Kilkanaście dni temu Giełda Papierów Wartościowych obchodziła swoje 17 urodziny. Nie tak dawno pisałem o planach GPW dotyczących stworzenia specjalnego segmentu dla tzw. spółek groszowych ,“listy alertów” dla spółek o niskiej płynności lub będących w poważnych tarapatach finansowych z upadłością włącznie.

Data dodania: 2008-04-24

Wyświetleń: 3137

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Ostatnie dni przyniosły kolejne informacje co do planów reformowania GPW.
Główna z nich to wydłużenie sesji giełdowej łącznie o 1,5 godz.
Obecnie sesja trwa od 9.30 do 16.30. Docelowo miałoby to być 9.00-17.30.
Pomysł ten nie spodobał się za bardzo przedstawicielom domów maklerskich, którzy przyznają otwarcie, że wydłużenie sesji oznacza dla nich wyższe koszty funkcjonowania. Zmuszanie pracowników do dłuższej pracy będzie wymagało od nich podwyższenia im pensji lub zatrudnienia dodatkowych maklerów, których i tak na rynku jest niedostatek.

Plan wydłużenia sesji prezes GPW, Ludwik Sobolewski, argumentuje potrzebą dostosowania się do rynków europejskich. Tam handel akcjami rusza o godz. 9.00 i kończy się o 17.30.
Pytanie czy polska giełda będąca “mikrusem” pod względem obrotów akcjami musi pracować równie długo jak największa giełda Europy London Stock Exchange, której średnie obroty akcjami są kilkunastokrotnie większe niż na GPW w najlepsze dni.
Dostosowanie godzin pracy do giełd europejskich można by tłumaczyć chęcią ułatwienia handlu polskimi akcjami zagranicznym, w tym głównie amerykańskim inwestorom, którzy jak wiadomo działają w innej strefie czasowej. Problem w tym, że wartość obrotów GPW stanowi 0,10% światowego obrotu na rynkach akcji. Smutna prawda jest taka, że GPW nic nie znaczy na światowej mapie giełd i wydłużenie sesji o 1,5 godziny nie zwiększy tego udziału o więcej jak kolejny promil w światowym obrocie akcjami. Oprócz wielce prawdopodobnego zwiększenia kosztów działania biur maklerskich pożytek z takiej operacji może być jedynie w ujęciu marketingowym. Bardziej realne wydaje się podniesienie opłat dla klientów biur maklerskich. Trudno bowiem liczyć, że wezmą one na siebie koszty wynikające ze zmiany godzin pracy biur maklerskich.

Rada Etyki i Ładu Informacyjnego – sposób na niewygodne wypowiedzi analityków
Pomysł na stworzenie Rady Etyki powstał z inicjatywy prezesa giełdy Ludwika Sobolewskiego, który był oburzony niektórymi wypowiedziami analityków, pojawiającymi się w okresie ogromnej wyprzedaży na GPW, jaką mieliśmy w styczniu. Wypowiedziane wówczas zdanie na temat konieczności „wypalania napalmem” niektórych niewygodnych wypowiedzi na temat panującej sytuacji rynkowej do dziś jest często cytowane. Wieszczenie bessy, krachu, załamania na rynku w czasie, gdy panuje bardzo nerwowa atmosfera i kursy akcji spadają, a na rynek napływa wiele niepokojących danych, według prezesa GPW jest działaniem na niekorzyść rynku.
Każdy może interpretować wypowiedzi po swojemu, ale czy potrzeba do tego aż powoływać specjalną radę?
Mamy już organy typu: Komisja Nadzoru Finansowego, Stowarzyszenie Emitentów Giełdowych, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. Czy nie wystarczy stworzyć kodeksu etyki, który wyraźnie określi ramy tego w jakiej formie powinny być przygotowywane komentarze analityków? Kodeksu, który będzie wymagał konieczności uzasadniania swoich wypowiedzi, przytaczania danych, przykładów podobnych sytuacji z innych rynków itp.

Edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja
Żadna Rada Etyki nie zastąpi wiedzy jaką powinni posiadać uczestnicy rynku kapitałowego, a w szczególności inwestorzy, którzy samodzielnie inwestują na giełdzie. Każda wypowiedź analityka powinna stanowić jedynie kolejną informację, sugestię, a nie wyrocznię mającą wpływ na ostateczne decyzje inwestycyjne.

Rada Etyki jest już kompletowana, a pierwsze spotkanie ma się odbyć na dniach. Oby z jej prac wyniknęło coś wartościowego. Inaczej jej byt nie będzie miał większego sensu. Pozostaje mieć nadzieję, że poza medialnym szumem, Rada przyniesie coś więcej, niż tylko kółko wzajemnej adoracji dobrze opłacanych ekonomistów, którzy nierzadko pracują w kilku firmach jednocześnie, a udział w Radzie potraktują głównie prestiżowo.

Prywatyzacja GPW
To plan, o którym mówiło się od lat, ale niewiele się w tej sprawie działo. Ostatnio podjęte działania mocno przybliżyły proces prywatyzacji GPW. Na październik zaplanowana jest sprzedaż akcji GPW w drodze publicznej oferty. Akcje będą mogli nabyć drobni inwestorzy, co ma szansę stać się okazją do popularyzacji giełdy wśród Polaków. Polska giełda w 98% należy do Skarbu Państwa. Pozostała część należy m.in. do domów maklerskich. Jest to ewenement, aby giełda pozostawała własnością państwa. Taki anachronizm własnościowy utrudniał przez lata GPW dokonywanie przejęć lub nawiązywania bliskich sojuszy z innymi giełdami europejskimi. Mało kto chciał prowadzić rozmowy z podmiotem należącym do państwa. Teraz to się zmieni, miejmy nadzieję, na korzyść dla GPW. Pierwsze próby nie okazały się jednak udane. Planowane od jakiegoś czasu przejęcie giełdy w Słowacji – Lublany, skończyło się dla GPW niepowodzeniem. Oficjalnie wpłynęły lepsze oferty od giełdy greckiej i austriackiej. Od chęci do realnego sukcesu zatem daleka droga, zwłaszcza, że ambicją GPW jest stanie się centrum finansowym naszej części Europy.

GPW chce przejmować, tymczasem sama może zostać przejęta. I choć dziś może wydawać się to niedorzeczne, w momencie prywatyzacji stanie się to realne. GPW stanie się spółką publiczną, która będzie mogła zostać przejęta. Pierwsza tego typu informacja pojawiła się kilka dni temu. Zakupem znacznego pakietu GPW zainteresowana jest giełda austriacka. Osoby zainteresowane tematem wiedzą, że giełda w Wiedniu jest jednym z głównych rywali GPW w wyścigu o prymat wśród giełd regionu. Ponieważ w ostatnich latach mieliśmy już przejęcia mniejszych giełd przez większych graczy, niczego nie można wykluczyć.

Coraz więcej chętnych do debiutu na GPW
Z sygnałów jakie płyną z domów maklerskich wynika jednoznacznie, że w najbliższych miesiącach możemy się spodziewać wysypu kilkudziesięciu ofert publicznych. To dobra wiadomość dla drobnych inwestorów, ale przede wszystkim dla inwestorów instytucjonalnych.
Główną bolączką GPW od zawsze była niska kapitalizacja spółek. Zarówno fundusze inwestycyjne, jak i emerytalne, opływając w gotówkę mają duże trudności w dokonywaniu inwestycji właśnie ze względu na małą wartość spółek. Choć na GPW mamy już 360 spółek, to większość z nich jest niewielka, nie mówiąc już o rynku New Connect, gdzie debiutują mini spółki. Znaczną część kapitalizacji GPW zapewnia kilka największych spółek, które zresztą są zagraniczne (np. Unicredit, CEZ). Do debiutu na GPW ustawia się długa kolejka, ale ofert porównywalnych do obecnie prowadzonej, czyli Polsatu Cyfrowego o wartości 1 mld zł, próżno szukać. Bez dużych firm nie ma co liczyć na silną pozycję GPW wśród zagranicznych inwestorów. Często powtarzanym hasłem, które pojawia się przy okazji wymieniana sukcesów polskiej giełdy, jest rekordowa ilość debiutów.
Ubiegłoroczne 81 debiutów na głównym parkiecie może robić wrażenie, ale tylko pozornie. Nie ilość bowiem, a wielkość wpływa na atrakcyjność rynku. Kapitalizacja 81 spółek jest porównywalna do kapitalizacji jednej dużej spółki typu Unicredit. To pokazuje rozmiar naszej GPW i sprawia, że jej plany zostania centrum finansowym Europy Środkowej należy traktować z dużą rezerwą. Myślenie życzeniowe nie zmieni realiów.

Komisja Nadzoru Finansowego robi ukłon w stronę przyszłych debiutantów
Począwszy od maja KNF ogranicza swoje wymogi co do prospektów emisyjnych. Prospekty nie będą oceniane pod względem rzetelności i kompletności zawartych w nich informacji. Kluczowa będzie zgodność formy z obowiązującymi przepisami. Odpowiedzialność za podawanie nieprawdziwych informacji zostanie przeniesiona na spółki, domy maklerskie i doradców pomagających w debiucie giełdowym. Takie ułatwienia proceduralne mają skrócić czas zatwierdzania prospektów do 20 dni roboczych w przypadku debiutantów i 10 dni w przypadku kolejnej emisji akcji spółki już notowanej na parkiecie. Oby ten ukłon ze strony KNF nie przysporzył giełdzie problemów. Łagodniejsze wymogi dopuszczania spółek mogą poskutkować wysypem emisji spółek o wątpliwej wartości i niejasnych planach. Nie bez przyczyny w KNF toczą się postępowania mające zbadać debiuty giełdowe, co do których istnieje podejrzenie manipulacji kursem lub niepodawania czy ukrywania istotnych informacji.

Liczy się jakość, a nie ilość spółek. O tym nie wolno zapominać. Giełda, do niedawna postrzegana jako grono w pewnym sensie elitarnych spółek, nie może w swoich dążeniach zwiększenia ilości spółek, za wszelką cenę zapominać o standardach.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena