Pod koniec lutego ukazał się trzeci, pełnowymiarowy album black metalowego kwartetu, zatytułowany Marzannie, Królowej Polski. To pierwszy od ponad dwóch lat longplay grupy. W międzyczasie doczekaliśmy się kilku płyt, wydanych przez zespoły powiązane personalnie z Furią – FDS, Morowe czy Massemord.

Data dodania: 2012-05-10

Wyświetleń: 1657

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

CoverPod szyldem macierzystej formacji Sars (bas), Namtar (perkusja), Voldtekt (gitary) i Nihil (gitary, wokal) nagrali tylko dwie EPki, które mogły w jakimś stopniu stanowić wyznacznik kierunku, w jakim muzycy podążyliby na kolejnym wydawnictwie. Dużo nadziei pod tym względem dała zwłaszcza płytka Halny z jednym, dwudziestominutowym, rozbudowanym i podlanym solidną porcją psychodelii utworem. Okazała się jednak tylko eksperymentem, stylistycznym odskokiem w dyskografii – choć bardzo ciekawym i wciągającym.

Mimo to mam wrażenie, że psychodeliczny pierwiastek zawsze był obecny w muzyce Furii i nie brak go również w świeżym materiale – a nawet jest go jakby więcej. Nihil, jego producent, postanowił najwyraźniej zaskoczyć słuchaczy (i być może siebie samego również), tworząc siedem utworów brzmiących w sposób daleki od studyjnej sterylności. Bliżej tu do brzmienia znanego z pierwszych demówek formacji. Słychać, że jest to efekt zamierzony: kompozycje znacząco nie odbiegają stylem od tego, do czego zdążyli się przyzwyczaić słuchacze, a zarazem „piwniczny” sound z tym specyficznym pogłosem sprawił, że zyskały nowy wymiar... Więcej w nich jakiegoś nieokreślonego szaleństwa. Nie brak naprawdę odjechanych fragmentów, jak chociażby solówka w pierwszym kawałku, Wyjcie psy, opartym o masywny, ciężki riff, który wolno toczy się przez pierwszą połowę utworu. Wrażenie robią „nawiedzone” wokale Nihila w drugiej na liście, niezatytułowanej kompozycji i równie upiorny, cichy fragment w jej środku. Do ciekawszych momentów płyty zaliczam też transowe Kosi ta śmierć, gdzie z powodzeniem wykorzystano nieskomplikowany patent z powtarzaniem kilku słów. Najdłuższy i zarazem najlepszy na krążku utwór, Pódź w dół, z black metalowego „standardu” gdzieś w połowie przeradza się w przestrzenną, tajemniczą kompozycję z niespokojnym, rozedrganym riffowaniem. Po paru minutach takiego „rytuału” nadchodzi utrzymana w wolnym tempie, dwuminutowa, (znów) transowa kulminacja. Prawdziwa muzyczna uczta i czołówka, jeśli chodzi o kompozycje nagrane pod szyldem Furii. Pozostałe utwory w moim odczuciu nie wyróżniają się niczym szczególnym, ale rzecz jasna nie schodzą poniżej poziomu wypracowanego w ciągu kilku lat kariery przez katowickich muzyków. Jeśli chodzi o teksty – nie zauważyłem jakichś widocznych odchyłów od poetyki, którą Nihil czarował już wcześniej. Mnie tego rodzaju twórczość jak najbardziej odpowiada, choć pewnie znajdą się i tacy, dla których będzie to grafomania albo przynajmniej balansowanie na jej granicy z poezją.

Cóż, nie jest to najlepsza płyta w karierze Furii, ale wstydu tej marce też nie przyniosła. Dla mnie dalej numerem jeden pozostaje Martwa polska jesień.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena