. Garść takich płatków jada­nych np. codziennie na śniadanie z mlekiem — byle bez cukru!  może odegrać dużą rolę w zapobieganiu chorobom nowotworo­wym. Ale należałoby się domagać, aby na opakowaniach była podawana aktualna, zbadana zawartość selenu. Ponadto dzisiejsza modyfikowana, niczym nie przypomina tej z dawnych lat.

Zwyczajne drożdże

Jarosze i wegetarianie mogą mieć niedobory selenu. Bo choć m. in. chleb razowy zawiera go 3 razy więcej od pieczywa białego, a dmuchany ryż też dostarcza sporych ilości, to jednak jarzyny, zwłaszcza z gleb ubogich w selen, nie są jego wystarczającym źródłem. Ale bardzo bogatym źródłem tego pierwiastka są przede wszystkim drożdże. Na marginesie warto zaznaczyć, że metoda oznaczania selenu należy do najtrudniejszych, stąd podawanie bezwzględnych ilości należy przyjmować zawsze z zastrzeżeniem. Drożdże, zwłaszcza piwne, są chyba najlepszym źródłem selenu nie dlatego, że mają go dużo, ale jest on w postaci dobrze przy­swajalnej i ma największą moc biologiczną.

Już w 1950 r. wykry­to, że drożdże zawierają tajemniczy czynnik-3, który zapobiega chorobom zwierząt laboratoryjnych (obumieranie, nekroza wątro­by u szczurów). Próbowano wszelkich możliwych i znanych środków żywnościowych, zapobiegających nekrozie wątroby, a i tak rozwija­ła się w ciągu 22 dni. Kiedy jednak dodawano szczurom do karmy drożdży, i to nawet w małych ilościach, już wystarczało, by zupełnie proces choroby zatrzymać. Ten czynnik-3 okazał się selenem. Najlepsze w tym wypadku są drożdże piwne, choć mogą też być i zwykłe piekarskie.

Jak jeść drożdże?

Wielu żywieniowców uważa, że 2 g dziennie drożdży piwnych dla zdrowego człowieka, to dawka zupełnie wystarczająca. Ale drożdże piwne i piekarskie mają zbyt dużo kwasów nukleinowych (ok. 14-15%), co nie zawsze jest korzystne dla organizmu. Można wprawdzie te kwasy, jako rozpuszczalne w wodzie, wypłukiwać, ale jest uzasadniona obawa, że „wyleje się dziecko wraz z kąpie­lą", tzn. pozbawi się drożdże także selenu i niezwykle cennych witamin z grupy B, które są przecież również rozpuszczalne w wo­dzie.

Ponadto, dopóki drożdży nie strawimy, żyją one dalej w prze­wodzie pokarmowym, a żyjąc- odżywiają się. Czym? Właśnie witaminami z grupy B, głównie biotyną, czyli witaminą H. Jest ona jednym z czynników odpornościowych, a m. in. zabezpiecza ponoć przed gruźlicą. Szczególnie sporo jest jej też w kiszonkach i tym należy tłumaczyć fakt, że krowy karmione kiszonkami nie tak łatwo zapadają na tę chorobę. A więc trzeba drożdże „zabić", zanim się je zje. Giną w tem­peraturze 60°C, czyli wystarczy zalać je wrzątkiem. Ponieważ selen ginie w słodkim środowisku, więc najlepiej byłoby pić drożdże bez cukru, zalane wrzącą wodą lub mlekiem. Ale jest jeszcze inny smaczny sposób ich podawania.

Zwyczajny czosnek

Jest bogatym źródłem selenu, choć zawiera i wiele innych waż­nych składników, jak białko (5,6%), węglowodany oraz rozmaite składniki mineralne (m. in. wapń, fosfor, żelazo, magnez). Ma bo­gactwo witamin z grupy B oraz witaminę C, ponadto - związki cukrowe no i znany zapach, który pochodzi z glikozydu alliny. Allina pod wpływem enzymu allinazy rozpada się na fruktozę i allicynę — lotny związek siarkowy o charakterystycznym przykrym zapachu. Ważniejsze jest jednak to, że ten lotny związek jest bak­teriobójczy. Są też podobno w czosnku związki o działaniu hormo­nalnym, a nawet i pewne ilości radioaktywnego uranu. Na pewno  znajdują, się w nim( fitoncydy, czosnek jest nawet ich najbogatszym źródłem).

Fitoncydy odkrył w latach czterdziestych radziecki uczony Borys Tokin. Są to substancje lotne, znajdujące się w soku roślin, które działają grzybo- bakterio- i pierwotniakobójczo, a są wytwarzane przez niektóre rośliny wyższe. Im też Tokin przypisywał rolę natu­ralnej odporności roślin na zakażenia. Proces suszenia przeważnie powoduje zniszczenie fitoncydów, niemniej jednak całe ich bogac­two posiadają takie rośliny, jak: czosnek, cebula, chrzan, koper, Czeremcha itp. Fitoncydy nie są lekami w tradycyjnym zrozumieniu, mają jed­nak praktyczne zastosowanie jak np. środki konserwujące. Przykładem może tu być chrzan z cielęciną lub szynką, czosnek w kiszonkach itd.

Chrzan, jak stwierdzono w krakowskiej Klinice Hematologicz­nej, jest potężnym czynnikiem hamującym rozwój grzybów i pleśni (również i toksynotwórczych), na co dotąd nie zwrócono dosta­tecznej uwagi. O czosnku się mówi, że „działa jak karbol w jamie ustnej" - bo tak zabija wszystkie drobnoustroje i silnie pachnie. W każdym razie odkaża on przewód pokarmowy, narządy oddechowe, leczy przewlekłe biegunki, miażdżycę, zapobiega chorobom zwyrodnie­niowym starości, arteriosklerozie i zawałom serca. Właśnie, sprawa serca. W USA np. na każde 3 zgony jeden jest spowodowany chorobą serca. Ale w Hiszpanii, jeden na 17 zgonów. Amerykańskie foldery przestrzegają swoich turystów, wybierają­cych się do Hiszpanii, że jest to kraj cuchnący czosnkiem. Potrafią nawet złośliwie twierdzić, że „torreador może zabić byka samym oddechem”, gdyż przed walką je szczególnie dużo tej przyprawy.

Czosnek hiszpański — bardzo smaczny, w ząbkach tak dużych, jak cała główka u nas — jest łam rzeczywiście powszechnie jadany. Wiara w to, że dodaje sił, energii i odwagi przetrwała chyba od czasów budowy egipskich piramid lub  jak to się ładnie mówi  ginie w pomrokach dziejów. Co prawda nie można stwierdzić z całą pewnością, że to tylko czosnek jest przyczyną tak stosunkowo rzadkich zgonów na serce w Hiszpanii, bo np. używa się w tym kraju tylko i wyłącznie soli morskiej, bogatej w mikroelementy, a więc i w selen, i w mag­nez. Na ogół jednak wielu uczonych w świecie całą zasługę przy­pisuje właśnie czosnkowi.

Tym bardziej, że i Włosi rzadziej umie­rają na serce od np. Brytyjczyków czy Amerykanów, a w ich kuchni też podaje się sporo czosnku, choć dwa razy mniej niż w Hisz­panii. Czosnek ratuje nie tylko serce. Podobnie jak cebula, jedzony razem z mięsem przeciwdziała złym skutkom spożywanie tłuszczów nasyconych, szkodliwemu działaniu nadmiaru cholesterolu, a także zakrzepom. Hinduska medycyna ludowa od tysięcy lat zwracała na to uwagę. Lekarze hinduscy twierdzą również, że działa on niczym lek antycukrzycowy, bo oczyszcza krew z nadmiaru glukozy. Ludność Etiopii ma najwyższy na świecie poziom cholesterolu we krwi, ale notuje się tam bardzo niewiele przypadków chorych na arteriosklerozę. Jada się w tym kraju czosnek chętnie, często i dużo. 

Selen- niedobór  szkodliwy dla zdrowia

Cudzoziemcy w Hiszpanii nierzadko chorują na dezynterię, któ­rą mieszkańcy tego kraju leczą czosnkiem. Podobnie i w Meksyku. Kto cierpi na żołądek, temu zaleca się, aby codziennie połykał „perełkę" soku czosnkowego. Dr Marcowici z Włoch, po 25 latach doświadczeń i obserwacji, doszedł do wniosku, że czosnkiem leczy się najskuteczniej różnego typu bakteryjne biegunki — chroniczne i ostre, oraz dezynterię, a nawet ponoć tzw. cholerę. Podczas II wojny światowej, gdy brak było we Włoszech lekarstw, leczył on czosnkiem, z doskonałym skutkiem, niemal wszystkich pacjentów z chorobami przewodu pokarmowego. W jednym z doświadczeń stwierdził, że 2,5 g suche­go, sproszkowanego czosnku może uratować króliki przed 10-krotną śmiertelną dawką toksyny dyzenteryjnej. Już w starożytności, w Babilonie, Egipcie, Grecji, Rzymie, w Indiach i Chinach, jadano czosnek przy chorobach przewodu pokarmowego i przeciw robaczycy.

A w naszych czasach słynny dr Albert Schweitzer dawał go z dobrym skutkiem chorym na tyfus i cholerę. W 1970 r. biolog Eldon L. Reeves stwierdził, że czosnek po­wstrzymuje rozrost komórek rakowych. Potwierdza to klasyczne już doświadczenie na myszach. Podawano rakowatym zwierzętom pre­parat z olejku czosnkowego (podobny do naszego aliofilu) i żyły one znacznie dłużej niż grupa myszy, która czosnku nie dostawa­ła.  Dr F. G. Piotrowski z uniwersytetu w Genewie próbował leczyć czosnkiem u 100 chorych różne stadia nadciśnienia. Otóż z tej setki 40% po 3-4 dniach odczuło wyraźną poprawę: ustały bóle i zawroty głowy, trudności w koncentracji itp. U następnych 40% była poprawa, ale nie tak wyraźna.

Nie spodziewał się zresztą tego, bo byli wśród nich chorzy na nerki i inne dolegliwości, które trudno usunąć dietą. A jednak poprawa była. Żywieniowcy radzą, aby lecząc nadciśnienie, prócz „perełki" olejku czosnkowego, łykać „perełkę" witaminy E, a będzie to wspaniały „eliksir młodości". Oczywiście intencją było jedynie zwrócenie uwagi na na­turalny, roślinny czynnik, jakim są związki zawarte w czosnku, a nie zalecanie, by w każdej chorobie nadciśnieniowej stosować wyłącznie jadanie tej przyprawy bez porady lekarza. Zespół obja­wów, określany klinicznym terminem: „choroba nadciśnieniowa" od 1 do 4 stopnia, ma wiele przyczyn, stąd i leczenie wymaga zastosowania wieloczynnikowej taktyki. 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena