Czy zadałeś sobie kiedykolwiek pytanie - kto jest właścicielem Twojego życia? Kto doprowadził do tego, że jesteś tam, gdzie jesteś, że posiadasz to, co posiadasz, że masz, a może nie masz, już marzeń?

Data dodania: 2012-11-08

Wyświetleń: 1490

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dlaczego zachowujemy się tak, jakbyśmy to nasze życie otrzymali w promocji, tak gratis, na próbę, aby sprawdzić jak to by było, gdybyśmy wcale się nim nie zajmowali, tylko wskoczyli do niego jak do rzeki i dali się pociągnąć jej nurtowi.

Rzeka jak rzeka, płynie sobie w jednym kierunku, a my razem z nią, a to uderzymy w jakiś przepływający konar, na który "burkniemy": oj uważałbyś kolego, a to obije nas przepływający kajak, z którego ktoś zawoła - "podaj rękę, pomogę Ci, uratuję Ci życie", a ty na to - uratujesz? Przecież ja wcale nie oczekuję od nikogo pomocy  - ratownik się znalazł, przecież ja mam się wspaniale, przecież płynę jak inni i dobrze mi tak, jak jest.

Dokąd płynę? Nie wiem, a po co mi to wiedzieć, patrzę na lewo - wszyscy płyną jak ja, patrzę na prawo - i Ci płyną, więc co ktoś mnie tu będzie ratował. Skoro płynę jak wszyscy, to widocznie tak własnie jest dobrze.

Urodziłem się? Urodziłem. Płynę? Płynę. A co mnie obchodzi, dokąd dopłynę. Czas leci, życie mija, a ja ciągle utrzymuję się na powierzchni... popatrz człowieku, jeszcze nie utonąłem. Jak utonę to będę się martwił, a teraz - dajcie mi wszyscy święty spokój.

Wiem,  co każdy z was teraz sobie myśli. Nasze życie jest zależne od rzeki, to ona decyduje, w którą stronę płynie. Nasze życie zależy od naszych rodziców, którzy zadecydowali, do jakiej rzeki wejść, bo przecież i za nich zdecydowali o tym ich rodzice, a oni mylić się nie mogli.

Nasze życie zależy od znajomych, którzy przecież są ekspertami, każdy od czegoś innego, więc zapewne powiedzieliby mi, że płynę w złą stronę.

Nasze życie zależy wreszcie od nauczycieli, od księdza, od naszego szefa w pracy, od wójta gminy, prezydenta miasta, czy wręcz premiera rządu. Przecież to im powinno zależeć na moim szczęściu, bo przecież pracownik nieszczęśliwy jest mniej wydajny prawda?

99 proc. ludzi jest przekonana, że nie ma żadnego wpływu na to, co dziś posiada i gdzie się znajduje.

1 proc. ludzi wie, że to, gdzie jest dziś, zależy tylko i wyłącznie od niego samego.

Pewien Japończyk urodzony w USA, Robert Kiosaki, pokazał nam, jak dzielą się ludzie na całym świecie:

I -  pierwsza grupa to Pracownicy, których jest 80%, a w ich posiadaniu jest 1% światowych pieniędzy.

II - druga grupa to Samozatrudniający się, których jest 15% i są w posiadaniu 4% światowej wartości.

III - trzecia grupa to Biznesmeni - to 4% społeczeństwa, którzy obracają  15% światowych dochodów.

IV - czwarta grupa to Inwestorzy - 1% społeczności świata, którzy trzymają rękę nad 80% światowych pieniędzy.

Jak wygląda dziś nasz dzień tej pierwszej grupy ?

06.00 - 08.00 Poranna toaleta, śniadanie, dojazd do pracy.

08.00 – 16.00 Praca zawodowa (zarabianie pieniędzy na przeżycie rodziny).

16.00 – 18.00 Powrót do domu – zakupy.

18.00 - 22.00 Obiad, kolacja, seriale, seriale, seriale...

22.00 – 06.00 Sen... regeneracja sił potrzebnych następnego dnia.

Sobotę i niedzielę oczywiście przeznaczamy na przebywanie w gronie rodziny, bo przecież coś jej się od ciebie należy... prawda?

Oto schemat doby 80 proc. Polaków. Oto, jak spędza swoje życie pracownik, który sprzedaje swój czas po to, by szef zmienił swój samochód. Oto również schemat życia samego szefa, bo cóż, może ma więcej pieniędzy, ale wiemy wszyscy, że niestety wydłuża mu się czas pracy, bo przecież musi pilnować "swojego interesu", przez co z czegoś rezygnuje. Z seriali? A może jednak zabiera czas przeznaczony na przebywanie z rodziną?

Mam to szczęście, że trafiam na wspaniałych ludzi w swoim życiu. Pierwszą z nich jest oczywiście moja mamusia, której sobie nie wybierałem, ale którą obdarzył mnie Stwórca, Bóg, a może "miłość" mojego ojca do kobiety, którą spotkał na swojej drodze?

Drugą najwspanialszą osobą w moim życiu jest moja żoneczka, o której długo by pisać i nie wyczerpałoby się zasobu cudownych słów, jakimi mógłbym ją określić.

Pewnie gdybym chciał, a może gdyby wypadało, wykorzystałbym je obie, aby przedstawić dokładnie to, co chcę wam dzisiaj opisać, ale myślę, że mogłoby to zostać odebrane jako punktatorstwo.

Jak każdy z was, mam swoją cudowną babcię, dziadka, wspaniałego sąsiada, przyjaciół z rodziny dziennikarskiej, których historie i walka mogłyby posłużyć mi dla opisania tego, co chcę wam dziś przedstawić - jednak zadecydowałem, że opiszę tu i teraz inny przykład na to, że wszystko, co nas w życiu spotyka, jest wyłącznie naszą zasługą.

Oto, co zdarzyło się jednemu z nich... i oczywiście jego wspaniałej żonce udały się w życiu trzy "rzeczy". Otóż  wychowali trzy wspaniałe córeczki, których prawie całe dotychczasowe życie miałem szczęście obserwować. Oczywiście wszystkie są wspaniałe i wszystkie mają wielkie osiągnięcia w pewnej dziedzinie sportu oraz różnych dziedzinach życia i o każdej mógłbym napisać książkę, jednak losy jednej z nich chciałbym wam dziś pokazać jako wzór. Jej przykładem chciałbym udowodnić, że można, jak się wie, co chce się osiągnąć, zostać Mistrzem Europy i Vice Mistrzem Świata.

Cóż takiego zrobiła nasza Małgosia, czego nie robi 99 proc. jej koleżanek?

Przypominacie sobie może, ileż to razy podejmowaliśmy w życiu decyzje? A to postanowiliśmy wstąpić do kółka recytatorskiego, a to zapisaliśmy się do chóru, a to zostawaliśmy piłkarzami i marzyło nam się zagranie w reprezentacji kraju. Nasze życie składa się z takich właśnie decyzji - że przeczytamy książkę, że pójdziemy na korepetycje, że zdamy maturę, że ukończymy kurs prawa jazdy. Jednak chciałbym, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, jak nazywa się to, co chcemy osiągnąć? Matura, prawo jazdy, gra w reprezentacji... oczywiście, to jest nasze marzenie.

Takim właśnie marzeniem dla Małgosi było zdobycie Mistrzostwa Świata. Wiele razy rozmawiałem z Małgosią, gdy miała jeszcze naście lat i zawsze czułem w niej to dążenie, tę walkę, tę wytrwałość. Zawsze widziałem w niej konsekwencję w realizacji swojego planu. Nie zawsze tatuś mógł zawieźć ją na trening, bo nie zawsze był samochód, nie zawsze był kierowca, a może i nie zawsze było "na paliwo". Jednak co robiła Małgosia... szła w skwar i upał, szła w zawieje i zamiecie... na trening szła, bo przecież wiedziała, że nie ma innej drogi. Wiedziała, że tylko trening uczyni z niej mistrza.

Pamiętam... wtedy we dwie z siostrą Kasią zdobywały pasy, które swoimi kolorami ogłaszały, jaki poziom umiejętności właśnie osiągnęły. Był kolor żółty, pomarańczowy, brązowy, zielony, niebieski (pewnie pomyliłem kolejność), potem był czarny.

Był taki czas, że przez dwa lata obserwowałem ją praktycznie na każdym treningu. Był taki okres, kiedy  i moi synowie zarazili się tym sportem i obserwowałem, jak dziesiątki, a nawet setki ich koleżanek i kolegów rezygnowało jeden po drugim, bo to za ciężko, to za nudno, to za dużo pracy, to zbyt często... a potem... po zawodach mówili... Tak,  Małgosia wygrała, bo jest zdolna, bo ma szczęście, bo jej się udało...

Kiedyś, po pewnym koncercie skrzypcowym, pewna kobieta podeszła do mistrza i mówi: jak pan cudownie gra na tych skrzypcach... wszystko bym oddała, żeby tak grać jak pan... Na co skrzypek odpowiedział – ja właśnie to zrobiłem – oddałem wszystko, aby tak grać.

Zadajmy dziś to samo pytanie Małgosi: co takiego zrobiłaś Małgosiu, że zostałaś Mistrzem? Czyż ona właśnie nie oddała wszystkiego?

Owa pani powiedziała, że oddała by "wszystko", jednak okazuje się, że nie wystarczy powiedzieć, że się coś zrobi, trzeba jeszcze to zrobić.

Powiem wam, co zrobiła Małgosia – wtedy, gdy wszyscy trenowali dwa razy w tygodniu, Małgosia trenowała pięć razy. Wtedy, gdy inni postanowili trenować trzy razy w tygodniu, Małgosia trenowała sześć razy, bo co tam sobotnia dyskoteka, w której bawili się jej przyjaciele, bo co tam grill w gronie rodziny, bo co tam udział w wycieczce szkolnej, bo jakie to wszystko ma znaczenie, gdy widzi się swoje marzenie. Bo jakie to ma znaczenie, kiedy obrało się cel?

Przypominacie sobie, ile razy po źle napisanej klasówce obiecywaliśmy sobie, że następną napiszemy lepiej? I co się działo? Następna poszła nam tak samo, dlaczego? Bo nie zapisaliśmy sobie tego celu. Bo nie zaplanowaliśmy sobie, w jaki sposób opanujemy wiedzę, aby następną klasówkę napisać lepiej. Tylko zdawkowo... palnęliśmy sobie "pod nosem" - następną klasówkę napiszę lepiej.

Ile razy szliśmy na wagary i mówiliśmy, że to już ostatni raz? Ile razy, otrzymując niesłuszną reprymendę od szefa, obiecywaliśmy sobie, że to już ostatni raz, jak milczymy? Ileż to razy podejmowaliśmy noworoczną obietnicę, że rzucamy palenie... i tak już od trzydziestu pięciu lat.

Czy zadałeś sobie kiedyś pytanie, co takiego ma w sobie ten, który osiągnął swój cel... czego ty nie masz?

Dlaczego odpuszczamy, chociaż jeszcze miesiąc temu, jeszcze tydzień, dzień, a może nawet godzinę temu tak bardzo chcieliśmy czegoś innego niż mamy?

Dlaczego w niektórych rzeczach potrafimy być konsekwentni i cierpliwi, a w innych nagle chcielibyśmy sukcesu w niewiarygodnie krótkim czasie. Dlaczego jesteśmy w stanie wstawać już od 20 lat o piątej rano, jeść w biegu śniadanie, bo ucieknie nam pociąg czy autobus, dlaczego od wielu lat jeździmy 20 kilometrów do fabryki, do zakładu usługowego, do szkoły uczyć... za marne 2 tysiące, które ciągle nam płacą i jest to za mało, a nie potrafimy pomyśleć, by coś zmienić w swoim życiu. Dlaczego robimy ciągle to samo, ale oczekujemy innych efektów.

Zapytałem dziś Małgosię, co sprawiło, jakich kilku słów dziś użyłaby, aby dać nam receptę na osiągnięcie sukcesu. Wiecie jakich trzech słów użyła?

        1. Marzenie – plan

        2. Marzenie – trening

        3. Marzenie – konsekwencja

Wiecie co jeszcze dodała Mistrzyni Świata?

- Miałam przed sobą cel i wcale nie zastanawiałam się, jak mam to zrobić, od tego byli inni. To moi trenerzy mówili mi: zrób Małgosiu dzisiaj tak... jak myślisz, co zrobiłam? Zrobiłam dokładnie tak, jak powiedział trener. Czy czasami nie zrobiłam? Oczywiście, że czasami nie zrobiłam, ale potem musiałam to nadrobić, jak myślisz, dlaczego nie zostałam Mistrzem, tylko vice mistrzem? Właśnie dlatego, że chciałam iść na skróty. Jednak to nadrabiam, płacę jednak większą cenę. Dziś wiem, że nie warto iść na skróty.

Tak właśnie mówi Mistrzyni Europy w Karate, Małgorzata Baranowska z Gdyni - robiłam to co powiedział trener, a jak nie zrobiłam, to sama za to zapłaciłam, ale wiedziałam, jaki mam cel, bo gdybym na moment o nim zapomniała, z pewnością nie byłoby mnie na podium.

Wiecie jak Małgosia zdobyła tytuł Mistrzyni?

Trenowała ponad 6 tysięcy godzin, a to można sobie rozłożyć tak, jak się chce.

Wiemy już jak zostać mistrzem, więc zróbmy plan.

- Jeden rok - po szesnaście godzin treningu na dobę, albo dwa lata po osiem godzin dziennie, cztery lata po 4 godziny każdego dnia, osiem lat trenować po 2 godziny dziennie, lub szesnaście lat trenować po 1 godzinie dziennie.

Jak to nazwiecie? Wiem, wielu z nas podziwia Małgosię, ale uważa to za szaleństwo. Dla innej części jest to mistrzostwo i wielu z nas powie, że oddałoby wszystko, żeby poczuć to, co się czuje, stojąc na podium, słuchając Mazurka Dąbrowskiego.

Dlaczego napisałem historię Małgosi, wielokrotnej Mistrzyni Polski, Europy i vice Mistrzyni Świata? Bo mam dziś do zakomunikowania, że każdy z nas może zmienić swoje życie, inwestując tylko 180 godzin w ciągu pół roku swojego życia.

Jak sobie zaplanujemy tę inwestycję naszego czasu?

- Czy będzie to 6 godzin dziennie przez 30 dni jednego miesiąca?

- 3 godziny dziennie przez okres dwóch miesięcy?

- A może zainwestujemy po 1.5 h dziennie w ciągu 4 miesięcy?

- lub po jednej godzinie dziennie przez 180 dni czyli sześć miesięcy?

Oczywiście możemy tę inwestycję czasową rozłożyć na 1/2 h dziennie i wtedy zajmie nam rok dochodzenie do celu, jaki sobie postawimy, jednak nie jest tu najważniejsze, jak długo, ważne jest, jaki cel sobie postawimy, aby go osiągnąć, a potem to już tylko:

Marzenie - trening - Marzenie - konsekwencja... no i do roboty!

Może więc dziś właśnie postanowimy zacząć uczyć się języka francuskiego? Jedna godzina dziennie?

Może postanowimy nadrobić zaległości w czytaniu i w tym czasie każdego dnia zamiast serialu przeznaczymy założony czas na lekturę, jedna godzina dziennie?

Pewnie można by tę godzinę zainwestować w codzienny spacer, który pozwoli nam utrzymać w kondycji nasze pewnie już nie całkiem idealne ciało? Jedna godzina dziennie?

Wiem, że są wśród nas tacy, którzy postanowili zadbać o swoje dodatkowe dochody i jakoś nie potrafią się zorganizować czasowo... może to właśnie jest metoda, aby ruszyć swoje cztery litery sprzed telewizora i przestać używać wymówek... nie mam czasu, nie mam pieniędzy, nie mam zdrowia, nie mam ochoty...?

Nie płyńmy dalej z nurtem tej rzeki... dajcie sobie podać rękę, uwierzcie, że z jego pomocą dacie radę. Bo na to - żeby coś zmienić w swoim życiu... trzeba zmienić coś w swoim życiu. Nie da się, mój drogi, robić ciągle to samo i marzyć, że coś samo się zmieni.

Ale najpierw trzeba mieć marzenie, do niego napisać sobie plan, a potem to już tylko - trening, trening i trening. Jeżeli masz  marzenie, to odezwij się - razem damy radę. Czekam  na znak od Ciebie.

Licencja: Creative Commons
3 Ocena