Fragment opowiadania "Zadzwoniła śmierć jak wybawienie" pochodzi ze zbioru opowiadań Elżbiety Walczak "Nienesycenie", które ukaże sie w listopadzie.

Data dodania: 2017-08-17

Wyświetleń: 601

Przedrukowań: 1

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

LITERATURA - KOMEDIA - DRAMAT

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

"Zadzwoniła śmierć jak wybawienie"

Niby było tak samo albo podobnie, ale przez ostanie kilka miesięcy coś nie grało. Nie mam na myśli porannych, radiowych audycji muzycznych, które włączam zaraz po przebudzeniu. Chociaż w zasadzie od radia się zaczęło.

Była Wielkanoc 2017 roku. Wielka Sobota - godzina siódma rano. Nastawiłam fale radiowe na 92,5 grali za szybko, a chciałam poczuć świąteczny nastrój, więc przesuwałam wskaźnik po różnych stacjach. Nie wiem czego konkretnie szukałam, może ballad albo jazzu, w każdym razie chciałam jeszcze przez pół godziny pogapić się w sufit. Mój palec zatrzymał się znowu na czymś średnio konkretnym, ale postanowiłam dać temu szansę. Usłyszałam, jak jakiś rozgoryczony facet krzyczy do słuchawki, że właśnie zadzwoniła do niego śmierć.

- I co powiedziała do pana śmierć? - Redaktorka miała miły, bardzo charakterystyczny głos.

- Że zostało mi pół godziny. Proszę nie odkładać słuchawki -  prosił.

- A gdzie ona teraz jest? – kontynuowała zadawanie pytań.

- Po drugiej stronie. – Mężczyzna wyraźnie płakał.

- Po drugiej stronie jestem ja. Proszę się mnie nie bać, nie zjem pana, ani nie zabiorę ze sobą.- Było słychać śmiechy w studio.

- Po drugiej stronie stołu, siedzi i rozkłada karty. Mam jedną wyciągnąć, jeśli to będzie AS dostanę w prezencie jeden dzień.

- A jeśli, to nie będzie AS? – zapytała.

- Nie wiem.

- To niech pan spyta.

Zapadła w słuchawce cisza.

- Powiedziała, że jeśli to nie będzie AS, to umrę.

- Czy nie wydaje się panu, że zwrócenie się o pomoc do psychiatry jest lepszym rozwiązaniem, niż dzwonienie do radia. Też tak uważałam. Chciałam przesunąć wskazówkę na inną stację, ale usłyszałam trzask i dziwny huk, którego nie byłam w stanie określić i cichutki kobiecy głos w mojej głowie : „Wszyscy byliście świadkami”.

- Chyba byliśmy świadkami czegoś niezwykłego, a teraz czas na reklamy.- Powiedziała pani redaktor i pulsowało w eterze: „Reklamy, czas na reklamy”.

Wyłączyłam radio i poszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. Nie zastanawiałam się nad sensem tego, co usłyszałam, bo takich pajaców, którzy dzwonią do radia, czy do telewizji, żeby potem odtworzyć kolegom z pracy swój niby wywiad jest paru. Myłam włosy przereklamowanym szamponem. Nie były po nim ani błyszczące, a z pewnością nie zmieniała się ich objętość i długość. Pachniał nieokreślonym zapachem, a jedyne czego chciałam masując się po skroniach, to zostać ambasadorką jakiegoś chodliwego gówna, żeby w końcu pozbyć się finansowej zapaści. Święta chyba skłaniają do takich smutnych refleksji. Śniadanie zjadłam sama, bo po raz kolejny nie spełniła się w moim życiu miłość, której pragnęłam, a stosunki rodzinne i blade twarze członków rodziny chciałam już tylko oglądać na zdjęciach. Wieczorem jadę na warsztaty rozwoju duchowego. Uznałam to, za jedyny ratunek dla siebie. Pięć dni z takimi jak ja. Może się czegoś dowiem o ludziach, którym anioły siedzą na ramionach. Zapaliłam papierosa i słuchałam burzy za oknem. O tej porze roku, to trochę dziwne – pomyślałam. Błysk za oknem spowodował, że zobaczyłam twarz swojej matki i moment w którym umierała. Nieświadoma tego faktu, zerknęłam na papierosa, który nie wiedzieć dlaczego przestał się palić. Sięgnęłam po zapalniczkę, która przestała działać. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie okna, czułam się samotna i wypalona jak ten papieros, który zgasł bez powodu. Święta pamiętam tylko z okresu dzieciństwa. Nigdy nie byłam nimi zachwycona.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena