Dawno temu, kiedy zamiast dróg i ulic były ścieżki leśne, kiedy królowie zasiadali na swoich tronach, a możni panowie walczyli w pojedynkach o rękę swojej księżniczki, na obrzeżach małego państwa stał mroczny, stary  bór. 

Data dodania: 2014-12-11

Wyświetleń: 1982

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

OPOWIADANIE

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Przyjaźń ma moc podnoszenia z gruzów

Okoliczni mieszkańcy bali się zapuszczać w jego okolice, a małym dzieciom, na przestrogę, opowiadano straszne historie o ludziach, którzy w nim zabłądzili. Nie wiadomo dlaczego wszystkich ogarniał tak straszny lęk przed tym miejscem. Czy to było spowodowane starymi, wykrzywionymi drzewami, czy może dziwnymi odgłosami wydobywającymi się z lasu późną nocą? Na to pytanie nawet najstarsi mieszkańcy nie potrafili odpowiedzieć. Mimo tego, że nikt nie potrafił powiedzieć dlaczego, w całym królestwie panowało przekonanie o groźbie czającej się w tamtej okolicy.  Gdyby jednak znalazł się jeden Śmiałek, który postanowiłby przekroczyć granicę tej mrocznej krainy, co mógłby tak naprawdę tam zobaczyć? Czy przestraszyłby się powyginanych drzew, czy zwróciłby uwagę na straszne odgłosy, czy zaplątałby się w korzenie wystające nad ziemię, czy przestraszyłby się tajemniczych stworzeń tam żyjących? Odpowiedź brzmi – nie! Zapytasz, dlaczego? Otóż dlatego, że w tym lesie, wzbudzającym tak wiele obaw wśród okolicznych osad nie ma nic ciekawego… Odważny Wędrownik szybko znudziłby się swoją podróżą i zakończyłby ją tak szybko jak szybko podjął decyzję o jej rozpoczęciu. Bór ten bowiem nie różni się niczym szczególnym od innych. Są tu takie same drzewa, takie same zwierzęta i zapachy. Są otwarte polany, na których małe zające uprawiają harce, są gęstwiny tak wielkie, że nawet myszka ma problem się przez nie przedostać… Ale jest coś jeszcze… coś czego nie dostrzeże zwykły obserwator podobny do naszego Wędrowca. Jest to coś co mało kto docenia, a już nieliczni doświadczają. Tym czymś jest PRZYJAŹŃ drogi Czytelniku. Jeśli więc jest to taka wspaniała rzecz, dlaczego  nasz Śmiałek tak szybko zniechęcił się odkrywaniem świata za granicą boru? – zapytasz. A to dlatego, że Przyjaźni nie dostrzega się za pierwszym spojrzeniem. Żeby można jej było doświadczyć potrzeba czasu i cierpliwości, potrzeba zrozumienia i zaufania, ufności na tyle, by móc przy kimś być sobą, nie grać lecz otworzyć się całkowicie, „stanąć nago” z całymi swoimi zaletami i słabościami przed osobą, która je zaakceptuje i przyjmie cię całego jakim jesteś. Nasz Śmiałek tego nie miał. Nie miał czasu zatrzymywać się dłużej, nie miał czasu zagłębiać się w życie boru. Wykonał przecież zadanie, wszedł do miejsca opływającego w przerażające legendy i wróci z niego żywy, wróci jako bohater. Dlatego też mój drogi Czytelniku tak trudno było naszemu Wędrowcowi zobaczyć przyjaźń, tak trudno było się nią zachwycić. A jej historia jest przecież niesamowita…

Nie potrzeba nam teraz rozwodzić się nad okolicznościami spotkania tych dwóch osób, ważniejszy jest bowiem sam fakt narodzenia się ich przyjaźni. Ale zacznijmy od początku. W ciemny borze (o którym wspomniałam wcześniej) żyło bardzo wiele różnych gatunków zwierząt. I tak znaleźć tu mogłeś: myszki, lisy, zające, niedźwiedzie, jelenie i sarny, dzięcioła naprawiającego drzewa, wróbelka i sikorkę wyśpiewujące swoje trele, a nawet dzika oraz wiele innych, o których nie trzeba tu teraz wspominać. Było też tak, że każda grupa trzymała się razem, nie powodowało to jednak miedzy nimi konfliktów. Żyło się więc wszystkim spokojnie i bezpiecznie. Co miesiąc przy pełni księżyca wszystkie zwierzęta z każdego gatunku zbierały się na polanie, by wspólnie bawić się i śpiewać. Był to jedyny czas, kiedy możliwe stawało się poznanie osobnika z innej grupy. I właśnie w jedną z takich nocy, podczas wspólnego tańca spotkały się dwa zupełnie odmienne stworzenia: Zając Antek i Lis Kleofas. Ta noc stała się początkiem ich zażyłej przyjaźni, o której do tej pory z zapartym tchem słuchają wszystkie małe zwierzątka. Żeby zrozumieć dokładnie całą ta historie musimy na chwilkę zatrzymać się przy naszych głównych bohaterach. Kleofas był młodym, niedoświadczonym lisem. Nigdy nie miał prawdziwego przyjaciela i rozpoczynając znajomość z Zającem zastanawiał się jak ona będzie wyglądała. Inaczej rzecz przedstawiła się z Antkiem, który w tej kwestii można powiedzieć, że był ekspertem. Miał wiele różnych znajomości, wiedział więc co to przyjaźń i co przyjaźnią na pewno nie jest. Pomalutku więc wdrążał Lisa w tajniki sztuki zdobywania przyjaciół.  Gdyby przed rozpoczęciem ich znajomości, ktoś powiedział, że Lis pasuje do Zająca i odwrotnie, pewnie spotkałby się z niemałą kpiną ze strony innych. Nasi bohaterowie bowiem różnią się między sobą wszystkim, czym  tylko można. Lis jest bardziej uczynny i pilny. Zając to wcielenie lenistwa, ale natomiast to on wiedzie prym w zabawach i spotkaniach towarzyskich, jest otwarty i nie ukrywa swoich uczuć (w przeciwieństwie do Kleofasa). To tylko nieliczne z cech, które ich różnicują. Oprócz tego można dodać, że Antek ma mnóstwo kolegów, z którymi lubi aktywnie spędzać czas, natomiast Lis woli usiąść z jednym przyjacielem i spokojnie porozmawiać. Jak więc dwa tak różne charaktery znalazły wspólny język i stały się przykładem przyjaźni na następne pokolenia? Powiem Ci, drogi Czytelniku, że nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, a możesz mi wierzyć, wiele mądrych głów się nad tym zastanawiało.

Antek i Kleofas przez pewien okres spotykali się jedynie raz w miesiącu razem z wszystkimi. Z biegiem czasu jednak zaczęli zauważać, że brakuje im siebie nawzajem. Szaleli z radości, gdy nadchodziła upragniona noc i płakali ze smutku, gdy przychodziło się im rozstać. Postanowili więc wystąpić przeciw wszystkim regułom i spotykać się częściej. Ku ich zaskoczeniu zostało to przyjęte przez ogół zgromadzenia – ich znajomość dostała szansę, by zakwitnąć. Teraz już codziennie umawiali się na wspólne spędzanie dnia, a wieczorami rozchodzili się do swoich grup. Mimo tak wielkiej zażyłości jaka ich łączyła, nigdy nie zapomnieli o swoim gatunku. Dlatego też, gdy tylko nadarzyła się okazja Kleofas przedstawił swojej rodzinie Antka, którego oni od razu zaakceptowali i pokochali jak swojego. Zając doświadczając więc tak wiele akceptacji ze strony gatunku przyjaciela, czuł się wśród tej grupy jak w domu. Spędzał tam tak wiele czasu, że w końcu jego bliscy zaczęli się denerwować. Postanowił wtedy, że dzień będzie spędzał z Kleofasem, a wieczory będzie miał dla „swoich”. I tak każdego ranka wstawał wcześniej, by pobiec do Lisa. Jednak przyjaciel rzadko kiedy mógł mu poświęcić 100% swojej uwagi. To bowiem raz dalecy krewni przybyli w odwiedziny, to musiał iść na zajęcia ze zdobywania pokarmu. I tak mijały kolejne dni bez chwili czasu na wspólną zabawę i rozmowę – a przecież oboje tego tak bardzo potrzebowali. Antek cieszył się z każdej chwili spędzonej z Kleofasem, nie obchodziło go to, czy mają czas na pobycie tylko razem. Ważne dla niego było to, że przyjaciel jest blisko, że gdzieś się tu kręci. Gdy przychodził wieczór, Lis kończył wszelkie prace, do których przymusiło go stado i miał czas dla Zająca, on natomiast szedł do bliskich, by i z nimi chwilę pobyć. „Dlaczego on ode mnie odchodzi, gdy ja przecież mam teraz czas, który mogę mu poświęcić w całości? Dlaczego nie zabierze mnie tam ze sobą? Dlaczego opuszcza mnie skoro jestem jego przyjacielem? Dlaczego, dlaczego ja jeszcze nie znam tak naprawdę jego rodziny?” – takie i inne myśli kłębiły się Kleofasowi w głowie zatruwając jego relację z Antkiem. Nie raz próbował on z nim o tym porozmawiać, ale jak wytłumaczyć przyjacielowi, że coś jest nie tak, nie sprawiając mu przykrości? Lis nie chciał się bowiem narzucać. Aż nadszedł taki dzień, w którym nie wytrzymał:

- Chciałbym poznać twoją rodzinę. Ty już moją znasz. Przykro mi, gdy musisz wychodzić wieczorami i mnie ze sobą nie zabierasz. Nie wiem już, czy naprawdę traktujesz mniej jak swojego najlepszego przyjaciela. Tak mówisz mi o tym ciągle, ale ja tego nie czuję. Proszę zrób coś z tym.

 Kleofas usilnie pragnął naprawić rysy powstałe na dotychczas idealnej tafli ich przyjaźni.

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, mówię tak bo to jest prawda. Udowodnię ci to… Dziś wieczorem pójdziesz ze mną i poznasz moją rodzinę. Masz rację, tak długo się przyjaźnimy, że nie powinienem ukrywać jej już przed tobą.

Zobowiązał się Antek, który teraz zrozumiał jak nieodpowiedzialnie postąpił nie zapoznając Kleofasa z najbliższymi. „Przecież to mój przyjaciel, jak ja mogłem tak postąpić?”.

 Zając nie miał zamiaru zrobić przykrości Lisowi, dlatego też mocno przeżył to jaki ból mu sprawił swoim zachowaniem. Gdy więc nadszedł wieczór oboje udali się na spotkanie z grupą zajęcy. Antek ze znaną sobie wesołością i otwartością przedstawił swojego przyjaciela wszystkim zebranym. Kleofas zauważył jednak, że nie do końca pasuje do tego środowiska. Zastanawiał się nad tym, czy może nie przesadza za bardzo, ale zrozumiał, że żarty, które opowiadali, słowa jakimi się posługiwali i wszelkie ich działania nie mają nic wspólnego z jego wyobrażeniem Antka i jego rodziny. Zrozumiał, że nie znał go tak naprawdę mimo tego, że wydawało mu się, że wie o nim wszystko. Zając bowiem zmieniał się nie do poznania pod wpływem innych, „A może nie jest pod ich wpływem, ale to naprawdę jest on. Może to przy mnie udawał kogoś kim nie jest?”.  Zmienił się także sposób w jaki Antek odnosił się do Kleofasa. Przez to Lis czuł się poniżony i niepotrzebny. „O co chodzi?” – zastanawiał się siedząc i patrząc na bawiące się towarzystwo. Po skończonym spotkaniu przyjaciele rozstali się i każdy poszedł w swoją stronę. Antek rozmyślał nad tym jak dziwnie mu było, gdy Lis był tuż obok niego przez cały wieczór. Doszedł do przekonania, że Lis nie pasuje za bardzo do jego znajomych, że jest zupełnie inny, bardziej spokojny i kulturalny, bardziej opanowany i sztywny.  Obeszło go to jednak tylko trochę (znając jego charakter) i natychmiast o tym zapomniał, stwierdzając tylko, że i tak nie zmieni to jego miłości do przyjaciela. Natomiast Kleoś zagubił się we własnych myślach. Nie mogąc dłużej sobie z nimi poradzić, poszedł na miejsce, gdzie pewnej ciepłej, letniej nocy spotkały się dwa różne osobniki: Zając i Lis. Wspomnienia tamtych chwil przelały czarę goryczy i wszelkie smutki i żale opuściły Kleofasa wraz z potokiem łez. W końcu zmęczony płaczem, lis zasnął…

Chciałbyś drogi Czytelniku wiedzieć jak się zakończyła ta historia? Jeśli tak to musisz wiedzieć, że ma ona dobre zakończenie, ale nie zawsze tak bywa. Nie zawsze dobro zwycięża zło, nie zawsze mamy kolejną szansę by naprawić swoje czyny, nie zawsze los daje nam możliwość przeproszenia za wyrządzone krzywdy…

Kleofas nie wrócił następnego dna do swojej rodziny. Wiedział, że tam znajdzie go Antek, a chciał pobyć sam ze swoimi myślami i tęsknotami za przyjacielem jakiego znał. Tak, bo właśnie Lis już nie znał Zająca. Nie wiedział, kim on jest. Pokochał przyjaciela za to jaki był przy nim, jak się zachowywał i odzywał, za szacunek i troskę jaką go otaczał. Nie pokochał za chamstwo i złośliwości kierowane pod jego adresem, nie pokochał za niedobre maniery i szalone zachowania. Nie pokochał go takiego, bo Zając nie dał mu szansy, by Lis takim go poznał i zaakceptował. „Czy ja jeszcze chcę się z nim przyjaźnić? Jak mam się przyjaźnić z kimś kogo nie znam?”.  Postanowił więc uciec przed Zającem, by bliskość z nim nie powodowała jeszcze większego bólu, gdy jeszcze raz zostanie zraniony. Takie rozmyślania przerwał mu Antek nadchodząc z przeciwnej strony. Zamartwiał się on cały ranek o Lisa i wszędzie go szukał. Nie rozumiał dlaczego nie wyszedł mu on na spotkanie, gdy rano zapukał do jego norki. Nie wiedział, ale domyślał się, że mogło mieć to związek z wczorajszym wieczorem. Chcąc dowiedzieć się prawdy rozpoczął poszukiwania przyjaciela. Zmęczony bieganiem po lesie postanowił odpocząć na polanie zebrań wszystkich zwierząt. Docierając tam ostatkiem sił nagle zobaczył skulonego Lisa wśród zarośli. Nawet nie pomyślał, że tu mógłby go znaleźć  – było to bowiem ostatnie  miejscem, które mogłoby mu przyjść na myśl. I właśnie tam, w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło, na nowo spotkali się nasi przyjaciele. Nie było to łatwe spotkanie, ale wypełnione bólem, łzami, wyrzutami i skruchą. Nie było to proste spotkanie, bo podczas niego zarówno Lis jak i Zając uświadomili sobie jedną bardzo ważną rzecz: „Prawdziwy przyjaciel kocha cię nie za coś, ale dlatego, że po prostu jesteś”. Ta prosta prawda, ale jak trudna do uchwycenia, stała się mottem ich życia wypełnionego przyjaźnią, wzajemną miłością, szacunkiem i troską. 

To koniec naszej opowieści o pięknej, chociaż trudnej przyjaźni. Mam nadzieję, że podobała ci się ta historia, mój drogi Czytelniku. Chcę, żebyś z niej zapamiętał jedną najważniejszą rzecz. Łatwo coś z kimś zbudować, coś pięknego stworzyć, ale jeszcze prościej można to wszystko zniszczyć. Jednak gdybyś pragnął na nowo wznieść coś z gruzów, nie będzie to takie łatwe. Musisz się liczyć z konsekwencjami swoich działań, czynów i słów. Słowa ranią, czyny ranią, ale jeszcze bardziej krzepią, podnoszą na duchu i tworzą świat piękniejszym. 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena