- Dzień dobry Pani. Proszę wejść... Wie Pani, jak ważne przy pierwszym spotkaniu są początkowe sekundy? W tym czasie można ocenić człowieka. To dość powierzchowna ocena, ale przy tak krótkim kontakcie jaki nas dziś czeka, trudno zagłębić się w osobowość, czy poznać tajniki duszy.... Duszy. ...

Data dodania: 2008-04-11

Wyświetleń: 3967

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

- Dzień dobry Pani. Proszę wejść...

Wie Pani, jak ważne przy pierwszym spotkaniu są początkowe sekundy? W tym czasie można ocenić człowieka. To dość powierzchowna ocena, ale przy tak krótkim kontakcie jaki nas dziś czeka, trudno zagłębić się w osobowość, czy poznać tajniki duszy.... Duszy.

Jak to brzmi...

Dusze chyba nie chodzą na rozmowy kwalifikacyjne, wolą poczekać pod drzwiami...
Ładnie się Pani uśmiecha.

Czy często Pani mówią, że ma Pani piękny uśmiech?...
To błąd.
Powinni to robić.
Takie słowa działają jak kosmetyk upiększający, jak pieszczota...

My tu gadu gadu, a czas minął... Czas pochopnej oceny...
Słyszała Pani, że wystarczy siedem sekund, żeby zaklasyfikować człowieka wciskając go do ciasnej i nie koniecznie właściwej szufladki? Nie? Nam minęło już dużo więcej. I oboje jesteśmy w szufladkach, ja w Pani, a Pani w mojej. Wygodnie Pani?....

Czy nie razi Pani słońce?
Razi!
Sukces zatem osiągnięty... To bardzo tani chwyt. Słońce w oczy. Jak na przesłuchaniu. Kat i ofiara, dobry i zły, piękna i bestia... Wie Pani, bawi mnie ta sytuacja, co dziwne..., bo raczej nie lubuję w się w sado - masochistycznych rozrywkach... Chociaż... Zdaje się to ja jestem tu stroną dominującą, brakuje mi tylko skórzanego pejcza...

Przepraszam, proszę mi wybaczyć. Mija właśnie 7 godzina przesłuchań. To z lekka męczące zajęcie, stąd być może chwilowy zanik kontroli wypowiedzi...

Bardzo elegancka koszula.... Kupiona pewnie specjalnie na dzisiejszą okazję... Zależy Pani, by dobrze wypaść na tej rozmowie. To dobrze. To bardzo dobrze. Dla mnie? Dla Pani? Mam nadzieję, że to właśnie uda nam się zaraz ustalić. Proszę powiedzieć coś o sobie. Proszę się pięknie zaprezentować. Proszę odkryć się przede mną....

(...)

- Tylko osiem zdań. Tak mało? Tylko suche fakty ze standardowego życiorysu i listu motywacyjnego. Bo tak trzeba. Bo tak wyczytała Pani w mądrych książkach i czasopismach. Bo tego nauczyły Panią znudzone profesorki na uczelni i doświadczeni w bojach koledzy. Nie sądzi Pani, że to przykre?

Przeżyła Pani ponad dwadzieścia lat na tym pięknym świecie. Poznała Pani mnóstwo ludzi. Zdobyła wiedzę, marzyła, kochała, nienawidziła, tęskniła, cieszyła się i to wszystko musi Pani zamknąć w ośmiu zdaniach. Bo tak napisał jakiś pseudonaukowiec w kretyńskim poradniku. To takie smutne. Smutne, że nie możemy swobodnie rozmawiać o emocjach, o tym co Panią wzrusza, porusza, fascynuje..., że oboje musimy trzymać się reguł, powtarzać schematy...

Pani nie mówi tego co Pani czuje. Pani mówi to, czego ja od Pani oczekuje. Pani mówi to, co wydaje się Pani, że mówić powinna, żebym był skłonny uwierzyć, że marzy Pani o tej pracy... i Pani kłamie. Nie przede mną. Pani kłamie przed sobą. Mówi Pani to samo co na kilku poprzednich rozmowach i być może szeregu następnych. Tego najważniejszego Pani nie mówi, Pani przemilcza. Ważniejszego od sprawnej obsługi komputera czy faxu...

Czy zastanawiała się kiedyś Pani nad tym, że to grzech? Grzech zaniechania. To bardzo poważne przestępstwo. Za zaniechanie można nawet pójść do więzienia. Za nie zrobienie czegoś można kiblować. Można zostać odciętym od świata na kilka lat. Ale to by była niska kara w porównaniu za winę jaką Pani teraz bierze na siebie. Pani chce się pięknie sprzedać. Potraktować jak produkt w pięknym opakowaniu, zareklamować. Upodobnić do kogoś kim Pani nie jest. Wystawić na aukcję jak rzecz. Bo tak trzeba... Wiem. Nie mam prawa tak mówić. Nie znam Pani. Nic o Pani nie wiem. Nie czytałem nawet Pani dokumentów, nie chciało mi się, zrobiła to za mnie asystentka... Nie przywiązywałem też wagi do słów jakie mówiła Pani na początku... Liczyłem zdania... To strasznie nudne siedzieć tu i wysłuchiwać ciągle tego samego.

Bełkot.

Bełkot jest męczący.

Drażni mnie.

Pani mnie drażni. Wszystko już mnie drażni. Drażni mnie podejmowanie decyzji o przyszłości innych ludzi, kompletnie nieznanych mi ludzi. Drażni mnie zastęp radosnych, rozentuzjazmowanych twarzy, zachwalających się jak panienki na rogu. Drażni mnie cielęcy zachwyt dla tej firmy. Dla tej pracy...

Nie wiem czym się tu podniecać, mnie tu nic nie podnieca, mnie tu wszystko wkurwia... Przepraszam...

Napije się Pani kawy? Herbaty? ... Tak łatwo podjąć decyzję o napoju. A nawet takiej nie chce Pani podjąć. Obojętność nie jest odpowiedzią. Nie powinno być dla Pani obojętne co Pani pije. Nic nie powinno być Pani obojętne. Wszystko powinno być jakieś. Pani powinna być jakaś. Bo Pani jest jakaś. Musi Pani być jakaś. I to nie dla mnie, bo ja w tym wszystkim jestem najmniej ważny. Bo mnie nie ma. Nie ma mnie w Pani życiu. Jestem tylko w tej małej chwili. A potem zniknę. A Pani zostanie z całym swoim życiem i pojąć nie mogę dlaczego Pani odrzuca swoją indywidualność, odrębność, a może nawet i talent, żebrząc o byle jakie biurko w tym anonimowym tłumie czarnych marynarek. Identyczna jak poprzednicy, identyczna jak następcy.

Łże Pani w żywe oczy. „Pragnę związać swą przyszłość z Firmą, pragnę się dokształcać, żeby jak najlepiej wywiązywać się ze swoich obowiązków, pragnę oddać się Firmie...” To Pani słowa. Cytat może trochę nie dokładny, ale sens...

To jakieś wielkie gówno...

Bo Pani tak naprawdę pragnie czegoś zupełnie innego. Ale Pani boi się do tego przyznać.

Wstydzi się Pani? Nie ma się czego wstydzić. To idiotyczny wstyd. Pani musi się przełamać i go pokonać. Pani musi zacząć walczyć o siebie. Bić się, drapać, kąsać. Poczuć pot. Poczuć ból... Proszę niech Pani powie o czym Pani tak naprawdę marzy, co chciałaby Pani w życiu robić... Nie! Proszę nie mówić na głos. Proszę to sobie powtarzać w myślach, do znudzenia. Proszę to sobie zapisać dużymi literami na kartce i zawiesić nad łóżkiem. I każdego dnia zaraz po przebudzeniu patrzeć. I każdego dnia dążyć... Robić coś. Starać się.

Chcę, żeby Pani o tym pamiętała, chcę, żeby Pani wiedziała, że to mówiłem, chcę, żeby z tego dnia zapamiętała Pani to słońce i te słowa. Kojarzyła to razem. Zawsze. Słońce i marzenie. Mam nadzieję, że nigdy Pani o nim nie zapomni, że da Pani szansę mu rozkwitnąć. Jeśli jednak chce Pani zapomnieć... to nie mogę Pani zabronić. O ileż łatwiej przecież jest spuścić odpowiedzialność za swoje życie na kogoś zupełnie obcego.

Ale ostrzegam, że za jakiś czas może już być za późno. Może Pani tego nie odrobić....

Za... na przykład... siedem lat spędzonych tutaj.

Tyle mniej więcej czasu będzie Pani potrzeba na zorientowanie się, że stoi Pani w miejscu, że nie potrafi odnaleźć sensu w porannym wstawaniu, w spełnianiu bzdurnych poleceń sfrustrowanego szefa, połykającego całymi garściami proszki uspokajające. Dopiero wtedy okaże się, że każda rzecz jaką Pani wykonuje, każda czynność jest dokładnie opisana rządkiem procedur i tak naprawdę jest Pani ludzkim robotem zaprogramowanym do realizowania określonych zadań. Zapomni Pani o słowach satysfakcja, ambicja, radość, którymi tak ciepło zachęca do siebie. Zapomni Pani nawet to miło drażniące ucho słowo Lilianna bo pozostanie Pani „Czarną z pokoju 312”. Jest nawet szansa, że w korytarzu obije się Pani o tego młodego człowieka z działu handlowego i będzie cudowny delikatny seks na skórzanych kanapach w salce konferencyjnej, albo dzikie żądze w windzie zatrzaśniętej między piętnastym a szesnastym. Szkoda tylko, że okaże się draniem, sypiającym także z tą rudą z personalnego i kruchą istotką z recepcji. I że nawet on po kilku miesiącach, z trudem będzie kojarzył Pani nazwisko.

Ale to przecież Pani wybór. Pani życie. Zostanie Pani pochłonięta przez ten budynek. Będzie Pani pokarmem dla jego drzwi, okien i luster w toaletach. Będzie się żywił Panią przez większość dnia.

Praca Twoim drugim domem?

Pamięta Pani? Praca będzie Pani pierwszym i jedynym domem. Będzie Pani salonem i sypialnią, biurem i kawiarnią, hobby i obowiązkiem. Wyjałowi Panią całkowicie z przyjaciół, rodziny i całego świata zewnętrznego. Będzie Pani trybikiem w białej bluzeczce z kontem zapełnionym niepotrzebnymi pieniążkami, których nie będzie Pani miała kiedy wydać... I budzić się będzie Pani w środku nocy ze ściśniętym żołądkiem i to nie będzie niestrawność, i boleć będzie Panią serce, a kardiolog powie, że wszystko w porządku, i odczuwać Pani będzie wielki brak mimo, że będzie Pani miała dużo więcej dóbr materialnych niż dziś... I będzie Pani zgorzkniała, zagubiona i z dnia na dzień coraz smutniejsza... A najgorsze jest to, że będzie Pani próbowała sobie o czymś przypomnieć, ale na wszelki wypadek nie będzie Pani odsłaniała okien, będzie się Pani chowała przed słońcem, bo tak naprawdę, będzie Pani chciała zapomnieć...

Bo ta myśl będzie Panią prześladować....Przepraszam, zagalopowałem się trochę... Chyba się już pogubiłem... Nie będę Pani zatrzymywał. To wszystko. Jest Pani przyjęta. Proszę przyjść jutro na 8 rano.
Licencja: Creative Commons
0 Ocena