Miłość i śmierć na królewskim dworze Danii, czyli prawdziwa historia Karoliny Matyldy Hanowerskiej, bohaterki filmu "Kochanek królowej".

Data dodania: 2012-09-25

Wyświetleń: 387

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Czemu każda mała dziewczynka chce być księżniczką? Dlaczego nasza kultura uczyniła z księżniczki symbol kobiecego szczęścia i przedmiot dziecięcych marzeń? Przecież historia nie daje do tego najmniejszego powodu! Życie przeciętnej księżniczki było dość ponure. Od chwili narodzin stanowiła tylko pionek w politycznej grze, wygodny element zawieranych sojuszy i kartę przetargową w walce o wpływy. Ledwie odrosła od ziemi, wybierano jej zamorskiego męża i wysyłano do obcego kraju, którego obyczaju, ludzi ani języka nie znała. Bardziej przypominało to los skazanego banity niż bajkę. I często miało tragiczne zakończenie.

O jednej z takich księżniczek opowiada film "Kochanek królowej", który właśnie wszedł na ekrany naszych kin. To historia Karoliny Matyldy Hanowerskiej, samotnej dziewczyny, zagubionej w korytarzach wrogiego królewskiego dworu i w meandrach wielkiej polityki. Karolina próbuje walczyć o siebie i o miłość, co koniec końców przynosi jej rozpacz i śmierć.

Nastolatka i polityka

Karolina, zanim stała się nieszczęśliwą królową, była szczęśliwą księżniczką. Urodziła się w połowie osiemnastego wieku w rodzinie księcia Walii Fryderyka Augusta (jej brat to późniejszy król Anglii Jerzy III). Dom księcia wypełniały śmiechy jego synów i córek, wychowywanych w dużo mniej rygorystyczny sposób niż to było wówczas przyjęte. Karolina uwielbiała jeździć konno z czwórką swoich braci i śpiewać duety z siostrą, co wszystkim sprawiało przyjemność, bo natura obdarzyła ją pięknym głosem. Dzieciństwo miała więc więc sielskie i anielskie - ale krótkie.

Skończyło się któregoś brzydkiego, jesiennego dnia 1766 roku, kiedy postanowiono, że zostanie żoną duńskiego następcy tronu Christiana VII. Karolina wpadła w rozpacz. Miała przecież tylko piętnaście lat, a księcia nie widziała na oczy! Wprawdzie jego ambasador niestrudzenie zapewniał księżniczkę, że narzeczony jest sympatyczny i ledwie dwa lata od niej starszy, ale nawet ona wiedziała, że to zwyczajowe gadanie. Że męża wybrano jej nie dla jego zalet, ale z powodów czysto politycznych. Bo cementowało to związki obu krajów, bo wzmacniało siłę protestantyzmu i pozycję wobec potężnej Francji, bo były setki powodów ważnych dla polityków i kompletnie nieistotnych dla nastolatki siłą wydawanej za mąż.

Karolina szlochała przez całą drogę do Kopenhagi. Spodziewała się wszystkiego najgorszego i, niestety, miłego zaskoczenia nie było. Książę okazał się chudym, bladym siedemnastolatkiem o wyglądzie dziecka, z włosami tak jasnymi, że nie trzeba było ich posypywać pudrem. Co gorsza, na dworze szeptano, że jego umysł nie funkcjonuje jak należy. Gdy był małym chłopcem, nauczyciele bili go i tresowali na okrągło, usiłując zrobić z niego mężczyznę, który w przyszłości silną ręką poprowadzi kraj. Skutek okazał się odwrotny do zamierzonego. Christian chronił się przed codzienną tresurą, uciekając w świat wyobraźni, dziwnych zmyśleń i urojeń. A gdy odziedziczył tron, był do tego nieprzygotowany najbardziej, jak można sobie wyobrazić. Zamroczony myślą, że teraz wolno mu wszystko, postanowił odbić sobie nieszczęśliwe dzieciństwo - w ogóle nie pracował, całymi dniami grał w karty, a noce spędzał w kopenhaskich burdelach.

Ale Matyldę przyjął z entuzjazmem. Uściskał ją, ucałował, a jego ministrowie odetchnęli z ulgą, przekonani, że młoda żona odmieni króla. Mylili się. Christian już następnego dnia uznał, że małżeństwo to nudna rzecz. Oświadczył, że "to niemodne kochać własną żonę" i wrócił do swego stylu życia. Sypialni królowej nie odwiedzał.

Królewska powinność

Młodziutka Karolina została sama. Dosłownie, bo nie pozwolono jej nawet zatrzymać dam dworu, które przywiozła ze sobą z Anglii. Dwórki czekały na miejscu - sprawdzone, zaufane, pewne. Próbowała sobie jakoś radzić. Brała lekcje duńskiego, a żeby nie zwariować w odciętym od świata pałacu, zaczęła w towarzystwie lokaja i damy dworu wychodzić na spacery na ulice Kopenhagi.

Król wciąż był daleko od niej. Zadawała sobie pytanie, czy przypadkiem nie wydała mu się odstręczająca. Nie była pięknością, to prawda. Ale przecież brzydulą też nie! Była uroczą, pełną życia blondynką, a dodatkowo natura obdarzyła ją czystą, brzoskwiniową cerą, której kobiety powszechnie jej zazdrościły. Gdyby tylko zechciała, wcale nie byłaby samotna. Młodzi mężczyźni na dworze widzieli opuszczenie i smutek królowej i aż się rwali, by ją pocieszyć.

Królewscy ministrowie też to zauważyli. Szepnęli Christianowi, że postępuje niepolitycznie. Bo skoro młoda, zdrowa i hoża królowa nie zachodzi w ciążę, to poddani ani chybi pomyślą, że ich król nie sprawdza się w łożu. To wystarczyło, żeby Christian zmienił upodobania i już wkrótce jego siedemnastoletnia żona powiła zdrowego synka (przyszłego króla Danii Fryderyka VI). Ale myli się ten, kto sądzi, że małżonków połączyła jakaś szczególna więź. Było wręcz odwrotnie. Christian uznał, że swoje obowiązki wypełnił z nawiązką, i wyruszył w podróż (incognito!) po Europie. Nie było go przez wiele miesięcy, a kiedy wrócił, życie Karoliny wywróciło się do góry nogami.

Ten trzeci

Bo król nie wrócił sam, ale przywiózł ze sobą nowego przyjaciela, niemieckiego lekarza Johanna Struensee'a. Wezwany do kolejnego nieokiełznanego wybuchu temperamentu Christiana (cierpiącego, jak dziś się przypuszcza, na lekką odmianę schizofrenii), nadspodziewanie dobrze wywiązał się z zdania. Szybko okazało się, że towarzystwo i zalecenia lekarza mają dobroczynny wpływ na młodego króla. Były najprostsze z możliwych - Struensee aplikował Christianowi mieszaninę środków na kaca, zalecał ćwiczenia na świeżym powietrzu i mniej całonocnych libacji. Ta garść dobrych rad przynosiła jednak zadziwiające efekty. Król był w stanie spędzać już nawet parę godzin nad papierami w gabinecie, co uznano niemal za cud. A Johann Struensee stał się niezastąpiony.

Nowy przyjaciel króla ledwie przekroczył trzydziestkę, był bardzo inteligentny i bardzo przystojny. Wysoki, barczysty, o głębokim spojrzeniu intensywnie niebieskich oczu. Karolina szybko utonęła w tym spojrzeniu. Nagle poczuła, że na tym nieprzyjaznym dworze znalazła przyjaciela. Struensee był tu obcy - tak jak ona - może dlatego rozumiał ją lepiej niż ktokolwiek. Ich rozmowy stawały się coraz dłuższe, spojrzenia coraz głębsze. Wkrótce i ona nie mogła przeżyć dnia bez królewskiego lekarza, wzywając go do swoich pokoi nawet po kilka razy dziennie.

Struensee miał wrażenie, że stanął przed swoją życiową szansą. Zawsze był bardzo ambitnym człowiekiem i nie zamierzał spędzić życia jako prowincjonalny lekarz. Zaproszenie na duński dwór potraktował jak dar od losu. A teraz widział wyraźnie, że jego wpływ na młode królewskie małżeństwo może być większy niż kiedykolwiek mógł się spodziewać. Nie zamierzał zaprzepaścić tej szansy!

Karolina rozpływała się na sam jego widok i szybko zostali kochankami. Czekała na takiego mężczyznę - kochanka, mentora i ojca w jednym. Zakochała się, po raz pierwszy w życiu. Wreszcie poczuła się spełniona jako kobieta, była szczęśliwa i pewna siebie. Demonstrowała to przesadnie i głupio, na przykład dosiadając konia okrakiem, jak mężczyzna, ubrana w męską kamizelkę i spodnie z koźlej skóry, z jasnymi włosami splecionymi w warkocz. Bulwersowała wszystkich wokół, ale czuła się wolna - wreszcie! - i chciała, żeby dla każdego to było jasne.

Christian wiedział o jej romansie, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Ponoć był nawet rad, że w końcu znalazł się ktoś, kto mógł zaspokoić potrzeby żony, z którą nie łączyło go uczucie. Koniec końców stworzyli swego rodzaju zgodny trójkąt, spędzając razem coraz więcej czasu w zacisznym pałacyku Hirscholm, na wyspie niedaleko od Kopenhagi. Tam Karolina urodziła córeczkę Luizę Augustę, którą król oficjalnie uznał, ale wszyscy wiedzieli, że to dziecko kochanka. Małą złośliwie nazywano la petite Struensee.

A Struensee rządził

Tak, bo to on faktycznie rządził krajem, uwiódłszy skutecznie oboje młodych władców. Jako zwolennik oświecenia miał ambicję przekształcenia Danii w nowoczesne państwo i wprowadzał reformę za reformą. W czasie 16 miesięcy swoich rządów wydał ok. 600 dekretów (niektórzy twierdzą, że było ich nawet 1880), w większości rzeczywiście pożytecznych, jak choćby rozporządzenie w sprawie pańszczyzny, które ulżyło doli chłopów. Ale przy okazji wyrzucał jednych ministrów, zatrudniał innych, meblując świat polityczny Danii po swojemu, w ekspresowym tempie. To prędzej czy później musiało się na nim zemścić.

Tymczasem Karolina już prawie uwierzyła, że ona i Struensee są jak caryca Katarzyna i kniaź Potiomkin. Że mogą urządzać świat po swojemu i nikt im się nie przeciwstawi. Ale to się nie mogło udać. Po pierwsze, Dania nie była Rosją. Tu istniały koterie wpływowych polityków, którzy nie znosili, gdy traktuje się ich jak pionki, i potrafili dać temu odpór. Po drugie, Karolinie daleko było do przenikliwości Katarzyny. Nie miała takich ambicji politycznych, jak caryca Rosji, nie miała też jej inteligencji. Tamta, zanim sięgnęła po władzę absolutną, zadbała o potężnych zwolenników. Karolina i Struensee byli sami. I w końcu musieli za to zapłacić.

Śmierć po balu

W ich procesie koronnym dowodem winy miało być wiarołomstwo królowej. Nietrudno było przygotować ten dowód. Na tajnych schodach łączących pokoje Karoliny i  Struensee'a rozsypano proszek. Ślady obojga, które na nim odkryto, stały się jednoznacznym świadectwem zdrady.

Aresztowano ich wcześnie rano. Wybrano dzień tuż po balu maskowym, kiedy było jasne, że oboje będą w łóżku, pogrążeni w głębokim śnie. A potem wszystko przebiegło gładko, zgodnie z regułami klasycznego zamachu stanu. Przestraszony król potulnie podpisał nakazy sądowe, Struensee został skazany na ścięcie, królowa - na wygnanie.

Angielską fregatą wywieziono ją do Niemiec, do zamku Celle koło Hanoweru. Już nigdy nie zobaczyła swoich dzieci. W odosobnieniu miała spędzić całe życie, spędziła zaledwie trzy lata. Zmarła na szkarlatynę 11 maja 1775 roku. Miała niespełna 24 lata. Podobno zwierzyła się jednej z dwórek: "Najbardziej na świecie chciałabym poślubić mężczyznę, którego kocham. Zostawiłabym dla niego mój tron i mój kraj". Tyle tylko, że tego nigdy zrobić nie mogła. Przecież była księżniczką.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena