Templariusze, czyli Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, powstał około roku 1118. Został powołany do życia, aby chronić pielgrzymów oraz szlaki pielgrzymkowe i rozwiązany w 1312 roku przez ówczesnego papieża Klemensa V. 693 lata później powstała książka, o której chcę napisać – „Ostatni templariusz” Raymonda Khoury.

Data dodania: 2008-04-14

Wyświetleń: 2854

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

„Ostatni templariusz” to książka z 2005 roku o tematyce sensacyjno – kryminalnej. Jedni mówią o niej „kodopodobna”, podczas gdy inni oburzają się, że ktoś znowu kwestionuje osobę Jezusa Chrystusa. Przypomnijmy, że w 2004 roku ukazała się książka Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”, w którym m.in. mowa jest o tym, że dopiero sobór nicejski (odbył się 20 maja 325 roku) uznał Chrystusa za Boga, który za życia był śmiertelnym prorokiem, co więcej – Maria Magdalena w chwili jego śmierci była z nim w ciąży.
Nie czytałam „Kodu…”, ponieważ wszystko co komercyjne jest z reguły przereklamowane. Nie miałam okazji przekonać się, czy w przypadku książki Browna jest podobnie, ale może kiedyś ciekawość weźmie nade mną górę. Póki co „Ostatni templariusz” zupełnie mi wystarczy.

Pierwsze słowa książki „Akka, Łacińskie Królestwo Jerozolimy, 1251 rok” skutecznie mnie odstraszyły, rzuciłam więc ją na półkę na kilka tygodni, po czym z braku laku ponownie do niej zajrzałam. Zacisnęłam pięści i zabrałam się do lektury z mocnym postanowieniem, że przebiję się przez tych ponad 400 stron archaizmów i wywodów na temat zakonu templariuszy. Następnego dnia ponownie rzuciłam ją na półkę…przeczytaną.

Książka ta wcale nie dzieje się w 1251 roku, akcja toczy się w Nowym Jorku w bliżej nieokreślonych latach, na początku XXI wieku (około roku 2003/04), w Turcji oraz w Rzymie, natomiast bohaterką „Ostatniego templariusza” jest Tessa Chaykin – pani archeolog z wyjątkową zdolnością pakowania się w kłopoty, w dodatku niezwykle upierdliwa i dociekliwa. Jedna wizyta w muzeum w Central Parku dostarcza jej emocji na kolejnych kilka miesięcy, które postanawia spędzić na poszukiwaniu tajemniczego skarbu templariuszy. Skarbu, dzięki któremu udałoby się zjednoczyć trzy wielkie religie – chrześcijaństwo, judaizm oraz islam niszcząc tym samym Kościół jako instytucję, do czego z kolei za wszelką cenę nie chce dopuścić Watykan.

Nawet nie chcę myśleć, co działoby się gdyby fikcja literacka ożyła i wyszłoby na jaw, że Nasz Watykan ucieka się do morderstw, kłamstw i intryg dla zachowania prawdy, że Chrystus to tylko pionek w grze, w której wygraną jest władza nad milionami ludzi. Natomiast sam Chrystus to zwykły człowiek, mężczyzna, który za życia posiadał kobietę oraz gromadkę dzieci, że wcale nie zmartwychwstał, a Pismo Święte to tylko majaki bliżej nie znanych autorów.

Dwa lata temu pokłóciłam się z kolegą na temat „Kodu Leonarda da Vinci”. Kolega jest zagorzałym katolikiem, ja jestem… niezagorzałą katoliczką. Kolega nie mógł zrozumieć, że to co przeczytał to fikcja literacka, poczuł się atakowany. Uważał, że Dan Brown przepuścił szturm na jego wiarę. Z kolegą nie mam kontaktu do dzisiaj. Obraził się śmiertelnie, gdy powiedziałam że nie mam nic przeciwko takim książkom, ponieważ najistotniejszą rzeczą o jakiej trzeba wiedzieć, czytając „Kod…” „Ostatniego templariusza” czy wiele, wiele innych „kodopodobnych” książek, jest fakt że to nie jest książka dokumentalna.

Przed przeczytaniem „Ostatniego templariusza” polecam więc wrzucić sobie w Google hasło „fikcja literacka”. Gdy już to zrobicie, można spokojnie przystąpić do lektury co polecam, bo książka jest naprawdę dobra, choć nieco schematyczna. Jednak nie w takim stopniu, aby to raziło w oczy i zabierało przyjemność z czytania. Dla zagorzałych katolików, jak mój kolega na przykład, ością w gardle może być teoria o złym Watykanie, a co za tym idzie papieżu. Kto nim był jeszcze trzy lata temu – każdy wie.



Licencja: Creative Commons
0 Ocena