A zatem o inności nie decyduje czynnik fizyczny, ale duchowy. Trawestując zdanie Schellinga, powiemy:  twarz jest widzialną duszą, dusza jest niewidzialną twarzą.

Data dodania: 2013-06-23

Wyświetleń: 2136

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Levinas pisał, że twarz jest "śladem nieskończoności". Redfield, że jest prawdziwym obrazem psychiki. W każdym razie twarz jest żywa w najbardziej ścisłym tego słowa znaczeniu. Jest także komunikatem - pierwszym komunikatem, który brzmi: "Nie zabijesz mnie". Ontologia twarzy polega na jej etyczności i dialogiczności, jak z kolei twierdzi Tischner.

Bardzo trudnym zadaniem byłby fenomenologiczny opis twarzy. Jest tym elementem, który przykuwa uwagę od pierwszej chwili, od pierwszego spotkania. Scala i definiuje jednostkę ludzką, komunikuje zamiary, wyraża emocje i manifestuje myśli. Gdyby chcieć jednym słowem określić istotę twarzy, byłaby to z pewnością "tajemnica".  Podobnie jak symbol, ma dwie strony - materialną i niematerialną, zmysłową i ponadzmysłową, fizyczną i duchową. Co sprawia, że jedne twarze są piękne, drugie brzydkie? Przecież każda składa się z nosa, policzków, czoła, ust, a jednak nie ma na świecie takiej samej twarzy, bo nawet wśród bliźniąt jednojajowych możemy dostrzec pewne różnice. A zatem o inności nie decyduje czynnik fizyczny, ale duchowy. Trawestując zdanie Schellinga, powiemy:  twarz jest widzialną duszą, dusza jest niewidzialną twarzą.

Twarz w sensie ontologicznym jest bytem nie do ogarnięcia, bo jest ona jedyną w zasadzie manifestacją paradoksu jedności bytu i nicości. Twarz jest nicością Drugiego rozpoznaną przez nicość poznającego, a raczej doświadczającego. Doświadczyć nicości twarzy Drugiego to znaczy uprzytomnić sobie fakt, iż nigdy nie sięgnę jego bytu. Pragnienie transcendencji w stronę Drugiego pozostaje wciąż pragnieniem niezaspokojonym. Twarz objawia tajemnicę, ale jednocześnie głęboko ją skrywa. Twarz jest oknem, jakim dysponują ludzkie monady i to tylko dzięki niemu możliwa jest więź.

            Można, oczywiście, doświadczać twarzy jako przedmiotu. Badać jej rysy, profil czoła i nosa, szerokość kości policzkowych itp. Jednak w taki sposób doświadczana twarz odrywa się od istotowej całości, nie wyraża żadnej tajemnicy. Trzeba uważać, bo reifikacja twarzy jest jednocześnie uprzedmiotowieniem człowieka, a jakie są konsekwencje tego procesu, tego nie trzeba przypominać. Wiek XX z jego zbrodniami jest wystarczająco przygnębiającym świadectwem.

            Twarz jest kwintesencją podmiotu! Jeżeli nie ma być abstrakcją, pojęciem wyłącznie filozoficznym lub gramatycznym, musi mieć umocowanie w konkretnej zmysłowej rzeczywistości. Były próby utożsamiania podmiotu z ciałem, ale przecież czujemy intuicyjnie, że podmiot jest czymś więcej niż ciałem. Nie wyczerpuje się w ciele ani się do niego nie sprowadza. Noga, nawet najpiękniejsza, pozostaje zawsze nogą; nogą, której sens konstytuuje się w ramach całości i jedności konkretnego ludzkiego istnienia. Tylko noga Barbary może zachwycać względnie budzić pożądanie. Pożądamy jednak nie nogi Barbary, ale samej Barbary, która ma piękne i zgrabne nogi. Tylko twarz jest ciałem i duchem, przedmiotem i podmiotem, bytem i nicością, brakiem i dopełnieniem, immanencją i transcendencją, skórą i tchnieniem boskości. Tym, co wyróżnia ją od innych części ciała jest jej „żywość” i „komunikowalność”. Ona może mówić „tak”, „nie”, „pragnę”, coś oznajmia, czegoś chce, wyraża jakieś emocje. Każdą częścią ciała człowieka można zawładnąć, ale nie sposób zyskać władzy nad twarzą. Nie stanie się nigdy niczyją własnością, ponieważ jest „nie do ogarnięcia”, ale też, w związku z tym, „nie do zabicia”.

            Podmiot jest twarzą, twarz ma podmiot uobecniać. Ma rację Tischner, kiedy pisze, że wyryty jest na niej ślad nieskończoności. Jest, mówiąc inaczej, skończoną obecnością nieskończoności. Dlatego właśnie jest tajemnicą. Nie poddaje się ani redukcji fenomenologicznej, ani tym bardziej fenomenologicznemu opisowi. Możemy jej wyłącznie doświadczyć w najbardziej elementarnym tego słowa znaczeniu – doznania świadectwa. Twarz Innego – streszczamy w dalszym ciągu poglądy Tischnera – zobowiązuje, sprawia, że między dwoma podmiotami rodzi się jakaś więź. Zobowiązanie, czyli wzajemne wiązanie, relacja, która każe przyjąć pewną postawę w stosunku do drugiego i oczekiwać wzajemności. Stajemy wobec siebie nie w obszarze ontologii, ale aksjologii. Tischner, bardzo trafnie jak sądzę, nazywa to filozofią dramatu. Zobowiązanie narzuca nam pewne role, które domagają się odegrania. Twarz Innego pojawia się w horyzoncie mojej egzystencji jako szczególna wartość (nie byt). Ona w sposób apodyktyczny wymaga skupienia się tylko na niej; wyjścia poza obszar własnej świadomości i, przynajmniej na moment, wejścia w świadomość Innego. Przez jakiś czas patrzę na siebie oczyma tego, który czegoś ode mnie chce. To, że przez chwilę staję się nim warunkuje prawdziwość relacji pomiędzy Ja i Ty.  Tak oto obaj wchodzimy w role, których nie można nie odegrać, nie przecinając w radykalny sposób relacji zobowiązania. Akt zerwania nazywamy zdradą. Jeżeli Drugi zadaje mi pytanie, to znaczy że liczy na moją szczerość. Ufa, że nie wprowadzę go w błąd. W momencie, kiedy zadaje to pytanie, całkowicie zależy ode mnie, dobrowolnie się oddaje, licząc na to, że go nie zwiodę. Drugi może zostać okłamany, ale wówczas przekreślam jego twarz uobecniającą ślad nieskończoności. Każde kłamstwo zatem uprzedmiotawia człowieka, sprowadzając go do poziomu bytu-w-sobie, którym można się dowolnie posłużyć jak narzędziem w realizacji własnych celów. Zanegowanie tajemnicy twarzy, zaprzeczenie nieskończoności, zerwanie elementarnej relacji – to wszystko dokonuje się przez kłamstwo.  A od kłamstwa już tylko krok do zbrodni. Kain zabijając Abla zrywa wszelkie więzi łączące go ze światem natury, z porządkiem rzeczywistości. Kain najpierw zabił brata, a dopiero potem okłamał Boga. Został sam! Jednak to właśnie zbrodnia i wynikająca z niej samotność sprawiły, że stał się on nietykalny. To tak jakby stygmat zbrodni uczynił go impregnowanym na atak zbrodniczy ze strony bliźniego. Zabić może wyłącznie bliźni, a Kain nikim takim dla nikogo nie był. Kto zabija, czyli czyni z człowieka przedmiot, ten sam staje się przedmiotem dla innych, wykracza poza przestrzeń podmiotowości. Nie wiemy, jakie mechanizmy rządzą tym procesem, ale wydaje się, że rację miał Hegel, kiedy dowodził, iż każdy podmiot zapośredniczony jest w innym podmiocie. Destrukcja jednego jest jednocześnie zniszczeniem drugiego. Pan nie będzie istniał bez niewolnika, niewolnik bez pana. Jeżeli pan zabija niewolnika, zabija także rację, która jest fundamentem jego podmiotowości.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena