Mówi się, że sport to zdrowie, ale bez trudu można przedstawić dowody na to, że taka hipoteza to absurd. Zdarzyło Ci się biegać po parku, w którym jakiś nierozsądny właściciel agresywnego psa spuścił swojego pupila bez smyczy? Przypadków biegaczy zaatakowanych przez psy jest coraz więcej!

Data dodania: 2014-10-08

Wyświetleń: 1007

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 1

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

1 Ocena

Licencja: Creative Commons

Za psa odpowiada właściciel. Teoretycznie.

Technicznie rzecz biorąc, poza wydzielonymi wybiegami dla psów, a wielu takich w Polsce nie ma, pies powinien być wyprowadzany na smyczy i w kagańcu. O tym, z jakim przyjęciem spotykają się te przepisy, nie trzeba nikogo przekonywać. I pół biedy, jeśli chodzi o ułożonego psa, ale takich niestety też wielu nie ma. Sporych rozmiarów psy biegające praktycznie bez opieki po parkach to zagrożenie dla biegaczy. Oczywiście – nie każdy z nich jest agresywny, ale czasem nieświadomie biegacz może sprowokować zwierzę do ataku. I w tej sytuacji nie ma co prowadzić akademickich sporów, kto ponosi odpowiedzialność – wiadomo, kto ponosi szkodę, a często również ryzykuje życiem. Warto więc zadbać o swoje bezpieczeństwo, a można to zrobić zasadniczo na dwa sposoby: gazem lub odstraszaczem.

Gaz na zwierzęta?

W dobrych sklepach z artykułami obronnymi, na przykład na hotspray.pl, można kupić gaz przeciw psom. Jest to gaz pieprzowy o przeciętnie niższym stężeniu kapsaicyny. Zaletą tego rozwiązania jest pełna skuteczność. Nie ma psa, który byłby niewrażliwy na gaz pieprzowy, a odpowiednie stężenie gwarantuje, że przynajmniej średnie i duże zwierzęta nie ucierpią trwale wskutek kontaktu z kapsaicyną. Pojemnik z gazem jest mały i lekki, z powodzeniem można go przypiąć do paska w odpowiedniej kaburze albo schować w kieszeni. Jest to środek obronny, który na pewno poradzi sobie z każdym agresywnym psem, natomiast trzeba mieć świadomość, że jest to jednak środek interwencyjny, stosowany już w przypadku zagrożenia, natomiast trudno tu mówić o jakiejkolwiek „profilaktyce”. Dlatego czasem warto rozważyć inne rozwiązanie.

Odstraszacz psów – nie robi krzywdy, ale działa.

Możesz kupić sobie ultradźwiękowy odstraszacz psów, taki jak Dazer II. Zasada działania takiego urządzenia jest prosta. Po uruchomieniu odstraszacz emituje ultradźwięki bardzo nieprzyjemne dla większości zwierząt, w tym psów. Teoretycznie powinno to spowodować, że pies ucieknie. Teoretycznie, ponieważ w przeciwieństwie do działania gazu, na działanie ultradźwięków nie każdy pies jest wrażliwy, a nie brak również osób, które szkolą swoje psy właśnie w taki sposób, aby te nie zwracały na tego rodzaju hałas większej uwagi. To oznacza, że skuteczność odstraszacza jest zawsze mniejsza niż gazu. Ultradźwięki nie powodują bowiem żadnej, nawet chwilowej zmiany fizjologii zwierzęcia, a jedynie wywołują wrażenie dyskomfortu – niektórzy ludzie reagują tak na dźwięk ostrzenia noży lub drapania po tablicy (kto się uczył w szkole z zielonymi tablicami, ten wie, o co chodzi).

Co wybrać?

Zarówno za gazem, jak i za odstraszaczem przemawia kilka ważkich argumentów. Gaz jest zawsze skuteczny, ale to odstraszacz jest środkiem mniej inwazyjnym i bezpieczniejszym dla zwierzęcia. Dlatego właśnie wybór powinien być dokonywany na podstawie rzetelnej analizy zagrożenia – jak często w czasie uprawiania sportu naprawdę chciałbyś użyć któregoś z tych środków i który zapewni Ci odpowiedni stopień bezpieczeństwa, jednocześnie umożliwiając w miarę możliwości niezadawanie niepotrzebnego dyskomfortu zwierzęciu? Pamiętać bowiem trzeba, że prawo do samoobrony nie będzie uzasadniało przemocy wobec zwierzęcia i możesz, a nawet powinieneś zadbać o swoje bezpieczeństwo, ale ochrona przed agresywnymi psami nie powinna odbywać się na zasadzie dobywania armaty na muchę.

Licencja: Creative Commons
1 Ocena