Opowiadanie w uniwersum Star Wars. Część opowiadania rozgrywa się równolegle do wydarzeń w filmach Starej Trylogii.

Data dodania: 2014-04-10

Wyświetleń: 1233

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

OPOWIADANIE

0 Ocena

Licencja: Copyright - zastrzeżona

|| 2 ABY - Narodziny ||


Zachód słońca na Taris. Piękny widok z wieżowca w Górnym Mieście. Na zewnątrz wiał przyjemny ciepły wiatr. Jednak od wschodu już zbliżały się ciemne, deszczowe chmury. Z daleka widać było trzaskające pioruny w innym rejonie. Zanim nadeszła północ w okolicy rozpętała się burza. W tym czasie w jednym z wieżowców w mieszkaniu bogatego przedsiębiorcy urodził się chłopiec.
-Riyuk, nazwijmy go Riyuk, Lerionie. -Mówiła do męża kobieta trzymająca w objęciach nowo narodzonego syna. Radośnie i z dumą patrzyła na dziecko.
-Oczywiście Yen...-Odpowiedział jakby obojętnie ojciec patrząc przez okno.
Droid medyczny zbadał malca i jego matkę. Wszystko było w porządku.
-Lerionie, dlaczego mam wrażenie, że się nie cieszysz?
-Ależ cieszę się...-mimowolnie spojrzał w kierunku kobiety. -Jednak mam złe przeczucia. Babka zawsze mi mówiła, że burza nie zwiastuje nic dobrego. Szczególnie w chwili narodzin...
-Ah, kochanie, nie przejmuj się starymi zabobonami. Ja nie wierzę w żadne wymysły babek.
-Mam nadzieję, że masz racje.-Uśmiechnął się minimalnie.
Następnego dnia ojca już nie było w domu. Poleciał robić interesy na inną planetę. Yenna została z dzieckiem sama nie licząc droida do pomocy. Taka sytuacja była przez większość czasu i Riyuk wychowywał się bardzo rzadko widząc tatę.

|| 6 ABY - Dzieciństwo ||


-Cześć mały, jak masz na imię?-Radośnie spytała nowa opiekunka dla dziecka.
-Jeśtem Ljuk Lifhodeglant-Zaseplenił czteroletni malec. Opiekunka miło się uśmiechnęła.
-Rozumie Pani-Zaczęła matka Riyuka.-Ja i jego ojciec jesteśmy zajęci pracą, mąż rzadko bywa w domu, ja też pracuję do późna. Pomoc opiekunki byłaby nieoceniona. Mam nadzieję, że nie będzie Pani miała kłopotów z małym.
-Oczywiście, myślę że uda nam się zaprzyjaźnić.-Uśmiechnęła się i puściła oczko do chłopca.
Była młodą, około 17 lat, Togrutanką. Nigdy nikomu nie opowiadała jak znalazła się na Taris, jednak było pewne, że nie urodziła się na tej planecie, a na imię miała Arilia.
Yen zaprosiła nową opiekunkę do salonu gdzie przekazała jej wszystkie szczegóły dotyczące pracy.

|| 7 ABY - Dzieciństwo c.d. ||


Był wieczór. Jak przez miniony rok i tego dnia Riyuk bawił się z Aril, jak ją sam nazywał. Togrutanka właśnie podnosiła miniaturowy model statku kosmicznego, gdy ten, niespodziewanie wyleciał jej z rak i wylądował obok chłopca. Ze zdziwienia znieruchomiała i wpatrywała się przez chwile w zabawkę. Zdumienie zostało przerwane dźwiękiem otwieranych drzwi. Riyuk pierwszy się poderwał i pobiegł zobaczyć kto przyszedł.
-Tata! - Rzucił się na szyję ojcu. Do przedpokoju weszła Arilia.
-Dzień dobry Panu. - Przywitała się uprzejmie z lekką pokorą.
-O, witaj, udało mi się wcześniej wrócić z delegacji. - Wytłumaczył widząc zdziwioną jego obecnością opiekunkę. -Widzę, ze dobrze sobie radzisz. Jesteś z nami już rok i ani razu nie zawiodłaś.
-Dziękuję Panie Rivholdegrant. - Odpowiedziała lekko skłaniając głowę.
-Proszę, zrób kawę i zapraszam cię do salonu. Musimy porozmawiać.
Aril przez całe to zamieszanie zupełnie wyleciał z głowy incydent z odlatującą zabawką. Chłopiec poszedł spać do swojej sypialni, a ojciec i niania rozmawiali w salonie. Riyuk zanim zasnął słyszał jeszcze strzępki rozmowy.
-Co?! Dlaczego?!
-Chcę, żeby Riyuk przejął moją firmę. W zarządzaniu nią nie pomoże mu przywiązanie. Nie chcę go uczyć by przyzwyczajał się do różnych osób.
-Ale mi naprawdę na nim zależy! - Mówiła ze łzami w oczach Togrutanka. -Przecież Pan go skrzywdzi!
Chłopiec, niewiele rozumiejąc, zasnął.

* * *


Następnego dnia Riyuk obudził się i jak co rano poszedł do salonu. Oczekiwał, że będzie tam na niego czekała Aril ze śniadaniem, jednak nie było jej tam. Wkoło stołu kręcił się droid.
-Paniczu Riyuk, zapraszam na śniadanie. - Zaprosił chłopca metalicznym głosem.
-Gdzie jest Aril? - Spytał zdezorientowany malec.
-Nie znam żadnej Aril paniczu Riyuk. Zapraszam na śniadanie.
Chłopiec nie potrafił zrozumieć co się stało. Postanowił skomunikować się ze swoimi rodzicami przez hologram.
-Tata? Nie ma Aril.
-Nie mogę teraz rozmawiać, mam ważną konferencję. - Połączenie zostało przerwane.
Próbował również połączyć się z mamą, jednak nie mógł nawiązać połączenia.
Cały dzień był niespokojny, brakowało mu przyjaciółki-opiekunki. Gdy wieczorem jego matka wróciła z pracy wytłumaczyła mu, że musieli zwolnić Arilię, bo stwierdzili, że jest już za duży na nianię. Jej miejsce miał zająć droid zajmujący się sprzątaniem i posiłkami.
-Już czas żebyś rozpoczął naukę. Codziennie po południu będzie przychodziła nauczycielka.
Chłopiec jednak niezbyt słuchał co mówiła mu mama. Docierało do niego, że Aril nie wróci. Rozpłakał się i pobiegł do swojego pokoju. Wbił głowę w poduszkę i szlochając zasnął. Rano obudził się w strasznym bałaganie. Wszystkie przedmioty z półek znajdowały się na ziemi.

|| 12 ABY - Dorastanie ||


Od czasu nowej, mechanicznej opiekunki Riyuk zamknął się w sobie. Nie cieszyły go wizyty rodziców, ani zabawa z nimi czy nianią. Większość czasu spędzał zamknięty w swoim pokoju. Czasem wychodził z domu, a gdy wracał przynosił torbę pełną różnych elektronicznych części, jednak nikt nie miał prawa wiedzieć do czego mu one potrzebne. Gdyby mógł siedziałby w pokoju konstruując coś, jednak musiał chodzić do szkoły. Nie potrafił tam znaleźć sobie wielu przyjaciół jednak odpowiadał mu taki styl bycia. Czasami do szkoły zabierał niektóre swoje konstrukcje. Nauczycieli i rówieśników bardzo dziwiła jego umiejętność. Żaden z dzieciaków w jego wieku nie zajmował się niczym podobnym i nie wierzyli Riyukowi, że sam potrafi budować takie rzeczy. Szybko nazwali go kłamcą, ale nie zwracał na to uwagi. Im był starszy tym mniejszą uwagę przywiązywał do opini innych, a jego umiejętności rosły z dnia na dzień. Miał naturalną zdolność do rozumienia działania mechanizmów.

|| 16 ABY - Usamodzielnianie ||


W wieku 14 lat Riyuk miał juz na swoim koncie kilka urządzeń własnej roboty. Komunikatory, nadajniki, pluskwy, małe droidy szpiegowskie i pomniejszoną wersję swoopa. Miała ona skrócony przód i korpus mniejszy niż w oryginalnej wersji kosztem mocy, jednak była lżejsza i łatwiejsza do ukrycia. Do zbudowania tej maszyny zainspirował go uciekający przed stróżami prawa zbir. Sprawnie lawirował między uliczkami i przechodniami i Riyuk też chciał się tego nauczyć. Pojazd został nazwany X-1 Chłopak nie pokazywał nikomu swoich dzieł. Mniejsze były ukryte w jego pokoju, a śmigacz był schowany poza domem w opuszczonej ruinie gdzie nikt poza nim nie chodził.
Riyuk często uciekał ze szkoły. Brał wtedy kilka przydatnych przedmiotów i wylatywał X-1 na niższe poziomy. Sam do końca nie wiedział dlaczego i w jakim celu to robi, jednak zawsze gdy wracał przywoził coś ze sobą. Często były to pistolety i blastery przestępców ukradzione w kantynach i śpiącym, pijanym zbirom w uliczkach. Większość z nich była częściowo zużyta, więc w domu chłopak rozbierał je na części i z tych które były sprawne budował broń na bazie DL-18 z własnymi ulepszeniami. Poświęcił tej pracy trochę czasu, szukał przydatnych informacji i planów w holosieci. Gdy skończył, schował go tam gdzie X-1.

|| 17 ABY - Ucieczka ||


Im był starszy, tym bardziej nie mógł znieść życia do jakiego zmuszali go rodzice. Nie chciał chodzić do szkoły ani przejąć w przyszłości interesu ojca. Postanowił uciec z domu i wylecieć na inną planetę. Zabrał pistolet, prowiant i kilka swoich przydatnych urządzeń. Jego rodzice byli w pracy, więc jedyny problem stanowiła mechaniczna opiekunka. Riyuk musiał poczekać do nocy gdy droidka podłączy się do ładowania. Wtedy wymknął się i poszedł po ścigacz. Odleciał nim w okolice portu kosmicznego i poczekał do świtu, aż zaczną przylatywać statki pasażerskie. Gdy chciał kupić bilet napotkał przeszkodę o której nie pomyślał. Miał zaledwie 15 lat i wydawało się podejrzane, że taki dzieciak ze śmigaczem chce sam wsiąść na statek. W końcu udało mu się przekonać sprzedawcę, że wujek zabiera go do siebie na farmę i kazał mu wsiąść do promu wcześniej. Kupił bilet i wsiadł na statek lecący na Tatooine. Wylądował w porcie Mos Espa.
Zabrał swój bagaż i X-1 i poleciał poszukać jakiegoś mieszkania. Jego uwagę przykuł sklep z droidami. Zatrzymał się przed wejściem i wszedł do środka. Wewnątrz śmierdziało smarem i olejem. Na półkach leżały przewody i części droidów. Przez drzwi za ladą widać było chodzące na zapleczu droidy sprzątające, protokolarne i astromechaniczne. Do Riyuka podszedł sprzedawca-starszy człowiek o przyjemnych rysach twarzy.
-Witam, w czym mogę pomóc?
-Szukam mieszkania i pracy. Wiesz gdzie mogę coś znaleźć?
-Dobrze trafiłeś. Akurat potrzebuję pomocnika do sklepu. Mógłbym cię przyjąć jeśli znasz się trochę na droidach i mechanice.
-Z tym niema problemu. A wie pan gdzie mógłbym zamieszkać?
-Jeśli chcesz będziesz mógł mieszkać tanio u mnie. Jestem stary i mam dosyć duże mieszkanie. Za duże tylko dla mnie. I tak właściwie to jestem Roki.
W ten sposób Riyuk znalazł pracę i mieszkanie. Od następnego dnia miał zacząć zajmować się droidami w sklepie. Roki był bardzo sympatyczną osobą i ten sklep dla niego dużo znaczył. Opowiadał chłopakowi jak odziedziczył go po ojcu, który założył go by spełnić marzenie swoje i swojego ojca-dziadka Rokiego.

|| 19 ABY - Nowe życie ||


-Młody! Przyprowadź mi tutaj tego zielonego R5! - Krzyczał pan Roki ze sklepu do chłopaka na zapleczu. Za chwilę przez drzwi za ladą przeszedł Riyuk z droidem.
-Coś jeszcze?
-Tak, idź naprawić tamtego gonka. Ma cos nie tak z akumulatorem.

-Kurwa! - Przeklął Riyuk z zaplecza zaraz po wybuchu. Wyszedł chwiejnie z zadymionego pomieszczenia do sklepu.
-Co się stało?
-Gonk się rozjebał - Odpowiedział panu Rokiemu opierając się o ladę.
-Ci Jawowie to oszuści chrzanieni. Na wszystkim chcą zarobić. Idź tam posprzątaj i zamknij sklep. Ja już idę.
Chłopak poszedł na zaplecze i włączył wiatraki odsysające dym. Pozbierał części które rozleciały się po pomieszczeniu i chciał już iść, gdy usłyszał ze sklepu rozmowę.
-Bierz co lepsze i podkładaj. Uśmieje sie stary dziad, he he. - Mówił jeden z nich. Riyuk odbezpieczył pistolet, który nosił zawsze przy sobie i ukrywając go wszedł do sklepu.
-Moge w czymś pomóc?
-Co? Kim ty jesteś, do cholery, gówniarzu? Wynoś się stąd i powiedz dziadkowi, że jego też dopadniemy. - Mówił większy Weequay, a mniejszy rozglądał sie tępo po sklepie.
-Co chcecie zrobić?
-Nie pyskuj, stary jest nam coś winien.
-Właśnie - Dodał mniejszy.
-Ty się kretynie nie odzywaj tylko pakuj.
-Nie pozwolę wam okraść sklepu! - Krzyknął Riyuk i strzelił do Weequaya. Niestety pocisk z pistoletu nie był w stanie przebić się przez zbroję rabusia. Chłopak rzucił się na zaplecze.
-Uzbrajaj! Wychodzimy! - Wrzucili granat czasowy na zaplecze i wyszli.
Drzwi wyjściowe zaplecza były zamknięte i chłopak nie zdołał ich otworzyć. Wiedział, że bomba zaraz wybuchnie. Chwycił grubą płytę obudowy jakiegoś droida i schował się za nią.

* * *


Riyuk obudził się zawalony półkami, narzędziami i zniszczonymi droidami. Gdy próbował sie wygrzebać, zauważył, że niema palców u obu dłoni. Zrozpaczony próbował wydostać się na zewnątrz jednak był zbyt wycieńczony przez upływ krwi i udało mu się dostać tylko do sklepu. Zemdlał.

* * *


Chłopak został znaleziony w zniszczonym sklepie przez pana Rokiego. Zabrał go on do szpitala gdzie zaopiekowała się nim służba medyczna. Zaszyto mu rany na ciele i dłoniach.
-Co.. się stało? - Spytał Riyuk po przebudzeniu. - Gdzie moje palce?
-Leż spokojnie. Musisz odpocząć. Straciłeś sporo krwi. Niestety nie mogliśmy ci na razie pomóc z palcami. Nie zajmujemy się protezami. - mówił spokojnie Twilek w białym fartuchu. Riyuk nie mógł znieść, że nie udało mu się ocalić sklepu i na dodatek został okaleczony. Leżał wściekły i mokry od potu. Myślał nad odszukaniem bandytów i zemstą i nawet nie zauważył, że lekarz wstrzyknął mu środek usypiający. Zakręciło mu się w głowie i zasnął.
Śniło mu się, że biegnie przez pustynię. Jest gorąco i nigdzie nie widać, żadnego miasta ani osady. Dookoła sam piasek. Nagle zauważa przed sobą oazę. Zaczyna do niej biec ostatkiem sił. Gdy dobiega do miejsca gdzie ja widział, okazuje się, że była to tylko fatamorgana, a przed nim znajduje się Sarlacc. Łapie chłopaka macką za nogę i ciągnie do swojej paszczy. Wtedy przed oczami Riyuka pojawia się dziwny, świetlisty wir. Sprawiał wrażenie zminiaturyzowanej galaktyki. W wirze znajdowały sie okrągłe, białe plamki, które formowały się w podłużny przedmiot. Chłopak mimowolnie machnął ręką w kierunku macki sarlacca oplatającej jego nogę i poczuł, że nic go już nie trzyma. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył był świetlisty promień. Obudził się spocony zimnym potem. Oddychał ciężko i nierówno. Cały sen wydawał się bardzo realistyczny. Zastanawiał się jak udało mu się we śnie uwolnić i czym był świetlisty wir. Czy była to kolejna zwida spowodowana gorącem czy jednak coś prawdziwego? Mimo, że był to tylko sen nie dawało to chłopakowi spokoju.

* * *


Następnego dnia chłopakiem zaczęła targać jeszcze większa złość i pragnienie zemsty. Lekarz powiedział mu, że pan Roki został zabity. Riyuk od teraz każdego dnia w szpitalu myślał nad sposobem zdobycia kredytów na protezy i zemstą. Chciał odszukać tych co zniszczyli sklep i zabili pana Rokiego. Chciał zniszczyć doszczętnie ich i organizację która to zleciła.
Po wyjściu ze szpitala udał się do domu swojego byłego szefa. Pomyślał, że może znajdzie tam jakieś oszczędności. Gdy wszedł do środka jego oczom ukazało się całkowicie zdemolowane mieszkanie. Powywracane, zniszczone meble, stłuczone szkło na podłodze i rozbite ściany. Prawdopodobnie ktoś szukał tu już czegoś. Riyuk rozejrzał sie po mieszkaniu jednak nie zauważył żadnego miejsca w którym coś mogło być schowane i nieodnalezione przez wcześniejszych "gości". Zostały skradzione również jego oszczędności które pozostawił w domu. Znalazł tylko nóż wojskowy pod leżącym łóżkiem. Najprawdopodobniej zgubił go któryś ze zbirów gdy plądrowali mieszkanie. Udało mu się złapać go i wsadzić do kieszeni.
Teraz, gdy pan Roki nie żył, znowu nie miał się gdzie podziać. Nie miał również pieniędzy żeby odlecieć z planety, a bez sprawnych dłoni nie mógł również podjąć się żadnej pracy jaka mógł znaleźć na Tatooine. Postanowił udać się za miasto. Cały czas w głowie krążył mu dziwny sen. Miał nadzieję, że na pustyni coś się wydarzy. Ruszył w drogę. Po wyjściu z Mos Espy szedł prosto przed siebie przez połowę dnia. Wycieńczony i spragniony tracił nadzieje, że coś się stanie. "Może to był zwykły sen" myślał wciąż idąc, aż nagle zauważył skraplacze wilgoci. "Jeśli są skraplacze, to ktoś musi tu niedaleko mieszkać". Zauważył dom i jakieś osoby chodzące przed nim. Gdy podszedł bliżej zauważył dawną przyjaciółkę Arilię. Ostatni raz widział ją ponad 10 lat temu, ale potrafił ja rozpoznać na pierwszy rzut oka. Również ona go zauważyła i pobiegła w jego kierunku. Pomogła mu dojść do domu.
-Co ci się stało? Co tu robisz? - Pytała ze zdziwieniem Aril.
-Uciekłem i trafiłem tutaj. A ty?
-Jak to uciekłeś?! Z domu?! Cholera, co ci odbiło!
-Spokojnie, nie mogłem już tego znieść.
Aril nie była tym zdziwiona.
-Ja za pieniądze zarobione u was przyleciałam tutaj. Chciałam spokoju. Zgiełk na Taris mi nie odpowiadał. Teraz z mężem mamy farmę wilgoci. A co ci się stało?! - spytała z przerażeniem gdy zobaczyła dłonie bez palców.
-Granat. Bandyci napadli na sklep w Mos Espie.
-Opowiasz później, teraz musisz coś zjeść i odpocząć.
Riyuk obudził się następnego dnia i uświadomił sobie, że śnił mu się tej nocy sen w którym świetlisty wir uformował się w uśmiechnięta twarz. Chłopak uśmiechnął się i wyszedł z pokoju. Poszedł do jadalni gdzie czekała Arilia.
-A właściwie to gdzie jest twój mąż? - Spytał rozglądając się i wyglądając przez okno.
-Poleciał kilka dni temu do Mos Eisley. Lata tam co jakiś czas i załatwia różne sprawy.
Usiedli do stołu i Riyuk radząc sobie dłońmi bez palców zjadł posiłek i opowiedział Togrutance całą historię od chwili ucieczki z domu.
-Narozrabiałeś trochę. Ojciec miał co do ciebie spore plany.
-Nie mam zamiaru robić tego co on ode mnie chce! - Odpowiedział z oburzeniem i kontynuował posiłek.
-Nie pochwalam tego, jednak sama bym chyba tak zrobiła. - Rzekła i uśmiechnęła się do Riyuka. Spojrzał na nią i uśmiechnął się kątem ust. Po skończonym posiłku przyjaciółka zaprowadziła chłopaka do sypialni gdzie położył się spać. W nocy rozmyślał skąd wziąć forsę na protezy palców. W obecnym stanie nie mógł nic konstruować więc dla warsztatów był bezużyteczny i jako nieporadna kaleka zasnął.
Następnego dnia obudził się i poszedł do kuchni. Spotkał tam nową osobę- Zabraka - jednak nie był wytatuowany jak większość przedstawicieli jego rasy i wyglądał na bardzo miłą osobę. Uśmiechał się i zachęcił Riyuka do podejścia bliżej.
-Cześć, jestem mężem Arilii, nazywam się Birk.
-Miło mi. Riyuk. - uścisnął rękę Zabraka, co ze skróconymi palcami wyglądało trochę dziwnie.
-A właściwie to co ci się stało? - Spytał Birk patrząc na dłoń chłopaka. Wtedy do pomieszczenia weszła również Aril i oboje wysłuchali opowieści o ucieczce, pracy na Tatooine i napadzie.

-Wiesz co? Spróbuję ci pomóc. Dam ci pieniądze na protezy, a potem przez jakiś czas pomożesz nam tutaj i mi w pracy. Znasz się na maszynach więc się przydasz. - Chłopak uśmiechnął się i skinął głową na znak zgody. Jeszcze tego samego dnia polecieli do Mos Eisley i odszukali protetyka.

* * *


-Ile!? 900? - krzyknął oburzony Riyuk.
-Taniej tu nie znajdziecie. I te są dobrej jakości.
-Dam 800
-Nie mam siły się dzisiaj targować. Niech ci będzie. Idź więc tam - Wskazał ręka drzwi do pokoju zabiegowego. Chłopak był dosyć zdziwiony, że targowanie przebiegło w taki szybki sposób.
Birk zapłacił i został w poczekalni, a Riyuk wszedł do pomieszczenia. Od razu oślepiło go zbyt jasne dla niego światło lamp i biała kolorystyka pomieszczenia. Droid chirurgiczny wskazał łóżko zabiegowe. Riyuk położył się na nim i za chwilę poczuł igłę wbijającą się w jego ramię- zasnął.

Obudził się i ujrzał, że ma już zamontowane mechaniczne palce. Od razu nauczył się nimi posługiwać. Droid wykonał jeszcze tylko rutynowe badania kontrolne i było po wszystkim. Riyuk wyszedł i wrócili z Birkiem na farmę. Dla lepszego obycia się z nowymi palcami chłopak wziął się do naprawy jednego z droidów, który miał uszkodzony system sterowania ruchem. Nowe protezy sprawowały się świetnie. Wieczorem gdy wszyscy usiedli do kolacji Birk poprosił Riyuka by następnego dnia naprawił jego ścigacz. Powiedział mu też o innych urządzeniach wymagających przeglądu i udali się spać. Chłopak od samego rana zabrał się do pracy.

* * *


Po tygodniu pracy na farmie Birka i Arilii Riyuk postanowił zemścić się na zbirach którzy go okaleczyli i zabili pana Rokiego. Najpierw musiał się przygotować. Więc wyruszył do Mos Espy. Pierwszym miejscem jakie odwiedził był sklep z częściami i bronią. Kupił tanio kilka przydatnych elementów i używany, lekko zniszczony blaster i wibroostrze. Wypytał sprzedawcę czy nie wie nic na temat napadu na sklep Rokiego.
-A tam to właściwie co się stało? - Spytał Riyuk udając zdziwienie.
-Jedni mówią, że napad, a inni że wypadek. Więcej nic nie wiem. - Urwał rozmowę sprzedawca.
-Jest Pan pewien?
-No w sumie. Powiem ci tyle, że znalazłem tam emblemat szajki zwanej Piramida.
-Dzięki, miłego dnia. - Wyszedł zdziwiony, że kolejna osoba tak łatwo dała się nakłonić do współpracy.
Następnym miejscem do którego udał się była kantyna. Uznał, że jeśli szukać zbirów i informacji to najlepiej u pijaków i barmanów. Wszedł do śmierdzącego pomieszczenia nad drzwiami którego na łańcuchach przywieszona była tabliczka z nazwą "Pod Pustynnym Robalem". W środku okropnie grała pijana kapela, a przy stolikach siedziały różne brudne osoby. Za barem stał Chiss i brudną ścierką wycierał kufle. Szesnastolatek siadł przy barze i zamówił Koreliańskie Piwo. Barman przyniósł trunek i zainicjował rozmowę.
-A taki co tu robi? - Pytał badając chłopaka wzrokiem.
-Taki?
-Dzieciak. Pierwszy raz takiego widzę. Czego tu chce?
-Szukam informacji, ale ty pewnie nic nie wiesz.
-Ja nic nie wie? Chyba kpi! - oburzył się barman. Widać, że chłopak naruszył jego ambicje.
-Hmm, słyszałeś o Piramidzie?
-Piramida. Sssłyszał. - Zasyczał Chiss.
-Mów co wiesz. Chyba, że nie wiesz nic? - Podstępnie skłaniał barmana.
-Mała Piramida. Sssiedzą w norach na pustyni. Mało ich, ale co ty chce od nich?
-Da jeszcze jedno piwo - Zignorował Riyuk uzyskawszy już potrzebne informacje.
-Pytał o coś! - Przypomniał nalewając napój.
-Ciekawość. Zapomnij.
-Nie wierzy. Gadaj co od nich chce!
Riyuk dopił piwo, rzucił kredyty na ladę i wyszedł bez słowa. Wrócił na farmę. Przed kolacją zdążył rozłożyć na części kupiony blaster.
Gdy usiadł do kolacji Aril spytała jak było w mieście. Opowiedział jej o zdobytych informacjach i dalszych planach.
-Nie uważasz, że to zbyt niebezpieczne? Może po prostu odpuść?
-Nie mogę tego tak zostawić. Zacząłem więc skończę. Obiecuję, że będę ostrożny - Uśmiechnął się widząc niepewność z jej oczach.

* * *


W kolejnych dniach zajmował się na zmianę pracą na farmie i konstruowaniem blastera. Jednak im bliżej był wyprawy na pustynię, tym większe miał wątpliwości. Obawiał się czy da im radę. Jednak chęć odegrania się była w nim silniejsza i odczuwał obowiązek. Dokończył budowę broni i mógł wyruszać. Postanowił najpierw udać się do miasta i stamtąd zacząć poszukiwania członków Piramidy. W tym celu ponownie udał się do kantyny. Ubrał się w płaszcz z kapturem by przypadkiem barman go nie rozpoznał. Usiadł przy stoliku w kącie i przysłuchiwał się rozmowom innych osób w barze z nadzieją usłyszenia czegoś przydatnego. Po około 15 minutach bezowocnego czekania dosiadł się do niego Trandoshanin. Miał u pasa pistolet i na nim niewielki znak z pomarańczowym trójkątem.
-Ej, pijesz coś? - Rzucił do Riyuka chrapliwym głosem.
-Póki co nie mam kasy - Skłamał chłopak.
-A może potrzebujesz roboty? Może miałbym zlecenie dla takiego gówniarza. - Zaproponował.
-Kontynuuj.
-Jest pewien koleś od którego trzeba nam informacji, ale on już mnie rozpozna. Potrzebny ktoś nowy.
-Co to za koleś, gdzie go znajdę i kwestia zapłaty.
-Już o to się nie martw. Koleś jest urzędasem. Musisz się wypytać go o giełdę. Ma dużo informacji na ten temat. Jak zdobędziemy ten informacje to zarobimy kupę szmalu.
-Wchodzę w to. Zaprowadź mnie do tego gościa.
Wyszli z kantyny i Trandoshanin prowadził Riyuka przez wąskie, ciemne uliczki. Przestępca szedł z przodu i nie spoglądał na niepozornego chłopaka. Wtedy był najlepszy moment na atak. Riyuk dobył wibroostrze i doskoczył do bandyty. Dłonią zatkał mu usta i wbił w plecy ostrze. Po klindze spłynęła krew. Przeciwnik przez chwilę jeszcze próbował się szamotać, ale po kilku sekundach padł bez życia. Chłopak przeszukał ciało i ukrył je w kontenerze na śmieci. W kieszeniach jaszczura znalazł kilka kredytów i holodatę z zapisanym położeniem bazy Piramidy. Oddalił się z miejsca zdarzenia.
Robiło się już ciemno. Chłopak udał się pieszo poza miasto i zauważył skały z wydrążonymi jaskiniami. Przy wejściu stały 3 swoopy. Gdy wszedł w głąb jaskini słyszał różne głosy. Można było wychwycić słowa takie jak "kurewskie", "szmata" i zdania typu "kiedy ten idiota przyjedzie z kasą". Riyuk doszedł do rozgałęzienia. Przed nim były 2 korytarze. Z jednego było słychać kilku zbirów i widać było jasne światło ogniska, a z drugiego nie dochodziły żadne dźwięki. Jedynie blask zapalonej pochodni na końcu korytarza. Przysłuchiwał się głosom z pierwszego korytarza celem wychwycenia ilości osób. Udało mu się wyróżnić 2 głosy. Wszedł głębiej korytarza by widzieć zbirów. Wziął swój przerobiony blaster i wycelował w jednego. Nacisnął spust i niczego niespodziewający się Weequay padł obok ogniska. Siedzący obok Rodianin szybko chwycił pistolet i wycelował w wejście do jaskini.
-Kto tam jest! - Krzyczał, a echo niosło się po korytarzu. Za sobą usłyszał kroki. Nie mógł zostać w tym miejscu. Wyskoczył z ukrycia i oddał kilka strzałów w kierunku Rodianina. Kilka go trafiło jednak nie śmiertelnie. Zanim jednak upadł i upuścił pistolet udało mu się trafić chłopaka. Chłopak biegł wtedy schylony i pocisk przeszedł mu koło głowy zostawiając rysę obok prawego oka.
Chłopak szybko podbiegł do leżącego i ciął go wibroostrzem przez klatkę piersiową. W tej chwili do jaskini wbiegł kolejny Weequay. W rękach trzymał 2 pistolety. Zaczął strzelać w Riyuka który zasłonił się ciałem pierwszego zabitego przestępcy. Z taką tarczą udało mu się przedostać do wnęki w skale. Cały czas trzymając ciało wystawił rękę zza ściany i trafił trzeciego zbira. Odrzucił ciało i chwilę stał bez ruchu. Był wściekły na siebie, ale jednocześnie usatysfakcjonowany, że zemsta się dokonała. Ochłonął i z ciekawości poszedł sprawdzić co znajduje się w drugim korytarzu z którego najpewniej przybiegł trzeci z Piramidy. Cały czas trzymając blaster w jednej ręce i wibroostrze w drugiej poszedł w zamierzonym kierunku. Przejście nie było długie, a na jego końcu widać było światło pochodni i niewielką niszę. Wszedł do środka i jego oczom ukazała się młoda, na oko 18 lat, dziewczyna o blond włosach przykuta do ściany łańcuchem. Przy wejściu do jaskini wisiały klucze. Riyuk zabrał je i uwolnił dziewczynę. Była nieprzytomna. Wziął ją na plecy i wyniósł z jaskini. Teraz czuł się bardzo nieswojo. Chwilami nawet gardził sobą, że w taki sposób zadał tyle śmierci. Uruchomił jeden ze ścigaczy stojących przed wejściem i razem z nieznajomą poleciał na farmę Birka i Aril. Była noc więc wszyscy spali, dlatego chłopak po cichu zabrał ocaloną do swojego pokoju i położył ją na łóżku. Sobie rozłożył na podłodze koc i położył się spać.

* * *


Gdy wstał rano dziewczyna jeszcze spała. Postanowił ją obudzić. Delikatnie przejechał jej dłonią po policzku. Poruszyła się i po chwili otworzyła oczy.
-Wody? - Wypalił Riyuk na dzień dobry. Dziewczyna szybko usiadła przy ścianie. Zdziwiona i lekko przestraszona wodziła wzrokiem po pomieszczeniu.
-T...tak, poproszę. - Chłopak poszedł do kuchni i przyniósł jej szklankę napoju. Wypiła kilka łyków i była już spokojniejsza. Najwyraźniej zdała sobie sprawę, że ktoś zabrał ją z jaskini Piramidy.
-Tak właściwie to czego oni od ciebie chcieli? - Zaczął rozmowę Riyuk.
-Chcieli wyciągnąć informacje od mojego ojca. Nie wiem dokładnie o co im chodziło. - mówiła powoli.
-Ah, bym zapomniał. Jestem Riyuk. - Podał rękę na powitanie.
-Janice, miło mi. - Odpowiedziała i odścisnęła dłoń. Miała bardzo miękką i delikatną skórę jak na warunki Tatooine.

Była pora śniadania, a Riyuk nie przychodził do jadalni, więc Aril poszła sprawdzić co z nim.
-A to kto? - Powiedziała zdziwiona zaraz po wejściu.
-Eee, przepraszam, że ja tak, eee, bez zaproszenia. Właściwie to nie przyszłam tu, eee, nazywam się Janice. - Mówiła zakłopotana.
-Spokojnie. Riyuk, wyjdź na chwilę. Janice, zaraz przyniosę ci jakieś ubrania na zmianę - Zaproponowała, gdyż ubrania dziewczyny były nieco zniszczone i brudne. Domyślała się co mogło się stać patrząc na stan dziewczyny.

* * *


Riyuk poszedł od razu do jadalni i poczekał, aż przyjdzie Aril i Janice. Birka znowu nie było. Prawdopodobnie pojechał do miasta wcześniej. Po około pół godziny czekania obie przyszły. Aril poszła przygotować jedzenie, a Janice usiadła obok Riyuka. Podczas posiłku Chłopak był zmuszony opowiedzieć całe wydarzenie z nocy. Trochę niechętnie zrelacjonował co się działo. Wciąż żałował tego co zrobił.
Po śniadaniu zaproponował Janice, że odwiezie ją do domu. Zgodziła się i postanowili wyruszyć po obiedzie. Do tego czasu Riyuk zwyczajnie pracował jak co dnia, a dziewczyna przyglądała się i rozmawiała z nim. Mówiła, że chce się wyrwać z tej planety i odlecieć w przyjemniejsze rejony. Po obiedzie oboje wsiedli na śmigacz i udali się do Mos Espy. Janice pokazała drogę do domu i bez problemów tam dotarli. Na pożegnanie dziewczyna pocałowała Riyuka i powiedziała:
-Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - i pobiegła do domu. Chłopak chwilę stał bez ruchu i wrócił na farmę.

* * *


Tej nocy znowu przyśnił mu się świetlisty wir. Tym razem błyszczące plamki uformowały się w drogowskaz wskazujący port kosmiczny. Gdy poszedł w wyznaczonym kierunku zauważył ludzi wsiadających na prom. Jedna z osób w tłumie zachęciła gestem dłoni by podszedł i wsiadła na prom. Nad wejściem wyświetlał się napis: "Kurs: Manaan".

|| 19 ABY - Wyprawa ||


Obudził się mając cały czas w głowie kolejny sen z wirem. Był tak zamyślony, że zupełnie zapomniał, że tego dnia wypadają jego 17 urodziny. Przypomniał sobie o tym dopiero gdy wszedł do kuchni i czekał go specjalny posiłek z tej okazji. Aril pamiętała i przygotowała różne smakołyki. Riyuk cieszył się, że Aril o nim pamięta, ale sam fakt urodzin nie miał dla niego znaczenia. Nie czuł się przez to bardziej dojrzały, starszy czy cokolwiek. Cały czas nurtowało go co jest na Manaan i czy powinien się tam udać.
Jako, że już jakiś czas temu odpracował równowartość protez swoich palców, Birk zaczął mu wypłacać wynagrodzenie za pracę. Innym źródłem zarobków były konstruowane przez niego urządzenia, które tworzył z części starych droidów i maszyn znalezione na śmietniku. Przez kolejne 2 tygodnie zbierał kredyty na bilet na Manaan. Doszedł do wniosku, że już kiedyś zrobił tak jak wskazywał mu świetlisty wir i wyszedł na tym dobrze. Postanowił ponownie zaufać dziwnym snom. Wyruszył do Mos Eisley by zorientować się ile kosztuje bilet na Manaan. Po dotarciu do portu jego uwagę przykuła znajoma postać. Była to Janice.
-Cześć, co tu robisz? - Zagadał chłopak.
-O, nie spodziewałam się ciebie. Planuję stąd odlecieć, a ty?
-Też, wybieram się na Manaan. Właściwie nie wiem po co. Długa historia.
-To opowiesz mi na statku. Lecę tym samym kursem. Lece na Dantooine. Mieszka tam moja ciotka i chciała, żebym pomogła jej w interesie.
Wsiedli na statek odlatujący z portu w Mos Eisley jeszcze tego samego dnia. Na pokładzie Riyuk opowiedział przyjaciółce o swoich snach. Również ona uznała, że jeśli do tej pory podpowiadały mu dobrze, powinien słuchać ich nadal.
Statek wychodził z nadświetlnej przy kolejnym przystanku. Nadszedł czas na Manaan. Cel podróży Riyuka.
-Pozostaniemy w kontakcie. - Powiedział do Janice na pożegnanie i wysiadł z promu.
Stojąc przy lądowisku patrzył się na odlatujący statek. Pod nim rozciągało się morze. Cieszył się z wyboru. Wiedział, że tutaj czeka go coś nowego i dobrego.|| 19 ABY - Nowa droga ||

Riyuk jak co dzień wrócił z pracy. Pracował na Manaan w warsztacie. Po pracy przychodził do mieszkania jadł, mył się i kładł się spać. Czasami zanim zasnął zastanawiał się co robi na tej planecie.
Tej nocy przyśnił się chłopakowi dziwny sen podobny do tych, które już miewał. Tym razem idąc ulicami świetlisty wir uformował się w liczby. Były to numery 2, 3 i 1. Pojawiały się one na tle portu kosmicznego.
Obudził się rano i zaczął zastanawiać się nad "wizją", jak zaczął nazywać dziwne sny. Nie udało mu się ustalić niczego sensownego, jednak postanowił znowu zaufać wirowi i udał się w kierunku portu kosmicznego. Gdy zbliżał się do wejścia zauważył nadlatujący prom. Wszedł do środka i udał się w kierunku lądowiska na którym wylądował widziany statek. Po otwarciu się rampy z pojazdu wysiadły dwie osoby. Z zasłyszanej rozmowy wynikało, że poszukują hangaru nr. 231 i niejakiego Sasa Ablazera.
"Hangar 231- liczby z wizji" - Pomyślał Riyuk i postanowił dowiedzieć się więcej o planowanym spotkaniu. Później spotkał więcej osób również zainteresowanych tym spotkaniem.
Zostawił pracę i mieszkanie i bez namysłu pozostał z tymi osobami. Następnie wszyscy polecieli z przybyłym Sasem Ablazerem na Yavin IV - do Akademii Jedi.

|| 22 - 23 ABY - Katharsis ||

Po przejściu przez bramę, Riyuk udał się przez dolinę w kierunku dżungli. Nie miał konkretnego obranego celu podróży. Czas spędzony na wędrówce miał być czasem oczyszczenia umysłu z problemów, złych wspomnień i porażek.
Przed zmrokiem udało mu się znaleźć pustą jaskinię, gdzie mógł spędzić noc. Zjadł część prowiantu, który zapakował do torby i położył się spać. Pierwszej nocy ciągle rozmyślał o swoich nieudolnych zaliczeniach i porażce w Dolinie Nagi Sadowa. Spoglądał z pogardą na mechaniczne nogi i spluwał na ziemię. Następnego dnia po zjedzeniu rano kolejnej porcji z prowiantu, postanowił zapolować, żeby mieć co później jeść. Zabrał swoje rzeczy i poszedł dalej zagłębiając się w dżunglę. Znał tę okolicę, bo była częstym celem wypraw z innymi studentami Akademii Jedi. Wiedział w którym kierunku się udać by dotrzeć do obozu treningowego czy do innych znajomych miejsc, jednak postanowił pójść w zupełnie nieznanym kierunku. Po około godzinie drogi dotarł do źródełka gdzie napełnił butelkę wodą i chwilę odpoczął. Wsłuchując się w cisze, nagle usłyszał trzask łamanych gałązek i szelest liści. Rozejrzał się za sobą i w odległości kilkunastu metrów od siebie dostrzegł zbliżającego się do źródełka raptora. „Hmmm, mięso” - pomyślał Riyuk i zaczaił się na zwierze za skałą nieopodal jeziorka. Czekał cierpliwie, aż bestia zbliży się do wody i gdy będzie zajęta zaspokajaniem pragnienia, upolować ją. Zapomniał jednak o pewnym szczególe. Gdy raptor zbliżył się do wodopoju, od razu zwęszył obecność Riyuka. Plan zakradnięcia się i łatwego zdobycia pożywienia ustąpił miejsca walce z bestią. Po kilku chwilach polegających na skokach za plecy zwierzęcia i atakowaniu ze skutecznością na jaką pozwalała siła relacytowego ostrza, raptor padł na wilgotną ziemię. Riyuk oskórował gada i zapakował do torby mięso, a nie mieszczące się pozostałości zostawił padlinożercom. Obmył się w wodzie i ruszył w dalszą drogę. Kolejne dni, tygodnie i miesiące również skupiały się na ciągłym przemierzaniu planety, zdobywaniu pożywienia i szukaniu schronienia na noc.

* * *

Po około 5 miesiącach od wyruszenia z Akademii Jedi, Riyuk nie wiedział w jakim rejonie planety się znajduje. Każdego dnia szedł w nieokreślonym kierunku i zmagał się z trudnościami życia w dziczy. Ostatnie 5 miesięcy był to czas zupełnie pozbawiony wygód, ciepłego posłania, smacznego posiłku czy nawet kontaktów z innymi ludźmi. Gdyby w tym momencie ktoś go spotkał, zobaczyłby brudnego, zarośniętego młodego mężczyznę, a osoby które wcześniej go znały z pewnością zauważyłyby, że schudł i zmarniał. Pod brudem, który zmywał w okazyjnie napotkanych akwenach kryła się blada ze zmęczenia i braku składników odżywczych, twarz. Niektóre rejony planety były bardzo ubogie w zwierzynę i jedyne czym chłopak mógł się żywić były jadalne rośliny i owoce, które gdzieniegdzie udawało się znaleźć. Zmęczony przedzierał się przez dżungle i doliny.
Zbliżał się już wieczór gdy Riyuk dotarł do rzeki. Była szeroka i głęboka, ale płynęła w miarę spokojnie. Nie znalazłszy żadnego schronienia w pobliżu postanowił częściowo kontynuować podróż z prądem rzeki. Ściął mieczem wysokie drzewo, pociął je na kilka bali i związał lianami. "Mam nadzieję, że wytrzyma" życzył sobie w duchu. Przez czas w którym chłopak budował tratwę słońce zdążyło już schować się za horyzontem pozostawiając niewielką już poświatę na zachodzie. Na niebie było widać Yavin Prime, od którego odbijało się światło oświetlające Yavin IV. Riyuk uniósł tratwę posługując się Mocą i opuścił ją na rzekę. Stanął na "pokładzie" i odepchnął się od brzegu. Od tego momentu podróż była podporządkowana nurtowi rzeki. Chłopak usiadł i skoncentrował się na stabilizowaniu tratwy i kierowaniu nią wykorzystując pomoc wszechobecnej Mocy. Głód i zmęczenie zaczynały się potęgować. Dookoła zaczynało robić się coraz ciemniej. Riyuk rozglądał się po obu brzegach w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Widoczność była już coraz mniejsza, a zmęczenie zaburzało koncentrację i utrudniało sterowanie tratwą. Wpatrzony w jeden z brzegów chłopak poczuł turbulencję, usłyszał huk i w tej samej chwili znalazł się w wodzie pośród bali z których była zbudowana tratwa. Odpływając niesiony przez nurt rzeki widział za sobą spory głaz wystający ponad taflę wody. Woda była pobudzająco chłodna, a dodatkowy przypływ adrenaliny dodał chłopakowi sił i udało mu się wpław dotrzeć do jednego z brzegów. Cały przemoczony wczołgał się na ląd. Na kolanach odszedł kilka metrów od rzeki i przeturlał się na plecy. Leżał chwilę ciężko oddychając i patrząc w gwiazdy. Leżał tak kilka minut łapiąc oddech i myśląc co począć dalej. Podniósł się i spojrzał wgłąb lądu. Zauważył coś, czego się zupełnie nie spodziewał i czego nie widział wychodząc z rzeki patrząc się w ziemię. Przed nim znajdowały się budowle przypominające stylem budowy architekturę Massassich. Budowle przypominały piramidy, a po środku znajdował się dziedziniec. Było już późno, a Riyuk był zmęczony więc wszedł chciał jak najszybciej znaleźć jakieś miejsce do spędzenia nocy. Po przeciwnej stronie dziedzińca znajdowała się wieża, do której jednak nie prowadziły żadne schody, ani nie było bezpośredniego wejścia. W jej najwyższej części była pusta przestrzeń. Tam chłopak postanowił przenocować bezpiecznie od zwierząt i nie rzucając się w oczy.

Rankiem Riyuk chciał przyjrzeć się bliżej odkrytym budowlom. Z miejsca w którym spał mógł obejrzeć panoramę kompleksu oświetlonego dziennym światłem. Całość była otoczona górami, a z jednej strony przepływała rzeka, którą chłopak tu trafił. Piramidy, którymi był otoczony dziedziniec posiadały kilka wejść do środka, na czubki prowadziły schody, a tam znajdowały się konstrukcje przypominające ołtarze. Po innej stronie był duży otwarty budynek. Dziedziniec był wyłożony kamieniami układającymi się w jakiś wzór. Znajdował się na nim również basen z wodą w której pływało pełno liści i przeróżnych naturalnych zanieczyszczeń. Stojąc na jednej z piramid Riyuk dostrzegł kilka howlerów u podnóża góry poszukujących pożywienia miedzy drzewami. Oblizał się i ruszył w kierunku zwierząt.

Dzień minął szybko na przyglądaniu się kompleksowi. Riyuk postanowił zostać tutaj trochę dłużej, żeby odpocząć i dokładniej obejrzeć odnalezione budowle. Dzień chylił sie ku końcowi, a chłopak patrzył w niebo siedząc przy ognisku nad którym smażył mięso i które dawało ciepło w chłodną noc. Przez kilka następnych tygodni, znalezione miejsce służyło chłopakowi za bazę wypadową. Przedostawał się na przeciwny brzeg rzeki, żeby polować, a ze zdobyczami wracał na teren świątyni, gdzie oprawiał zwierzynę, przyrządzał mięso i zbierał siły.

* * *

Czas spędzony w odnalezionej świątyni pozwolił Riyukowi odzyskać siły na dalszą wędrówkę. Był to również czas przemyśleń, na które nie miał tyle czasu będąc w ciągłej podróży. Odnaleziony kompleks przypominał chłopakowi Akademię Jedi. Wracał wspomnieniami do treningów, wypadów do dżungli, walk z innymi studentami i mistrzami. Wspominając szkolenie i wszystkie sytuacje związane z Akademią, pojawiał mu się uśmiech na twarzy. Były to dobre wspomnienia. Mechaniczne nogi nie przypominały już porażki, zniknęło poczucie beznadziejności związane z problemami na treningach. Gdy myślał o tych rzeczach traktował je już jako zwykłe wspomnienia i nabrał do nich dystansu. Riyuk był już gotowy by wrócić i kontynuować szkolenie. Jedynym problemem było to, że nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Wiedział tylko, że jest gdzieś daleko od Akademii i odszukanie jej na pewno zajmie mu sporo czasu. Wsłuchując się we wskazówki dawane mu przez Moc rozpoczął poszukiwania świątyni w której byli jego znajomi, mentorzy i z którą wiązało się tak dużo wspomnień.

* * *

Od ostatniego przekroczenia przez bramę Akademii Jedi minął prawie rok. Riyuk wyruszył zdruzgotany i z bagażem porażek i niepowodzeń. Teraz stał patrząc w kierunku świątyni oczyszczony, zdystansowany i pogodzony z przeszłością. Brudną, zarośniętą twarz omiatał mu ciepły wietrzyk. Powiew świeżości i nowego rozdziału życia. Riyuk z uśmiechem na twarzy przeszedł przez bramę wracając na ścieżkę, na którą kiedyś przywiodła go Moc.

Licencja: Copyright - zastrzeżona
0 Ocena