Jeśli chcesz w tym momencie zaprotestować, bo Twoja choroba jest z gatunku nieuleczalnych, mam do Ciebie pytanie: a czy Twoja sytuacja życiowa jest najlepsza, jaką możesz mieć?

Data dodania: 2012-03-20

Wyświetleń: 1727

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Pisząc o zdrowieniu, niekoniecznie mam na myśli zdrowie w znaczeniu „braku tej choroby”. Obecnie Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) definiuje zdrowie jako „pełny dobrostan fizyczny, psychiczny i społeczny”. Jest to tak zwana pozytywna definicja zdrowia i jakościowo stanowi coś zupełnie innego niż wszystkie wcześniejsze.

Obecność choroby lub jej brak jest czymś obiektywnym. Lekarz może Cię zbadać i powiedzieć: „Tak, jest pan zdrowy”, „Tak, jest pani zdrowa” lub niejako odebrać Ci to zdrowie – a przynajmniej poczucie jego obecności – stwierdzeniem o chorobie.

Wydawać by się mogło, że współczesna definicja zdrowia dodaje po prostu więcej wymagań: że nie tylko masz nie mieć żadnych chorób, ale także cieszyć się pełnym dobrostanem (również psychicznym i społecznym), by móc uważać się za zdrową jednostkę. Na podobnym rozumieniu zdrowia bazuje wiele poradników psychologicznych, zachęcających Cię do osiągania pełni Twoich możliwości.

Jednak możesz tę definicję rozumieć nieco inaczej: o ile istnieją obiektywne listy chorób (ICD-10 dla Europy oraz DSM-IV dla Stanów Zjednoczonych), o tyle dobrobyt jest czymś trudnym do zdefiniowania. Przypomina pod tym względem szczęście. Tylko Ty jesteś w stanie stwierdzić, że tak, odczuwasz pełen dobrobyt fizyczny, psychiczny i społeczny. Innymi słowy: możesz czuć się zdrowy niezależnie od tego, czy cierpisz na jakąś chorobę, czy też nie. I możesz dążyć do osiągania tego dobrobytu, omijając chorobę w taki sam sposób, w jaki rzeka omija wystający z niej głaz.

Tak jak sam pisałem – czuję się zdrowy, pomimo że wciąż da się u mnie zdiagnozować moją chorobę. Traktuję ją jak cechę, przywykłem do ograniczeń, jakie mi stawia, dostrzegłem furtki, które otworzyła. Zamierzam dojść do tego samego stanu z tą drugą, nowszą, bo wiem, że to jest wykonalne. Z ręką na sercu mogę Cię zapewnić, że Może Być Lepiej.

Dlatego, bez względu na obiektywny stan Twojego zdrowia i to, jaka diagnoza figuruje w Twojej karcie pacjenta, zachęcam Cię najpełniejszego zatroszczenia się o siebie, na jakie Cię stać – oraz do wyznaczenia sobie najbardziej śmiałych, a jednocześnie wciąż osiągalnych celów.

Podam Ci teraz przykład ze swojego życia. Od dzieciństwa cierpię na fobię społeczną. Panicznie boję się wszelkich wystąpień, przed każdym mam dygot, głos mi skacze lub zamiera w gardle, ręce się trzęsą… Teoretycznie taka fobia jest nieuleczalna, ale między „nie da czegoś się wyleczyć” a „da się zrobić tak, by to coś nie przeszkadzała w codziennym życiu” jest kolosalna różnica.

Ćwicząc wychodzenie do ludzi osiągnąłem tyle, że teraz rozważam karierę jako trener szkoleń grupowych i występuję na konferencjach! Owszem, stresuję się tak samo jak kiedyś, ale nauczyłem się to zdenerwowanie zwalczać. Pomocne były informacje, które po drodze zdobyłem: że denerwuje się każdy, nawet profesjonalista, że aktorzy często decydują się na ten zawód z powodu swojej nieśmiałości, że tylko połowa ludzi dostrzega u mnie oznaki zdenerwowania. Ze swoim kolejnym koszmarem – wykonywaniem telefonów – poradziłem sobie w ten sposób, że spisywałem kolejne wypowiedzi na karteczce i dzięki temu radziłem sobie tak profesjonalnie, że zdobyłem uznanie podczas pracy na infolinii.

Fobia to po prostu lęk, a lęk można zwalczyć odwagą i obejść takimi metodami jak karteczka przy telefonie lub moment przerwy na napicie się wody podczas wystąpienia publicznego. W ten sposób wprawdzie nadal się stresuję, ale nie jestem społecznie niepełnosprawny. Przeszkadza mi natomiast uświadamianie sobie, że mam fobię – wtedy koncentruję się na problemie i znacznie gorzej sobie radzę.

Dlatego lepiej postrzegać się jako osobę pracującą nad problemem i stale podwyższać sobie poprzeczkę, równocześnie traktując się z wyrozumiałością: cały czas się uczysz, masz prawo do gorszych dni i błędów albo do nieradzenia sobie z nowymi wyzwaniami. Z tego powodu dobrze jest odnotowywać swoje sukcesy – często człowiek nie zdaje sobie sprawy, że jest w czymś o wiele lepszy niż kilka lat temu i wydaje mu się, że niczego się nie nauczył, podczas gdy tak naprawdę po prostu teraz wymaga od siebie więcej.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena