Moje perypetie z firmą ubezpieczeniową i co z tego wynikło. Jak podejście do klienta może go zniechęcić do korzystania z usług TU.

Data dodania: 2008-09-06

Wyświetleń: 2644

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jakiś czas temu kupiłem samochód i jak to bywa w takich wypadkach, zostałem zmuszony do zapłacenia haraczu, zwanego dla niepoznaki ubezpieczeniem. Ponieważ nikt nie lubi wydawać pieniędzy bez sensu, starałem się znaleźć najtańszego ubezpieczyciela. Nie miałem na to zbyt dużo czasu, gdyż polisa po poprzednim właścicielu wygasała za kilka dni.

Usiadłem więc do komputera i zacząłem sprawdzać oferty. Większość firm posiada bardzo wygodne kalkulatory, które umożliwiają w parę chwil uzyskać informację o wysokości ubezpieczenia. Podaje się markę samochodu, model, rocznik i tym podobne dane, a po chwili wyskakuje przyprawiająca o ból portfela kwota.

W trakcie poszukiwań trafiłem na stronę dosyć mocno reklamującej się firmy, której nazwa zaczyna się na "L". To co uzyskałem w ich kalkulatorze mile mnie zaskoczyło. Faktycznie, byli tańsi. Mają jednak jedną wadę: płaci się przy odbiorze polisy od kuriera i dopiero jak zaksięgują tę kwotę polisa staje się ważna (trochę to dziwne w XXI wieku). Ponieważ miałem dosłownie parę dni, szybko zabrałem się za wypełnianie wniosku przez internet. Sprawdziłem dwa razy czy wszystko się zgadza, wpisałem adres e-mail, na który miał przyjść link do potwierdzenia i nacisnąłem wyślij. Odetchnąłem.

Coś mnie jednak tknęło. Czy na pewno wszystko się zgadzało? Kurczę, chyba pomyliłem się w adresie e-mail. Niby tylko literówka, ale nie dostanę tego linka do potwierdzenia. Nie wpadajmy w panikę, może jednak się nie pomyliłem. Poczekajmy trochę.

Czekanie niestety nic nie dało. Pomyślałem sobie, że to przecież nie problem. Wypełnię wniosek jeszcze raz. Błędne myślenie. Dana osoba może wniosek wypełnić tylko raz. OK, rozumiem - względy bezpieczeństwa. Zadzwonię do call center, a konsultant poprawi adres mailowy i sprawa będzie załatwiona. Wykręciłem numer i już po kilku minutach odsłuchiwania muzyczki połączyłem się z miłym panem.

Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak (K - konsultant; J - ja):
(K) Witam, w czym mogę pomóc?
(J) Dzień dobry, wysłałem do Państwa zgłoszenie, ale chyba pomyliłem adres emailowy i chciałbym go poprawić.
(K) Proszę o Pana dane.

Podałem swoje imię i nazwisko, i czekam. Po chwili.

(K) Nie mam w systemie polisy na Pana nazwisko.
(J) Wiem, że Pan nie ma, gdyż jeszcze takowej nie podpisałem. Wysłałem dopiero zgłoszenie przez internet. Niestety nie mogę go potwierdzić, gdyż podałem zły adres e-mail.
(K) Aha, mogę prosić jeszcze raz Pana imię i nazwisko?

Mimo iż przed chwilą podawałem, nie denerwuję się, tylko cierpliwie udzielam mu informacji i czekam.

(K) Mam już Pana zgłoszenie. Jakie dane chce Pan poprawić?
(J) Adres e-mail.
(K) Oczywiście mogę go poprawić, ale wtedy nie otrzyma Pan zniżki.
(J) Dlaczego?
(K) Gdyż skorzysta Pan z pośrednictwa konsultanta.
(J) Ale wniosek wypełniłem przez internet, Pan jedynie zmieni adres e-mail, żebym mógł dostać potwierdzenie z linkiem.
(K) Niestety, takie mamy zasady.
(J) OK, niech Pan skasuje to zgłoszenie.
(K) Nie mogę tego zrobić.
(J) A może mnie Pan połączyć z kimś kto może to zrobić?
(K) Nikt nie może usunąć zgłoszenia z systemu.

Tutaj nastąpiła chwila ciszy, gdyż byłem nieco zaskoczony. Ale postanowiłem drążyć dalej.

(J) A kiedy wygaśnie to zgłoszenie?
(K) Nie wygaśnie.
(J) Aha, czyli podsumujmy: ta jedna, drobna pomyłka spowodowała, że już nigdy nie będę mógł skorzystać z Państwa oferty internetowej, gdyż to zgłoszenie ani nie wygaśnie, ani nie może być przez Państwa usunięte. Zgadza się?
(K) Mniej więcej tak.
(J) Hmmmmm... w takim razie rezygnuję. Do widzenia.
(K) Do widzenia.

Wiem, była to moja wina, bo to ja się pomyliłem, ale zdawało mi się, że zadaniem firmy jest takie rozwiązywanie problemów klienta, żeby był zadowolony. Ale jak widać ta firma ma inną politykę. Ich strata, zysk kogo innego. Znalazłem ofertę, którą załatwiłem przez internet (bez wysyłania do mnie maili potwierdzających - jednak można), zapłaciłem przez internet (jak przystało na XXI w.) i polisę też otrzymałem przez internet, wystarczyło ją tylko podpisać i gotowe. Cała operacja zajęła mi może z 15 minut. Zapłaciłem co prawda 100 złotych więcej niż w firmie "L" (gdybym się nie pomylił) ale i tak było warto.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena