Pierwsze dni Sejmu VII kadencji i jedyne co można odczuwać to wstyd. Wszystko za sprawą Roberta Biedronia - pierwszego zadeklarowanego geja w Sejmie. Bynajmniej nie za sprawą samej jego obecności.

Data dodania: 2011-11-16

Wyświetleń: 904

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

"Cios poniżej pasa", który 8 listopada przyprawił posłów o rechot godny pożałowania to istny łomot spuszczony jakiejkolwiek tolerancji.

Tydzień od wspomnianego rechotu  jaki przetoczył się po sali sejmowej po słowach Roberta Biedronia, a mnie nadal mdli na jego wspomnienie. A raczej na ICH wspomnienie. Jakież to musi być błogosławieństwo - urodzić się z tak wspaniale niewyszukanym i niewymagającym wysiłku intelektualnego poczuciem humoru. Wystarczy usłyszeć z ust geja słowa, że coś jest "ciosem poniżej pasa niegodnym parlamentu".

I tu się pan Robert Biedroń myli. Chamstwo i brak tolerancji - to jest właśnie godne polskiego parlamentu i to jest dla niego znamienne. Mało tego. To jest charakterystyczne nie tylko dla polskiego parlamentu, ale i społeczeństwa. Szczyt tolerancji dla przeciętnego Polaka to publicznie przyznać się, że "jemu geje nie przeszkadzają, ale niech się nie afiszują". Oczywiście tylko geje. Bo na lesbijki, podobnie jak pan Robert Węgrzyn, wielu panów też chętnie by sobie popatrzyło. Owszem, porządnie się posłowi za przezabawny dowcip o lesbijkach oberwało. Ba! Nawet został wykluczony z Platformy Obywatelskiej, ale to by było na tyle jeśli chodzi o wyraz szacunku do osób homoseksualnych i reakcję na jego brak.

Tydzień temu ani premier, ani Sławomir Nowak, ani Grzegorz "Co Ze Mną Będzie" Schetyna nie widzieli problemu w obśmiewaniu Roberta Biedronia za ICH skojarzenia. Ich, bo trudno mówić o JEGO wystąpieniu w sprawie Wandy Nowickiej, jako wicemarszałka Sejmu, w kategoriach jakiegokolwiek podtekstu seksualnego. Trudno też mówić o wystąpieniu Julii "Proszę Mi Nie Przerywać" Pitery w programie Moniki Olejnik "Kropka nad i" z 9 listopada 2011 r. gdzie obok niej, gościem był również Robert Biedroń.
Trudno mówić, bo takiej dawki jadu i agresji dawno nie widziałam. Nawet nie słynąca z łagodnej natury prowadząca nie wychodziła ze zdziwienia, w jakie wprawiały zarzuty posłanki Pitery względem Biedronia. Posłanki, która jak sama wielokrotnie podczas programu zaznaczyła, uważa się za osobę tolerancyjną. Podobnie jak miliony Polaków, którzy tolerancyjni są "ale miejsce asfaltu jest na ulicy".
Albowiem według pani poseł wszystko co Biedroń do tej pory powiedział wiąże się z seksem. "Wszystko z czym kojarzy się pan poseł Biedroń to omawianie spraw dotyczących seksualności i ludzkich preferencji". Słowa o tyle dziwne w ustach pani poseł, że chwilę później ze stanowczością wyznaje, że jej TE RZECZY "w ogóle nie interesują" i nie ma zamiaru rozpatrywać spraw w zależności od preferecji osób, których dotyczą. Zastanawiające jest tylko to, czy gdyby Robert Biedroń, jak poseł Robert Węgrzyn, wolał panie, Julia Piteria wytrząsałaby się nad "ciosem poniżej pasa" i wygłaszała sądy jakoby Biedroń był monotematyczny, angażował się nie w te sprawy co powinien i epatował swoją homoseksualnością.

I wszystko byłoby nawet  w porządku, gdyby kwestia nietolerancji zamykała się w ramach tego wąskiego grona, które we wspomnianym programie brało udział. Tyle, że w społeczeństwie polskim powszechne jest nie tylko agresywne podejście jakie pokazała Julia Pitera, ale równie częsty jest także pogląd, że każdy kto mówi o homoseksualności, nie w kategoriach wymiany zdań o pedałach i lesbach, musi być orientacji homoseksualnej. Niemal każdy mężczyzna, który zamiast białych skarpet i sandałów w lato zakłada strój, który najzwyczajniej do siebie pasuje, uważany jest za geja. Nie wspominając już o tym, że lesbijka to albo babochłop, albo kobieta z pogranicza filmów porno, na których popisy chętnie popatrzyłby Robert Węgrzyn.

Nie. Polska nie jest tolerancyjna. Patrząc na polskie społeczeństwo z perspektywy kilku lat, Polacy nawet na centymetr nie zbliżyli się do tolerancji. Przyznaję, że poseł Biedroń swoim zachowaniem prowokuje do wyciągania wniosków, że Sejm to nie jego miejsce. Nie w momencie kiedy razem z posłanką "Ruchu Palikota" - Anną Grodzką, chichocząc stają obok lasek marszałkowskich wystawionych na korytarzu i stwierdzają, że są nowymi "laskami" w Sejmie, co spieszą przedstawić "Fakty" w swoim głównym wydaniu. Ze zgrozą jednak przyznaję, że rechot jaki przetoczył się po sali Sejmu po słowach Biedronia, to jedynie chrzest bojowy i mała namiastka tego co czeka go jako posła, o ile ktokolwiek z rechoczących słuchał wtedy posła, a nie geja.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena