Bajka opowiada o losach Marceliny i Hubercie  oraz o Kubie ich miłosnych perypetiach.

Data dodania: 2015-11-23

Wyświetleń: 907

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

BAJKA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, siedmioma górami i morzem pełnym gwiazd było królestwo, które zwano Krókowo. Królestwo było małe, żyli tam sprawiedliwi i uczciwi ludzie, którzy zamieszkiwali jedno miasteczko i okoliczne wsie. Królestwem tym władał zacny i uczciwy król o imieniu Władysław, a zwał się Kruk. Miał on syna o imieniu Hubert - zapalonego myśliwego, który za nic miał piękne panny, które zjeżdżały się ze wszystkich części królestwa, aby spodobać się księciu. Wszyscy oczekiwali, że piękny królewicz dojrzeje i w końcu z kimś się ożeni i da rodzicom upragnionego potomka, a i sam będzie szczęśliwy.
W jednej z wsi przyległych do głównego miasta żyła uboga dziewczyna o imieniu Marcelina. Mieszkała ona z rodzicami i czwórką rodzeństwa. Była bardzo szczęśliwa, gdyż wszyscy w jej rodzinie bardzo się kochali i szanowali. Cała rodzina utrzymywała się z uprawy roli. Marcelina miała na nazwisko Ptak, gdyż wszystkie ptaki z okolicy tak lubiły tę rodzinę, że od pokoleń się do nich zlatywały. Wszyscy mieszkańcy okolicznych wsi zazdrościli rodzinie Marceliny, że zwierzątka tak ich lubią. Senior rodu – dziadek Marceliny, nieustanie powtarzał, że trzeba być po prostu dobrym człowiekiem, a wtedy wszystkie zwierzątka będą nas kochać. Marcelina rosła i mężniała. Ponieważ była bardzo piękna – miała kruczoczarne włosy i niebieskie oczy oraz szczupłą sylwetkę – wszyscy wróżyli jej szybkie zamążpójście za któregoś z okolicznych chłopców. Rzeczywiście adoratorów Marcelina miała wielu, ale niestety żaden nie podobał się pięknej dziewczynie.
Pewnego dnia Marcelina wraz ze swoją mamą pojechała do miasta Krókowa. Piękny zamek, ulice, kamieniczki, a przede wszystkim trakt królewski, planty oraz inne zabytki zachwyciły dziewczynę. Niestety obie kobietki nie miały pieniędzy na powrót do wsi i musiały iść przez okoliczne lasy. Gdy zbliżyły się już do wsi, Marcelina zobaczyła przewróconego konia z rannym młodzieńcem. Razem z mamą od razu postanowiła mu pomóc. Matka dziewczyny zawołała okolicznych mieszkańców, aby ci opatrzyli chłopaka, a Marcelina została, aby czuwać przy rannym. Gdy go zobaczyła, uderzyła ją piękna postawa tego chłopca i jego niezwykła uroda. Zaczęli rozmawiać, Marcelina najpierw nieśmiało zaczęła pytać, jak to się stało, że młodzieniec został ranny. On jej odpowiedział:
- Wiesz, gdy polowałem w okolicznych lasach napadli na mnie zbójcy, którzy mnie ograbili i pobili, a wszystkich moich towarzyszy zabili. Ja uszedłem z życiem tylko dlatego, że udałem martwego.
W tym czasie przyszli okoliczni mieszkańcy z pojazdami, aby zabrać rannego. Jeden z nich zapytał myśliwego, jak ma na imię, wtedy młodzieniec odrzekł, że nazywa się Hubert Kruk i jest następcą tronu tego królestwa. Obiecał też dzielnym mieszkańcom wioski, że w podziękowaniu za uratowanie mu życia dostaną nagrodę w postaci nowej drogi.
Marcelina po całym tym zajściu nie mogła zasnąć, wieczorem, gdy położyła się do łóżka, zdała sobie sprawę, że kocha młodego księcia. Gdy tylko wstało rano, zobaczyła, że na jej pole zleciały się kruki. Bardzo się z nich ucieszyła i pomyślała, że na pewno przyleciały do niej. Poszła do swojej mamy i opowiedziała jej o tym, że kocha Huberta i postanawia zdobyć jego serce. Mama dziewczyny była bardzo mądrą kobietą i poprosiła tylko Marcelinę, aby ta zawsze słuchała głosu swojego serca.
Marcelina wyjechała do Krókowa. Pierwszego dnia poszła na zamek i poprosiła o audiencję u księcia. Książę bardzo się ucieszył widząc piękną wybawicielkę i powiedział, że sam miał do niej pojechać, aby spełnić jej każde życzenie. Marcelina bardzo się ucieszyła tym stwierdzeniem, pomyślała, że serce młodego księcia jest jej przychylne. Więc gdy książę zapytał, czego sobie życzy, dziewczyna powiedziała
- Niczego nie chcę od ciebie, Panie, poza twoim sercem.
Młody książę nie wiedział, co powiedzieć, bardzo się tym zasmucił i powiedział:
- A dlaczego mam ci je dać?
- Marcelina odpowiedziała: Bo kocham cię jak dobrze przyprawioną golonkę z kaszą i piwem.
Książę spojrzał na dziewczynę i zaczął się śmiać. Następnie powiedział:
- Jesteś bardzo dowcipna, młoda chłopko. Ale pałace, zaszczyty i moje serce nie jest dla ciebie. Ja jestem wielkim księciem, a ty zwykła panną z wiejskiego domu.
Ale dam ci szansę zdobyć tytuł książęcy i jeśli zostaniesz księżniczką, to wtedy pogadamy. Jeśli przez najbliższy rok będziesz codziennie przychodziła pod mój pałac i stała tam, gdy ja wyjdę na balkon, to dam ci tytuł księżniczki.
Marcelina bardzo się zasmuciła tym, co powiedział książę, ale dlatego, że go bardzo kochała i przypomniała sobie słowa matki, aby zawsze słuchać swojego serca. Odpowiedziała więc: dobrze, mój książę.
W królestwie tym były cztery pory roku. Wiosna, lato jesień i zima. Marcelina zastanawiała się, jak spełni życzenie młodego księcia w czasie niekorzystnej aury, ale była bardzo dzielną dziewczyną, więc podjęła wyzwanie.
Pierwszego dnia Marcelina bardzo się wstydziła, więc przyszła pod okno księcia wieczorem, rzuciła kamieniem w okno i książę wyszedł. Powiedział:
-Ok, Marca, możesz iść, pierwszy dzień odhaczony.
Książę cały dzień myślał nad tym, czy dziewczyna przyjdzie. Dni mijały, a książę coraz bardziej się przyzwyczajał do dziewczyny i do jej uporu. Zaczął też wierzyć w to, że prosta chłopka go kocha.
Tymczasem Marcelina, aby utrzymać się w mieście, musiała zacząć pracować. Zatrudniła się więc u stolarza o nazwisku Hebel. Codziennie z nim rozmawiała i nabierała pewności, że to dobry człowiek. Jakub Hebel wypytał dziewczynę o to, dokąd chodzi codziennie. Gdy Marcelina opowiedziała mu całą historię, ten zaczął się śmiać i zaproponował dziewczynie, że będzie jej dotrzymywał towarzystwa w tym zdobywaniu serca chłopaka.
Marcelina i Jakub bardzo się zaprzyjaźnili, tymczasem Huberta przestały interesować polowania, zaczął poważnie myśleć o Marcelinie i o tym jak ta bardzo musi go kochać. Zawsze też, gdy Marcelina przychodziła do księcia, ten zaczynał z nią rozmawiać. Najpierw o pogodzie, później o ptakach, a na końcu o tym, jak bardzo Marcelina go kocha.
Pewnego dnia, gdy termin kontraktu o tytuł książęcy prawie mijał, pogoda była nienajlepsza, padał deszcz i była słota. Marcelina jak zawsze szykowała się, aby pójść pod zamek książęcy. Jakub śmiał się i żartował, że Marcelina już niedługo będzie tego żałować. Marcelina odrzekła:
- Jak to, serca ukochanego będę żałować?
Jakub odrzekł:
- Nie jego serca, lecz tego, jakim jest człowiekiem.
Marcelina jednak poszła pod zamek. Książę jak zawsze wyszedł do Marceliny na balkon i zaczęli rozmawiać.
- Coraz bardziej mi się podobasz, chłopko - rzekł książę.
Marcelina odpowiedziała:
- Dobrze książę, czy mogę już iść?
- Tak - odrzekł młody następca tronu.
Wracając w deszczu i w wietrze Marcelina odczuła niepokój w swoim sercu. Zapytała cicho: co mówisz serce?
A serce zaczęło jej wyrzucać to, co już dawno zaczęła pomału rozumieć. Przede wszystkim to, że Hubert to straszny człowiek, który nie liczy się z uczuciami innych osób. Zaczęła pomału płakać, jej serce zaczęło mówić jej o Jakubie i o tym, że on chyba ją kocha. Pobiegła szybko do swojego pokoju i pomyślała "dobrze, że w czas się opamiętałam".
Tymczasem Hubert nie mógł spać całą noc, przekręcał się z boku na bok i myślał o dzielnej dziewczynie, która najpierw uratowała mu życie, a później walczyła o swoje uczucia. Następnego dnia postanowił oficjalnie przyznać Marcelinie Ptak tytuł książęcy i poprosić ja o rękę.
Rano z całą świtą pojechał do pokoju Marceliny i zapytał, gdzie ona jest. Gdy go do niej zaprowadzono, młody książę powiedział:
-Witaj, młoda chłopko, w uznaniu twoich licznych zasług dla królestwa, to znaczy uratowania mi życia, chcę cię poprosić o rękę i nadać tytuł książęcy.
Marcelina spojrzała smutno na księcia i rzekła:
- Ale ja już nie potrzebuję tytułu książęcego ani tym bardziej twoich oświadczyn gdyż już cię nie kocham.
- Jak to mnie nie kochasz, przecież jestem następcą tronu. Mnie wszyscy kochają.
- Wszyscy oprócz mnie – powiedziała.
- Ale taki jest mój rozkaz, masz mnie kochać!
- Ale to nie jest możliwe!
Wtedy w pokoju Marceliny stanął Jakub i powiedział.
- Książę, na koniec zachowaj się z honorem i odejdź.
Książę odjechał, po drodze długo płakał, chciał zawracać i ofiarować Marcelinie pół królestwa, aby tylko ta zechciała być jego żoną. Ale wtedy jego serce powiedziało cichutko, że to nie ma sensu. Książe miał złamane serce, z tego powodu zaczął urządzać bale i przyjęcia. Nikt nie mógł go pocieszyć. Gdy tak płakał nocami, zjawił się w jego komnacie jego stary ojciec. I powiedział:
- Hubercie Kruku, długo patrzyłem na twoje postępowanie z tą dziewczyną, nic nie mówiłem, bo byłeś tak głupi, że nawet nie słuchałeś dobrych rad. Ale teraz posłuchaj, moim zdaniem jedyne lekarstwo na złamane serce to praca dla królestwa i służba narodowi.
- Czy myślisz, że to pomoże? - zapytał chłopak.
- Tak, z czasem zapomnisz o tej wspaniałej dziewczynie, i się zakochasz, mam nadzieję, że następnego razu nie zmarnujesz.
Hubert posłuchał rady ojca i zaczął pracować, wprowadził wiele udogodnień i innowacji. Królestwo odżyło dzięki jego pracy. Po dwudziestu latach ciągłych wyrzutów sumienia, że tak postąpił z Marceliną, zakochał się ponownie, tym razem był już mądrym i doświadczonym królem, który dbał nie tylko o swoje uczucia.
Marcelina wzięła ślub z Jakubem. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena