Studia genderowe, badające płeć od strony kulturowej i społecznej, nie są złe. Niewłaściwe jest wykorzystywanie tych studiów do celów ideologicznych (feministycznych i queerowych).

Data dodania: 2012-02-21

Wyświetleń: 922

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dobry pomysł, wdzięczny temat

Gender studies - studia genderowe - to interdyscyplinarna dziedzina nauki, która zajmuje się badaniem płci, ale nie od strony biologicznej, tylko od strony społeczno-kulturowej (słowo “gender“ jest tutaj określeniem utrwalonych, zakorzenionych w zbiorowej świadomości wyobrażeń na temat męskości i kobiecości). Genderyści nie zajmują się takimi sprawami jak budowa męskich i żeńskich narządów rozrodczych, działanie testosteronu i estrogenów czy podatność którejś z płci na określone choroby. Rozwijana przez nich nauka nie ma bowiem charakteru przyrodniczego.

Badacze spod znaku gender badają to, w jaki sposób postrzegane są płcie w różnych kulturach, na czym polegają wytworzone przez społeczeństwo role płciowe, jakie cechy uznaje się za pożądane/niepożądane dla mężczyzn/kobiet itd. Przedmiotem ich zainteresowania są ponadto zależności między płcią a językiem (systemem gramatycznym, stylem wypowiedzi), usankcjonowane religijnie normy związane z seksualnością, relacje damsko-męskie w różnych kontekstach historycznych, stereotypy płciowe itp.

Studia genderowe to także rozważania nad kontrowersyjnymi, ale istniejącymi od wieków zjawiskami homoseksualizmu, biseksualizmu, transseksualizmu i androgynizmu. Problemy te, podobnie jak same płcie, są analizowane wyłącznie od strony kulturowej i społecznej. Chodzi o ustalenie, jak wymienione zjawiska są traktowane w różnych społeczeństwach, jak są przedstawiane w sztuce, jak są oceniane przez autorytety religijne etc. Można zatem powiedzieć, że gender studies łączą w sobie elementy socjologii, antropologii, etnologii, kulturoznawstwa, literaturoznawstwa, językoznawstwa, religioznawstwa i innych nauk niebędących naukami ścisłymi.

Pomysł, żeby badać płcie, tożsamości płciowe i orientacje seksualne z punktu widzenia społeczno-kulturowego, to strzał w dziesiątkę. Wybrany przez genderystów temat jest bardzo ciekawy i bliski każdemu człowiekowi (na całym świecie żyją przecież mężczyźni i kobiety, a różnorakie kultury i społeczności rozmaicie się do tego ustosunkowują). Jednocześnie jest to temat-rzeka, który można traktować dosyć swobodnie, a który prawdopodobnie nigdy się nie wyczerpie. Rzeczywistość nie jest statyczna, toteż zawsze znajdzie się fenomen godny analizy i opisu.


Nauka - zakładniczka ideologów?

Gender studies - dobrze, że taka gałąź nauki istnieje i że jest stale wzbogacana o nowe spostrzeżenia. Aby lepiej zrozumieć siebie i świat zewnętrzny, wypada poznać zależności typu “płeć a kultura”, “płeć a społeczeństwo”, “płeć a religia”, “płeć a polityka”, “płeć a język” itd. Cóż więc jest nie tak? Co może być nie w porządku z tak uroczą, inspirującą i pasjonującą nauką? Otóż fakt, że ludzie, którzy zajmują się studiami genderowymi, często podporządkowują tę dziedzinę wiedzy ideologii feministycznej i queerowej.

Każda ideologia, niezależnie od charakteru i stopnia rozpowszechnienia, jest czymś, co można uznać za przeciwieństwo naukowego obiektywizmu. Ideologia zawsze wiąże się ze stronniczością, gdyż służy określonej grupie społecznej, opiera się na emocjach oraz prezentuje “jedyny słuszny” zestaw osądów, oczekiwań i obaw. “Portal Wiedzy“, będący częścią popularnego Onetu, podaje następującą definicję ideologii:

“Zbiór idei, poglądów i przekonań opisujących rzeczywistość oraz zawierających jej ocenę i zasady postępowania grup, ruchów społecznych i partii politycznych. Ideologia tworzy obraz świata istniejącego i prezentuje wizję przyszłości. W skład ideologii wchodzą koncepcje filozoficzne, ekonomiczne, prawne, etyczne, religijne. Ideologia określa wartości i cele, które mają uzasadniać działania polityczne (…)”

Skoro ideologia “tworzy obraz świata istniejącego”, to ma ona charakter kreatywny, nie zaś badawczy. Łączenie gender studies z ideologią feministyczno-queerową powoduje, że ta nauka przestaje być nauką, a staje się uzasadnieniem subiektywnych przekonań pewnej opcji politycznej. Studia genderowe, z natury zupełnie neutralne, zamieniają się w zbiór argumentów i kontrargumentów, którymi można sprytnie manipulować. To niesprawiedliwe, nieuczciwe i niebezpieczne.


Od komunizmu naukowego do feminizmu naukowego

Kiedy dziedzina nauki miesza się z czymś skrajnie stronniczym i nienaukowym, należy do niej podchodzić z dużą nieufnością i krytycyzmem. Trzeba być ostrożnym, zwłaszcza w tych kwestiach, które mogą być szczególnie zmanipulowane oraz nagięte do światopoglądu feministek i aktywistów LGBT. Potrzebna jest znajomość przekonań wspomnianych grup społecznych, a także umiejętność odnajdywania dogmatów ideologicznych w gąszczu suchych faktów. Wszak elementy nienaukowe mogą być wplecione nawet w poważne i pozornie rzetelne teksty akademickie.

Tak jak w PRL-u nauki humanistyczne i ścisłe były podporządkowane marksizmowi, tak dzisiaj studia genderowe bywają podporządkowywane feminizmowi i ruchowi queer. Niektórzy genderyści robią to całkiem jawnie, na przykład poprzez odwoływanie się do feministycznej krytyki literackiej. Kiedyś mieliśmy “komunizm naukowy”, obecnie jesteśmy karmieni “feminizmem/queeryzmem naukowym”. Jak już napisałam, gender studies, pojmowane jako rozważania nad płcią społeczno-kulturową, nie są złe (przeciwnie, są one dobre i wartościowe).

Ale sposób, w jaki niektórzy genderyści traktują swoją pracę, wzbudza we mnie ogromny niesmak. Na ile studia genderowe są dziś celem samym w sobie, a na ile - środkiem do ideologicznego celu? Jak czytać opracowania naukowe, żeby dowiedzieć się czegoś interesującego, a jednocześnie nie dać się omamić dyskretnej propagandzie? Przede wszystkim, trzeba zwracać uwagę na występujące w tekstach sformułowania i zastanawiać się nad tym, czy są one wyważone i niezaangażowane. Tylko w ten sposób można ustalić granicę oddzielającą fakty od opinii (prawdę od sofizmatów).


Kwiatek Agnieszki Mrozik

Przykładem światopoglądowego intruza, który wdarł się do pozornie obiektywnego tekstu, może być sformułowanie użyte przez Agnieszkę Mrozik w recenzji książki Małgorzaty Fidelis (artykuł jest dostępny na oficjalnej stronie Podyplomowych Gender Studies im. Marii Konopnickiej i Marii Dulębianki). Otóż autorka określa aborcję mianem “przysługującego kobietom prawa”. Można dyskutować o tym, czy prawo do aborcji rzeczywiście kobietom przysługuje, czy nie. Każdy czytelnik, niezależnie od płci, wieku, wykształcenia czy wyznania, może się dowolnie zapatrywać na tę kwestię.

Problemem nie jest to, co Agnieszka Mrozik napisała o usuwaniu ciąży, tylko to, że umieściła ona swoją prywatną opinię w publikacji silącej się na bezstronność. Autorka ma prawo myśleć o aborcji, co jej się żywnie podoba. Dlaczego jednak jej subiektywne zdanie zostaje wyrażone w tekście naukowym? Dlaczego prywatny osąd twórczyni nie jest odgraniczony od neutralnych zdań opisujących fakty? Jeśli Agnieszka Mrozik popiera przerywanie ciąży, to niech o tym pisze w felietonach, a nie w publikacjach nastawionych na absolutny obiektywizm!

Nauka jest od tego, żeby badać fakty, a następnie prezentować je odbiorcom. Od oceniania rozmaitych zjawisk i kształtowania opinii publicznej jest publicystyka. Sformułowanie “przysługujące prawo” to nie fakt, lecz prywatny osąd, zatem nie powinno być dla niego miejsca w artykule naukowym. Analogicznie do tego, w tekście naukowym nie powinny występować frazy typu “przysługujące ludzkiemu zarodkowi prawo do życia” czy “przyrodzona godność dziecka poczętego“ (obie wymyślone przeze mnie).

Naukowcowi wolno popierać aborcję, wolno też jej nie popierać. Nie wolno za to mieszać niepodważalnych faktów z indywidualnymi mniemaniami - wiedzą o tym nawet uczniowie gimnazjów. To, co ujdzie w felietonie lub eseju, może nie być akceptowalne w akademickim opracowaniu. Poważna publikacja nie jest odpowiednim miejscem na osobiste przekonania, bez względu na to, czy stanowią one aprobatę, czy dezaprobatę jakiegoś zjawiska. Trzeba się nauczyć oddzielać ziarno od plew - fakty od opinii.

Artykuł naukowy nie powinien zawierać ani stwierdzeń proaborcyjnych, ani antyaborcyjnych. Musi on być całkowicie wyzuty z elementów ideologicznych, religijnych i filozoficznych. Poparcie lub brak poparcia dla przerywania ciąży to właśnie ideologia - czy się to komu podoba, czy nie. Uczony może mieć poglądy pro-choice lub pro-life, jednak winien on unikać demonstrowania ich w tekstach naukowych. Jeżeli chce promować albo zwalczać aborcję, to niech robi to po pracy. Nauka musi być wolna od wszelkich (zarówno liberalnych, jak i konserwatywnych) wpływów światopoglądowych.


Kwiatek Katarzyny Szumlewicz

Innym przykładem ideologicznego wtrętu w publikacji genderowej jest sformułowanie zastosowane przez Katarzynę Szumlewicz w tekście “Przytulanki i fasolki czyli na forach o ciąży” (dostępnym na tej samej stronie co recenzja Agnieszki Mrozik). Autorka użyła bowiem określenia “skrajnie wrogi nam kobietom porządek”. Podobnie jak w poprzednim artykule, mamy tutaj do czynienia z wyrażeniem ewidentnie publicystycznym. “Skrajnie wrogi nam kobietom porządek” to słowa nacechowane emocjonalnie i zdecydowanie stronnicze. Ukazują one nie tyle świat zewnętrzny, ile wyobrażenie pani Szumlewicz o konkretnych elementach rzeczywistości.

Autorka, pisząc o “skrajnie wrogim porządku”, wyraża swoją prywatną, subiektywną, jednostronną opinię. I to w taki sposób, że czytelnik poznaje nie tylko zdanie nadawczyni, ale także jej uczucia i nastawienie do problemu. W tekście naukowym takie sformułowania są niedopuszczalne. Twórczyni tekstu powinna była użyć wyrażenia bardziej neutralnego - takiego, któremu nie dałoby się przypisać nic oprócz profesjonalizmu, obiektywizmu i powściągliwości. Obowiązkiem Szumlewicz było zastosowanie takich środków językowych, które nie zdradzałyby jej osobistych wrażeń, przeświadczeń i uprzedzeń.

Rozumiem, że autorka odczuwa żal i niechęć do pewnych niefeministycznych porządków, ale powinna ona rozładowywać swoje emocje poza publikacjami naukowymi. Zwróćmy jeszcze uwagę na sformułowanie “nam kobietom” pochodzące od pretensjonalnego “my kobiety”. Jest to zlepek słów rodem z bulwarowej prasy kobiecej, a nie z ambitnych traktatów naukowych. Zacytowane wyrażenie jest ekstremalnie nieprofesjonalne - powiedziałabym nawet, że ma ono charakter potoczny. Czyż nie podważa ono powagi i wiarygodności całego artykułu? Czyż nie wskazuje na tendencyjny charakter wypowiedzi pisemnej?


Zakończenie

Studia genderowe to piękna nauka, badająca kulturowe i społeczne aspekty płci, tożsamości płciowych i orientacji seksualnych. Byłaby ona jeszcze piękniejsza, gdyby nie ludzie, którzy traktują ją w sposób instrumentalny - nie jako cel sam w sobie, tylko jako poszukiwanie uzasadnień dla własnych, subiektywnych poglądów. Czynnikiem, który sprawia, że niektóre osoby sięgają po gender studies, nie jest dążenie do odkrycia i zaprezentowania prawdy, tylko chęć zracjonalizowania własnych przekonań i narzucenia ich (pod przykrywką “faktów naukowych”) społeczeństwu. Nie mam nic przeciwko temu, żeby badać gender, czyli wyobrażenia, oczekiwania, obyczaje, zapatrywania i stereotypy związane z ludzką płciowością.

Sprzeciwiam się jednak podporządkowywaniu tych badań ideologii feministycznej i queerowej. Nauka powinna służyć całej ludzkości, a nie określonej grupie społecznej, która pragnie - w niezwykle wysublimowany sposób - przeforsować swoje zdanie. Jeśli mamy ochotę zająć się studiami genderowymi, to zróbmy sobie mały rachunek sumienia i odpowiedzmy na pytanie: czy robimy to w imię “Nauki przez duże N”, czy w imię konkretnej grupy interesu? Czy nasze motywacje są altruistyczne, czy egoistyczne? Czy chcemy poznać i rzetelnie opisać prawdę, czy znaleźć argumenty potwierdzające nasze prywatne opinie? Kim właściwie jesteśmy - obiektywnymi, pokornymi, ciekawymi świata badaczami, czy szkolącymi się ideologami?


Natalia Julia Nowak,
20 lutego 2012 roku



PS. Feministyczna krytyka literacka, uprawiana przez niektóre literaturoznawczynie, nie ma nic wspólnego z nauką. Jest to bowiem interpretowanie utworów literackich z punktu widzenia ideologii feministycznej. Równie dobrze można by uskuteczniać nacjonalistyczną, katolicką lub islamską krytykę literacką. Ciekawe hobby, tyle że zupełnie nienaukowe. Analizowanie np. powieści Henryka Sienkiewicza przez pryzmat feminizmu ma taką samą wartość jak analizowanie tychże książek przez pryzmat nacjonalizmu, katolicyzmu bądź islamu. To nie jest obiektywizm, tylko sprawdzanie, na ile materiał “badawczy” jest zgodny z naszym własnym punktem widzenia. Dobre jest to, z czym się zgadzamy, a złe to, z czym polemizujemy. Utalentowany autor to ten, który schlebia naszym gustom, grafoman to przedstawiciel wrogiego światopoglądu. Gdzie tu bezstronność, gdzie naukowość?!


Licencja: Creative Commons
0 Ocena