Recenzja niezwykle ciekawego filmu dokumentalnego "Kultura remiksu" ("RiP: A Remix Manifesto") w reżyserii Bretta Gaylora. "Kultura..." porusza temat amerykańskiego prawa autorskiego, które, według Gaylora, jest zbyt restrykcyjne i przestarzałe.

Data dodania: 2011-06-05

Wyświetleń: 1211

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

“Kultura remiksu” (w oryginale “RiP: A Remix Manifesto”) Bretta Gaylora jest jednym z najlepszych filmów dokumentalnych, jakie miałam przyjemność oglądać. To powstałe w 2008 roku dzieło porusza temat tradycyjnego prawa autorskiego, które - zdaniem reżysera i głównych bohaterów dokumentu - jest zbyt restrykcyjne i niedostosowane do współczesnego, zelektronizowanego świata. Gaylor oskarża Copyright o uczynienie ze sztuki towaru, a nie dobra wspólnego całego społeczeństwa. Zwraca też uwagę na to, iż prawo patentowe (zezwalające na opatentowanie leków, odkryć naukowych, a nawet gatunków roślin i zwierząt) blokuje rozwój medycyny oraz stanowi zagrożenie dla ludzkiego życia i zdrowia.

Punktem wyjścia dla rozważań Bretta Gaylora jest działalność Grega “Girl Talka” Gillisa - młodego człowieka, który na co dzień styka się z ograniczającym go prawem autorskim i patentowym. Greg Gillis z jednej strony jest inżynierem-laborantem, który nieustannie musi sprawdzać, czy jego odkrycia nie zostały już przez kogoś opatentowane i czy można prowadzić nad nimi dalsze badania. Z drugiej strony, jest twórcą mashupów - specyficznych remiksów powstałych z połączenia fragmentów wielu piosenek. Gaylor uważa, że mashupy są formą sztuki, istnymi muzycznymi kolażami. Właśnie dlatego stoi po stronie Girl Talka, nad którym wisi widmo amerykańskiego prawa autorskiego, zakazującego rozpowszechniania i przetwarzania nawet fragmentów utworów muzycznych.

W filmie Gaylora wypowiada się wielu ludzi - oprócz Grega Gillisa, możemy usłyszeć m.in. Cory’ego Doctorowa (dziennikarza, pisarza science-fiction, zwolennika liberalizacji Copyright), prof. Lawrence’a Lessiga (prawnika, obrońcę użytkowników Napstera, twórcę licencji Creative Commons, krytyka tradycyjnego prawa autorskiego) oraz Gilberta Gila (pieśniarza, brazylijskiego ministra kultury, entuzjastę darmowego dostępu do dóbr kulturalnych). Reżyser dopuszcza do głosu również drugą stronę sporu, obrońców restrykcyjnego Copyright, jednak ich wypowiedzi wypadają blado na tle argumentów głównych bohaterów filmu.

Brett Gaylor, Greg “Girl Talk“ Gillis, Cory Doctorow, Lawrence Lessig i Gilberto Gil walczą o to, żebyś Ty, drogi Internauto, mógł umieścić swoją ulubioną piosenkę na YouTube i żeby ktoś inny mógł ją odtworzyć. Walczą o to, żeby DJ-e mogli remiksować różne kawałki, a twórcy prezentacji multimedialnych - dodawać podkłady muzyczne do swoich tworów. Walczą o to, żeby dzieci mogły robić tzw. przeróbki z Ivoną i filmiki typu YouTube Poop. Walczą o to, żeby satyrycy-amatorzy mogli wykorzystywać słynną scenę z filmu “Upadek” i dodawać do niej dialogi komentujące aktualne problemy. Walczą o to, żeby można było robić śmieszne filmiki zawierające wypowiedzi osób publicznych. Walczą o to, żeby goście na przyjęciu urodzinowym mogli swobodnie śpiewać piosenkę “Happy Birthday”, która obecnie jest opatentowana przez Disneya. Walczą o to, żeby miłośnicy Froda, Harry’ego Pottera, Belli Swan i Eleny Gilbert mogli pisać o nich fan fiction.

Żeby fani zespołów muzycznych mogli oglądać w Internecie teledyski swoich idoli. Żeby można było przegrać film z płyty DVD lub kasety VHS i podarować go przyjacielowi. Żeby każdy blogger mógł dodać do swojej notki obrazek znaleziony w Google. Żeby można było - bez specjalnego, płatnego zezwolenia - malować postacie Disneya na ścianach przedszkoli. Żeby dostęp do e-booków był tak nieograniczony jak dostęp do książek w bibliotece. Żeby można było - oczywiście, z podaniem źródła i nazwiska autora - umieścić cudzy artykuł na swojej stronie internetowej. Żeby można było “wrzucić” do Internetu ciekawy fragment wczorajszego dziennika telewizyjnego. Żeby można było, w celach edukacyjnych, publicznie odtwarzać filmy historyczne, np. o śmierci Witolda Pileckiego. I żeby żadna z wymienionych akcji nie była uważana za przestępstwo.

O filmie “Kultura remiksu” dowiedziałam się na wykładzie z nauki o komunikowaniu - moja wykładowczyni nie tylko go poleciła, ale wręcz kazała obejrzeć przed egzaminem. Jako pilna studentka, obejrzałam to dzieło dwa razy, a moja wypowiedź na temat Lawrence’a Lessiga i licencji Creative Commons najprawdopodobniej zadecydowała o tym, iż otrzymałam z egzaminu piątkę. “Chodzi o to, żeby prawo dostosowało się do nas, a nie my do prawa. Żeby było bardziej ludzkie, bardziej zgodne z realiami współczesnego świata” - właśnie tak powiedziałam.

I podtrzymuję te słowa. Tyche, zachowaj Lessiga i jego Wolną Kulturę! Czytelniku, obejrzyj “Kulturę remiksu”, dostępną na licencji Creative Commons w Internecie (wersja z polskim lektorem znajduje się na stronie Iplex.pl)! Nie pozwól, żeby zbyt restrykcyjne prawo autorskie zabiło remiksy, przeróbki, parafrazy, parodie, misheardy, backmaskingi, amatorskie teledyski i prezentacje audiowizualne! Stop komunikatom typu “Film jest niedostępny w twoim kraju”! Panie Gaylor, gratuluję wspaniałego, porywającego filmu i bycia po jasnej stronie Mocy!


Natalia Julia Nowak,
5 czerwca 2011 roku



P.S. Zwiastun “RiP: A Remix Manifesto”:

http://www.youtube.com/watch?v=9oar9glUCL0

Licencja: Creative Commons
0 Ocena