Temat stary i przebrzmiały. Wszyscy przyklasnęli tej artystycznej wizji, a ja myślę na wspak. I vis-a-vis. nanosekunda nie ma już prawa bytu dzięki nowym oświetleniom.

Data dodania: 2011-10-31

Wyświetleń: 90

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wiecie, co to jest nanosekunda?
To czas, który mija od zapalenia się zielonego światła do agresywnego pociskania klaksonu przez gościa stojącego za Tobą.

To nie jest śmieszne, to jest raczej straszne. Na bank właśnie z obserwacji takich zachowań zrodził się pomysł z odliczającymi światłami – to powinno zapobiec trąbieniu.

Ale mi się to nie podoba, bo światła powinny zaskakiwać. Oczywiście można śledzić te dla pieszych i w ten sposób przewidywać zielone dla samochodów, ale to trick znany tylko taksówkarzom i kurierom rowerowym. A waląca po oczach klepsydra z każdego robi mistrza na ćwierć mili.

Problemem nie jest jednak przesączanie się światła czerwonego – w sumie to nawet chciałbym wiedzieć, kiedy mam wyjąć palec z nosa, odpstryknąć kulkę i położyć dłoń na dźwigni zmiany biegów.

Problemem jest przesączanie się światła zielonego. Teraz miszczów, którzy dociskają przed skrzyżowaniem na zielonym świetle nie ma – przynajmniej ja nigdy takiego nie widziałem. Gdy jedziesz i masz przed sobą zielone, to po prostu jedziesz.

Gdy zielone światło będzie się przesączać, dokładnie będzie wiadomo, kiedy zmieni się na żółte. Nie znam nikogo (i wątpię, by ktokolwiek taki istniał), kto by w takiej sytuacji nie pocisnął.

Tu nawet nie chodzi o to, czy to jest bezpieczne, czy nie jest. Tu chodzi o taką złą “grywalizację”. O wyścigi z czasem. O akcje w stylu – mam 5 sekund i 500 metrów – jak zredukuję, to przetnę na głębokim żółtym. To jest po prostu dziecinne.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena