Kosmos nie zawsze spełnia oczekiwania podróżnych, którzy wybierają się, aby zgłębiać jego tajemnice. Niby nieskończony, potężny, a kryje w sobie oprócz materii tylko zimną pustkę.

Data dodania: 2012-06-20

Wyświetleń: 1531

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Kosmos... jest prawdopodobnie najpiękniejszą rzeczą, jaka istnieje. Gwieździste niebo, kryjące w sobie nieodkryte tajemnice, pociąga wielu i nęci swoim majestatem. Ale nie mnie.

Widziałem narodziny gwiazd, które w przyszłości staną się lampionami w nieskończonej pustce Wszechświata. Dane mi było widzieć również śmierć takiego olbrzyma, który najpierw powiększy się niczym nadmuchiwany balon, by potem zgasnąć na zawsze. Efekty świetlne towarzyszące obu zjawiskom były nieprawdopodobne i nie dały się porównać do niczego, co widziałem wcześniej.

Byłem w przestrzeni poza galaktyką, aby nacieszyć oczy ogromem materii i energii wirujących dokoła potężnego jadra w przedziwnym tańcu istnienia. Ogrom jaki reprezentowały był niewyobrażalny. Mógłbym patrzeć na to widowisko świateł, mgieł i eteru w nieskończoność, a i tak byłbym nienasycony.

Byłem świadkiem wielu innych rzeczy, których żaden artysta nie dałby rady uwiecznić na swym dziele. Ten, kto stworzył kosmos, musiał być geniuszem nad geniuszami, bo po prostu całego Wszechświata się opisać nie da.

Uradowany  i nieco zmęczony swoimi przeżyciami wróciłem na Ziemię. Położyłem się na łące i uciąłem sobie małą drzemkę. Kiedy się obudziłem, zauważyłem, że mój wzrok jest skupiony na kałuży, która powstała w naturalnym zagłębieniu i woda tam znalazła się prawdopodobnie w trakcie deszczu. Nad nią rósł kwiat o czerwonych płatkach. Obserwowałem, jak z tego kwiatu powoli, spokojnie odrywa się płatek, szybuje w powietrzu i opada prosto do wody. Zapewne drogą czystego przypadku z jednego ze źdźbeł trawy kropelka rosy skapnęła centralnie w środek platka. Utworzyło się swoiste jezioro w jeziorku.

Kiedy zabłąkany promyk Słońca oświetlił oba zbiorniki wodne, wytworzyła się malutka luminescencja, gra świateł, która zadziwila mnie niezmiernie, ale i zaszokowała pięknem. Trwała zaledwie ułamek sekundy, ale odnalazłem w niej to samo, co tam, w dalekim kosmosie. Teatr świateł odzwierciedlał prawdziwą energię natury. Było to dokładne odbicie rytmu życia Wszechświata z tą różnicą, że tutaj był przesycony naturalnym pięknem, które dawało radość. Po tym wydarzeniu częściej zwracałem uwagę na takie malutkie "mikrowszechświaty" i prawie zawsze odnajdywałem go tam.

I już nigdy nie wyruszyłem w mentalny kosmos. Po co szukać piękna lata świetlne od domu, kiedy to, czego szukamy znajduje się tylko o krok od nas?

Licencja: Creative Commons
0 Ocena