Wiele można przeczytać na temat różnorakich kursów, książek itd. odnośnie Tarota. Czy można samemu nauczyć się pracować z tymi kartami? Czy można bez wydawania pieniędzy i wychodzenia z domu nauczyć się symboliki i znaczenia kart? I wreszcie najważniejsze pytanie: czy każdy może pracować z Tarotem?

Data dodania: 2012-07-17

Wyświetleń: 3374

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Tarot od setek lat wzbudza w ludziach mieszane uczucia – jedni się go boją, a inni uważają za jeden z najlepszych sposobów, by poznać odpowiedzi na dręczące ich pytania. Tarot to coś więcej niż tylko narzędzie dywinacji – moim skromnym zdaniem karty te służyć mogą równie dobrze do pracy nad sobą,  a także do pracy z ludzką psychiką i podświadomością. Symbole zawarte na kartach Tarota są czymś więcej niż tylko kolorowymi obrazkami, dziełami sztuki, grafiką – są niejako nierozerwalnie połączone z tym, co drzemie w naszych umysłach, dlatego tak ważna w pracy z nimi jest otwartość i czystość naszego umysłu. Aby zająć się pracą z nimi, trzeba przede wszystkim uporządkować własne myśli i uczucia – Tarot wyłapie każdą naszą słabą i mocną stronę.

To, co mogę sama powiedzieć o pracy z Tarotem, to to, że te karty potrafią mówić – tak! Dobrze przeczytaliście. Rozmowa podświadoma z kartami to jeden z najważniejszych aspektów pracy z nimi. Czasem mam wrażenie, rozkładając karty, że obrazy i symbole na nich zawarte zaczynają żyć własnym życiem i opowiadają mi różne historie dotyczące mnie samej, a także moich klientów. Gdybym miała to opisać słowami, wygląda to tak, że po rozłożeniu kart nie zwracam już uwagi na symbolikę i znaczenie każdej poszczególnej karty (jak to ma miejsce na początku pracy z nimi) – wszystkie karty z danego rozkładu bardzo szczegółowo i dobitnie mówią mi, co mam powiedzieć bądź napisać klientowi. Ich przekaz jest jasny i klarowny – są wyjątki, kiedy pytanie zostało źle zadane, kiedy ja i klient myślimy o czymś innym lub klient nie jest gotowy jeszcze, by poznać prawdę z jakiegoś powodu. Wtedy zazwyczaj dostaję od kart jasny sygnał, że to nie jest dobry dzień na tego typu pytania i w niektórych przypadkach rozkładam karty odnośnie tego, dlaczego dana osoba nie powinna go zadawać. Kwestie zmęczenia, stanu emocjonalnego (depresja, nerwica, zbyt duży ładunek negatywnych emocji itd), brania silnych leków (np. psychotropowych), wypicia napoju alkoholowego lub spożycia narkotyków też mogą skończyć się blokadą przekazu kart albo w efekcie zakończyć negatywnym lub zniekształconym przekazem kart. Nie chcę się zbędnie rozpisywać odnośnie tego tematu, bo większość tego typu spraw omawiana była już w innym artykule o takiej tematyce.

Tarot to narzędzie dywinacyjne, ale też poznawcze. Praca z kartami wymaga szacunku, skupienia i gotowości do pracy z nimi. Często zdarza się tak, że Tarot (inne techniki dywinacyjne również, ale skupmy się na Tarocie) w pewien sposób wybiera nas sam. To, że zaczynamy się nim interesować, że nam się śni, że coś nas do niego ciągnie, to jeden z sygnałów, że „wzywa nas” do pracy. Jeśli czujemy się gotowi, zakupujemy pierwszą talię. Zazwyczaj wybór talii jest intuicyjny lub też spowodowany poleceniem nam przez kogoś danej talii. Często lądujemy na stronie sklepu ezoterycznego lub bezpośrednio w takim sklepie i oglądamy dostępne talie. Wybieramy taką, która nam najbardziej odpowiada – kierujemy się zazwyczaj tym, co lubimy. Jeśli kogoś interesują wampiry, to wybiera talię z wampirami, ten, kto lubi koty,  kupuje talię z kotami, a ten co lubi elfy z elfami itd. Na dobry początek doradzono mi talię Rider’a Waite’a, co z perspektywy czasu oceniam jako trafny wybór, aczkolwiek bardzo krótko z nim pracowałam i dziś do niego nie zaglądam – to kwestia gustu. Talii jest na tyle dużo, że każdy znajdzie coś dla siebie – trzeba tylko uważać, by nie zakupić talii dla zaawansowanych tarocistów, bo może nie chcieć z nami pracować intuicyjnie i będzie zalegała na półce – aczkolwiek po upływie jakiegoś czasu może okazać się przydatna (ja tak miałam z Thothem) i będziesz z niej korzystał/a np. za dwa-trzy lata.

Kolejnym krokiem ku pracy z kartami jest wybór „lektur” o tejże tematyce lub wybór kursu (bo przecież od czegoś trzeba zacząć). Kursy to opcja droższa – plusem jest to, że ma się bezpośredni kontakt z wybraną wróżką i można podpatrzeć niejako jej pracę. Minusem natomiast jest dość duża cena (300-500zł), a mała ilość zajęć (np. dwa dni po 6-8h na Arkana Duże i osobny kurs na Arkana Małe; tyle samo godzin nauki i cena bez zmian). Na kursie nie dowiesz się dużo więcej niż z książek – chyba, że kurs trwa kilka miesięcy, co jest lepszą opcją, ale rzadką. Książki są opcją tańszą, bo kosztują w granicach 40-60zł. Treści są podobne, bo spisane okiem tarocistów bazujących na własnych wieloletnich doświadczeniach – inna sprawa, że niektóre po latach nadają się już tylko do kosza – ale na początek wystarczy i to.

Moim sprawdzonym sposobem, który pewnie stosuje wielu początkujących tarocistów, było prowadzenie tarotowego dziennika. Zapisywałam w nim swoje „wizje” każdej karty, jej symbole, swoje odczucia, emocje, a także interpretacje karty dnia. Osobny zeszyt prowadziłam na całe rozkłady kart i wypisywałam swoją interpretację danego odczytu. Zaznaczałam później wszystko to, co potwierdzało się u klienta. Zanim jednak zabierzemy się za pracę z obcymi osobami, warto znaleźć znajomych, rodzinę na której w pewien sposób będziemy praktykowali. Możemy też zacząć od siebie. Stawianie sobie kart jest możliwe, ale wymaga dużej dyscypliny i pracy nad sobą, gdyż istnieje ryzyko, że w kartach odczytamy to, co chcemy podświadomie usłyszeć. Mi na szczęście niejednokrotnie karty pomogły w podjęciu decyzji lub ostrzegły o pewnych zdarzeniach – do tego celu mam swoją własną talię, z którą pracuję, choć w razie potrzeby sięgam i po te, którym kładę klientom – kwestia wprawy.

Istnieje też coś takiego jak bhp pracy z kartami i bhp pracy tarocisty. Każdy zajmujący się kartami ma swoje własne bhp, którego powinien przestrzegać. Ja np. nie stawiam kart w niedziele i święta. Nie stawiam kart, gdy jestem zmęczona, smutna lub zdenerwowana i nade wszystko nie stawiam kart po wypiciu alkoholu (nawet niewielkiej ilości), czy na "kacu". Te wartości są dla mnie święte i nie podlegają dyskusji. W swojej wieloletniej pracy z kartami nauczyłam się jednego – szacunku do swoich kart i do własnej pracy. Praktykując Tarota, trzeba uważać, aby karty nie dostawały się w niepowołane ręce. Kart nie należy dawać do wróżenia innym, a zwłaszcza dzieciom! Osobiście nie mam problemu z pokazaniem komukolwiek swoich kart – można je dotykać, oglądać – jedyne, czego zabraniam, to tasowania i stawiania sobie samemu Tarota, używając moich własnych talii. Kolejną ważną później kwestią są sprawy finansowe. Na początku mojej drogi poznawania Tarota często stawiałam karty za darmo (dziś, przyznam z bólem,  też czasami to robię w drodze wyjątku), potem stopniowo wprowadzałam swój własny cennik oparty na ilości czasu, jaki muszę poświęcić na dany problem, a także na rodzaju usługi (tarotowy portret, układy karmiczne, horoskopy itp.). Dziś staram się kart nie kłaść za free, gdyż nauczyło mnie to, że ludzie często to potem wykorzystują, a przecież poświęcam na to swój czas i swoją energię (nie mówiąc już o innych aspektach). Osoby, które wykłócają się lub piszą, że „w drodze wyjątku niech Pani powróży za darmo” odsyłam z kwitkiem. Inną sprawą jest to, że czasami klient nie potrzebuje kart, by rozwiązać swój problem i często służę mu pomocą zupełnie za darmo i z uśmiechem na twarzy. Praca tarocistki/tarocisty jest jak każda inna – pracujemy po kilka, czasem kilkanaście godzin i zapłata za usługę się należy. Ta sama sprawa tyczy się zbytniego wpatrywania się w znane osobistości świata ezoteryki – winniśmy sami odnaleźć swój „sposób” pracy z Tarotem, swoje interpretacje, a także w miarę upływu czasu próbować własnych autorskich rozkładów...

W swojej pracy spotkałam się też (zwłaszcza na początku) z różnymi pokusami odnośnie tej pracy. Raz czułam, że mam zmienić cenę na wyższą, drugim razem, że już jestem gotowa do „ujawnienia się” mimo młodego stażu... To są chyba największe pokusy pracy w tym zawodzie – trzeba nauczyć się tłumić instynkt szybkiego i łatwego wzbogacania się kosztem klienta. Pokus jest wiele i pewnie zawsze będą się pojawiały. Trzeba nie lada dyscypliny i opanowania, żeby nie dać się omamić dzisiejszym trendom. Trzeba uważać na wewnętrzne myśli w stylu: „Przecież jestem dobra/y w tym co robię, to należy mi się więcej...”, „Jestem lepsza/y niż Pani X, więc dlaczego jej się tak powodzi, a mi nie?” I takich przykładów można podawać bez końca. Ważne, by być w tym wszystkim sobą i działać w zgodzie z własnym sumieniem, bo przecież nikt nie zna nas samych lepiej, niż my sami siebie znamy. Uczmy się panować nad własnymi demonami, a wtedy nikt i nic nie będzie w stanie złamać naszego kodeksu pracy i podważyć naszego autorytetu. Nauczmy się, że człowiek jest drugiemu człowiekowi potrzebny. Zdajmy sobie sprawę, że to, co robimy, odciśnie się piętnem w naszym lub czyimś życiu.

Uważajmy na słowa, jakie kierujemy do innych. Łatwo dziś powiedzieć, że „jestem nieomylny i najlepszy” i robić sobie samemu reklamę. Gdy jeszcze robimy to, by połechtać własne ego w zaciszu domu, to powiedzmy, że jest to jeszcze zdrowa odmiana narcyzmu. Gorzej, gdy trąbimy o tym na cały regulator, by tylko złowić klienta w sieć, zgarnąć swoje i pozostawić kogoś samemu sobie. Trzeba ważyć słowa i trzeba mieć świadomość, że nie ma ludzi nieomylnych. Chyba nie ma na świecie nikogo, kto mógłby szczerze powiedzieć, że nigdy nie pomylił się w interpretacji kart. Ja czasem mówię, że „Tarot się nie myli, to ja mogę pomylić się w swoim odczycie”. Ryzyko zawodowe, z którym musi się liczyć każdy pracujący w tym zawodzie.

Napisałam na początku, że Tarot może być też swego rodzaju narzędziem do poznawania samego siebie, a także drugiego człowieka. Zawarte w nim symbole i obrazy bardzo często wiele mogą powiedzieć nam o drugim człowieku – jego słabościach, wadach i jego zaletach. Przeczytałam wiele książek o Tarocie, a także wiele książek o symbolice wykorzystywanej na kartach Tarota (mitologia, kultury innych krajów itd), książek psychologicznych i wszystkie te książki były potwierdzeniem, że Tarot ma w sobie o wiele więcej tajemnic i zagadek niż początkowo zakładałam. Znalazłam wiele potwierdzeń na to, że to coś więcej niż tylko dywinacja. To odzwierciedlenie tego, co drzemie w naszej duszy, w naszym umyśle. To o wiele bardziej „skomplikowany” temat, niż mogłoby Ci się wydawać. O pracy z Tarotem jako narzędziem pracy z ludzką psychiką można by napisać osobną książkę – ale nie czas to i nie miejsce na tego typu dyskusje.

Ten artykuł napisałam przede wszystkim z myślą o tych, którzy czują powołanie do pracy z Tarotem. Napisałam go, aby pokazać, że w odpowiednich rękach Tarot może okazać się bardzo pomocny i „user friendly” :) Gdy masz czyste serce, myśli i szczere intencje, to nawet nóż w Twoich rękach nie będzie narzędziem do wyrządzenia komukolwiek krzywdy. Czyż nie? Napisałam w tytule o Tarocie jako o terapii słowem, bo tak to przede wszystkim odczuwam – za pomocą kart czytam ludzkie losy, pragnienia, dramaty, sukcesy... Tarot codziennie uczy mnie czegoś nowego; uczy, że słowa mają moc i źle zinterpretowane mogą wywołać chaos i zamieszanie w głowie i w życiu nas samych, jak i innych. Uczy mnie, że właściwe podejście do kart owocuje wzajemną współpracą i odwdzięcza się uśmiechniętą buzią klienta, którego życie zaczęło nabierać z powrotem barw i jednostajnego tempa :) Pozdrawiam wszystkich, którzy tak jak ja codziennie przekonują się, że „terapia słowem” działa więcej dobrego, niż złego.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena