Zima. Teraz nie na wiele przyda się nam umiejętność postrzegania różnych zjawisk w otaczającej nas przyrodzie. By móc zrozumieć bezmiar wód w tym okresie musimy się odwołać przede wszystkim do wiedzy. Wówczas będziemy wiedzieli czego nie widzimy, bo jest pod nami. Zostańmy więc na pokładzie.

Data dodania: 2012-02-28

Wyświetleń: 1947

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

          Sezon zimowy na oceanie to bardzo trudny okres dla tych, co przebywają na jego powierzchni. Na półkuli północnej układy wysokiego i niskiego ciśnienia, ich drogi przemieszczania się i czas, kiedy to robią, zostały na tyle dobrze poznane, iż jesteśmy w stanie określić kiedy, gdzie i jakiej pogody możemy się spodziewać. Dlatego opis zimowego morza, jaki tu przedstawię jest niezmiernie bliski prawdy, choć, szczerze się przyznam, nieco wyimaginowany i oparty głównie na relacjach tak ustnych, jak i pisanych przez wielu różnych obserwatorów od Josepha Conrada począwszy, a na opowieściach przyjaciela moich Rodziców śp. pana Bobrowskiego skończywszy. Po prostu osobiście nigdy zimą na morzu nie byłem.

          Wyobraźmy sobie jednak bezmierną, rozkołysaną olbrzymimi falami przestrzeń. Horyzontu nie widać nie z powodu tych sięgających, wydawało by się, nieba fal lecz zamglenia. Zamazania jakby szarym woalem. Wicher gnający ponad wodą łamie wierzchołki fal, które z białym rykiem zwalają się w dół. A on zrywa z nich pieniste czapy i niesie w dal. Słona, pianowa mgła siecze twarz obserwatora. Jest wszędzie. Na wodzie rozciąga się białymi smugami. W powietrzu nie pozwala dostrzec niczego w promieniu kilkuset metrów. Wokół szaro-bura woda, a nad głowami ołowiane niebo. Nocą pusta jakby czerń i pod stopami, i wokół, i ponad Tobą. Czujesz się jakby zawieszony na huśtawce życia w czarnej nicości. Uczucie to wywołuje niepewność, strach nawet i obawę o własne życie. Myślę, że tak właśnie może się czuć pająk wiszący na jednej swej niteczce w bezgwiezdną, burzliwą noc. Dopiero wówczas jesteśmy w stanie pojąć, jak niewiele znaczymy w tym groźnym, bezlitosnym bezmiarze przeogromnej siły Natury, my – Ssak Naczelny, dumny Człowiek, mniejszy tu niż pyłek wobec siły Oceanu. I tylko żółtawe światełko z bulaja przywraca wiarę w kruchą stabilizację okrętowego pokładu.

          Ta ponura aura dociera często nawet kilkadziesiąt metrów w głąb morza. A tam, gdzie nie czuje się już szalonego tańca fal, trwa wolne życie. Ryby stoją nieruchomo, pochylone lekko głowami w dół i drzemią. O tym, że są żywa świadczą niemrawe poruszenia płetw lub ogonów. Uczepione do skał, podobne do małych roślinek, tkwią polipy, które dadzą następne pokolenie meduz. Gdyby tam było to możliwe, to jeślibyśmy przyłożyli ucho do mułu zalegającego dno, usłyszelibyśmy to samo, co można by usłyszeć robiąc to samo pod drzwiami zbiorowej sypialni – setki, tysiące, miliony chrapań i sennych posapywań. Widłonogi, raczki, zygoty okrzemek i różne inne maleńkie zwierzęta i rośliny czekają w sennym odrętwieniu na wiosenne przebudzenie, by znów stworzyć życiodajne chmary planktonu. Ale nie wszyscy śpią hibernacyjnym snem. Szarzy myśliwi zimnych wód, dorsze, pomykają na swe odwieczne miejsca tarlisk. Ich czas już się rozpoczyna, choć tam, na górze zima trawa jeszcze na mocnej pozycji. Wreszcie, tu i tam na powierzchni wody, pojawiają się półprzezroczyste kuleczki ich ikry. I pomimo, że wokół nich tylko lodowata woda i szalejące wichry, te maleńkie komórki zaczynają swój metodyczny podział, by zrodzić nowy narybek. Z cząsteczki protoplazmy powstanie żywa, malutka rybka – cudowność prokreacji, boskość życia.

          Poświęciłem tu sporo miejsca opisom wody i jej samej. Nie bez powodu. Albowiem dla nas, obserwatorów jest ona głównym obrazem, jaki w sezonie zimowym rzuca nam się w oczy. Ale nie tylko. Bowiem właśnie ta zła, wzburzona i okrutnie zimna woda będzie głównym przyczynkiem zapowiedzi odrodzenia się życia. Pod koniec zimy te schłodzone partie wód powierzchniowych zaczynają pod własnym ciężarem opadać na dno. „Wyciskają” jakby cieplejsze, denne warstwy, wody ku powierzchni. Zaczynają „podpierać” i podnosić morskie prądy. Te cieplejsze masy wody rozpoczynają swą wędrówkę ku górze porywając ze sobą i wznosząc, wspomnianą powyżej, sypialnię wraz z mułem i innymi organicznymi drobinkami. Na górze coraz częściej czeka ciepłe słońce…

          Co dalej?

          Zacznij, czytelniku, jak przyroda – od początku: przeczytaj „Tajemnice oceanu – wiosna”…

 

Bibliografia:

Wielka Encyklopedia Powszechna PWN 1962

Encyklopedia Onet Wiem

Pośrednio Popularna Encyklopedia Powszechna Fogra

Wikipedia

Licencja: Creative Commons
0 Ocena