Do napisania tego artykułu skłoniło mnie kilka bodźców. Przede wszystkim wypowiedzi niektórych katolików.  Zdarzyło się, że po ujawnieniu mojego światopoglądu, usłyszałam: „Ateistka, to znaczy, ze nie masz żadnych zasad”.

Data dodania: 2011-08-04

Wyświetleń: 1816

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Przyznam, że, usłyszawszy tę diagnozę, zapomniałam języka w gębie, co mi się przytrafia niesłychanie rzadko. Dodam, że ta uwaga padła z ust dopiero co poznanej osoby, która nie miała żadnych podstaw, by mnie oceniać w taki czy inny sposób, ponieważ kompletnie nic o mnie nie wiedziała.

Jedna z moich koleżanek z kolei podczas dyskusji oznajmiła, że religia jest ludziom potrzebna, żeby wiedzieli, co jest dobre a co złe.

Na blogu ewangelickiego pastora Pawła Bartosika przeczytałam kiedyś, że nawet niewierzący „pożyczają” od chrześcijan zasady moralne zawarte w Dekalogu.

Zauważyłam w tych wypowiedziach jeden wspólny mianownik. Przyjmowanie za pewnik założenia, że źródłem moralności jest religia. Szczególnie katolicy roszczą sobie prawo do swoistego monopolu na moralność i wierzą, że ich Bóg jest twórcą zasad moralnych. I, że moralność zaistniała dopiero z nadejściem ery chrześcijaństwa. Można by tu wspomnieć o Kodeksie Hammurabiego, niemal dwukrotnie starszym od Dekalogu …

Jest dla mnie zrozumiałe, że ludzie wierzący tak uważają. Ale już w artykule „Nauka a religia” zwracałam uwagę na dążność do demagogicznych mariaży własnych przekonań religijnych ze współczesną nauką, z którą „nie wypada” być na bakier.

Tymczasem nauka ma na moralność zgoła odmienne spojrzenie.

Niedawno Kościół katolicki zrezygnował z trwającej ponad 150 lat walki z teorią ewolucji. Dlaczego? Aby się nie ośmieszać. Ale to nie wszystko. Teraz okazuje się, że teoria ewolucji wcale nie jest z oficjalną kościelną doktryną sprzeczna. Zadziwiająca jest elastyczność, z jaką twórcy kościelnych, jedynych słusznych, doktryn, naginają je i zmieniają jak rękawiczki, w zależności od doraźnej niemal potrzeby.

To, co różni zasadniczo naukową wiedzę o moralności od religijnej wersji, to ewolucyjność zasad moralnych. A zasady te służą jednemu celowi – ochronie interesów danej społeczności.

Możliwy konflikt między interesem jednostki a interesem społeczności mógłby prowadzić do zagrożeń. Zasady moralne mają tym zagrożeniom zapobiegać.

Zasady, zwiększające szansę na przetrwanie, można zaobserwować nawet u zwierząt, zwłaszcza stadnych. Dlaczego samce niektórych gatunków muszą ze sobą walczyć? Bo w interesie stada jest, aby przekazywał swoje geny osobnik najsilniejszy.

Człowiek, Homo sapiens, jest na Ziemi od około 250 tysięcy lat. Jego przodkowie, hominidy, to miliony lat. I w tych przedludzkich i praludzkich niewielkich społecznościach też musiały obowiązywać jakieś zasady. Prawdopodobnie część z nich była nawet ważniejsza wtedy niż dzisiaj.

Chociażby zakaz zabijania. Uśmiercenie sprawnego myśliwego mogło zagrozić egzystencji niewielkiej społeczności, do której należał.

Swoją drogą, te dwa tysiące lat chrześcijaństwa wygląda dosyć mizernie na tle okresu bytowania  na Ziemi homosapiensów.

Ktoś może poczuć się dotknięty porównaniem wzniosłych dekalogowych zasad do niepisanych i prostych praw naszych przodków. Ale prawda jest taka, że od ludzi żyjących ponad dwieście tysięcy lat temu pod względem anatomicznym niczym się nie różnimy. Natomiast, czy różnice w mentalności są aż tak duże, jak to sobie nieraz wyobrażamy?

Chyba nie trzeba nikomu uświadamiać, do jakiego bestialstwa i niebywałego okrucieństwa zdolny jest współczesny człowiek.

A tacy na przykład jaskiniowcy? Żyli w warunkach, które wymuszały bezwzględność i brutalność. Często stawali przed wyborem: zabić albo zostać zabitym. Ale nie byli prymitywni. Bywali wśród nich nawet artyści. Świadczą o tym dobitnie chociażby przepiękne rysunki i malowidła wykonane na ścianach lub sklepieniach jaskiń, liczące nawet kilkadziesiąt tysięcy lat.

Chyba nie powinniśmy puchnąć z dumy porównując się do jaskiniowców. Na pewno nie byli od nas gorsi. I nie byli mniej moralni. Po prostu żyli w innych warunkach.

Religia pojawiła się na określonym etapie rozwoju społecznego. Mogła zaistnieć dzięki ludzkiej inteligencji, umożliwiającej myślenie abstrakcyjne. W swej pierwotnej postaci utożsamiała ludzką wiedzę o świecie. Oswajała strach przed siłami natury i śmiercią, której człowiek, w przeciwieństwie do zwierząt, był świadom.

Jednak, wraz z rozwojem ludzkich społeczności w kierunku potężnych organizacji państwowych, stała się rodzajem ideologii, służącej usprawiedliwieniu i umocnieniu uprzywilejowanej pozycji określonych grup społecznych. Bazowała na ludzkim strachu i ludzkiej niewiedzy. Ułatwiała trzymanie w ryzach podporządkowanych grup społecznych.

Nie chcę się już więcej rozpisywać, bo to temat rzeka.

Reasumując, moralność jest starsza niż jakakolwiek religia. Towarzyszyła od początku przedludzkim i ludzkim społecznościom i wraz z nimi ewoluowała.

Ani katolicy ani przedstawiciele jakiejkolwiek innej opcji światopoglądowej nie mają prawa jej zawłaszczać. Nie mają prawa twierdzić, że ich ideologia ową moralność stworzyła, albo, że ich moralność jest jedyną prawdziwą czy najlepszą.

Osobnym zagadnieniem jest kwestia przestrzegania zasad moralnych. Może katolicy sami się zastanowią, czy w tej dziedzinie są liderami.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena