Recenzja pierwszej płyty holenderskiego zespołu Within Temptation. Krążek "Enter" zawiera osiem poruszających piosenek z gatunku gothic metal i doom metal.   

Data dodania: 2011-05-26

Wyświetleń: 1248

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

“Enter”, czyli “Wejście”, jest pierwszą płytą holenderskiego zespołu Within Temptation (pozwolę sobie wtrącić, że “Wejście” to idealna nazwa dla debiutanckiego krążka formacji muzycznej!). CD, opublikowane w 1997 roku przez firmę fonograficzną DSFA Records, a dziesięć lat później wznowione przez wytwórnię Season of Mist, liczy sobie osiem utworów, zaliczanych do gatunków gothic metal i doom metal.

“Enter” jest jedyną długogrającą płytą WT, na której pojawia się charakterystyczny growl, czyli warcząco-ryczący śpiew Roberta Westerholta (ów growl słychać jeszcze na EP-ce “The Dance”. EP-ka to rodzaj płyty z niewielką liczbą piosenek, którą można określić za pomocą wyrażenia “już nie singiel, ale jeszcze nie longplay”). Poza tym, CD zawiera obecny na wszystkich krążkach Within Temptation śpiew Sharon den Adel. A trzeba przyznać, iż Sharon posiada niezwykle piękny, wysoki, operowy głos oraz zdolności aktorskie, umożliwiające śpiewanie w sposób emocjonalny, dramatyczny, teatralny i przejmujący.

WT to jeden z moich ulubionych zespołów - słucham go od 14 roku życia i zdążyłam już poznać wszystkie jego płyty. Jako doświadczona słuchaczka Withinów, mogę powiedzieć, iż formacja ma za sobą wiele eksperymentów muzycznych: artyści interesowali się brzmieniami ciężkimi i lekkimi, depresyjnymi i pogodnymi, symfonicznymi i folkowymi, patetycznymi i skromnymi, spokojnymi i hałaśliwymi, klasycznymi i stylizowanymi na muzykę filmową. Chociaż lubię wszystkie krążki Within Temptation, dostrzegam pewną niepokojącą tendencję, a mianowicie to, że twórczość grupy jest - z płyty na płytę - coraz słabsza.

Withini stosują coś w rodzaju “zasady odwróconej piramidy”. Pojęcie “zasady odwróconej piramidy” pochodzi z prasoznawstwa i oznacza sztywne, ściśle określone zasady redagowania wiadomości prasowych. Informacje najbardziej wartościowe mają być na początku tekstu, średnio istotne w środku, a najmniej ważne na końcu. Podobne zjawisko da się zauważyć w muzyce zespołu Within Temptation: najpiękniejsze, najbardziej artystyczne CD zostało przezeń wydane na początku, później pojawiło się kilka słabszych krążków, a teraz twórczość grupy jest ewidentnie komercyjna i adresowana do szerokiego grona odbiorców.

Ponieważ tą pierwszą, najlepszą płytą WT jest “Enter”, postanowiłam polecić ją swoim Czytelnikom. Zapraszam do czytania opisów poszczególnych piosenek z omawianego CD. Jak już wspomniałam, owych piosenek jest osiem, a ich brzmienie posiada cechy gothic metalu i doom metalu.

“Restless” - utwór, którego klimat można określić mianem “umiarkowanego niepokoju”. Dzieło rozpoczyna się niespokojnymi i intrygującymi dźwiękami pianina, które przykuwają uwagę odbiorcy i wprowadzają go w odpowiedni nastrój. Dźwięki te odgrywają istotną rolę przez całą kompozycję. Bardzo ważny w utworze jest również wokal Sharon den Adel, która - tym swoim dźwięcznym, drżącym, operowym głosem - wyraża uczucia analogiczne do tych kreowanych przez muzykę.

Piosenka “Restless” posiada niezwykle poruszający refren, w którym śpiew Sharon przechodzi w chwytające za serce wycie (zaprawdę, uwielbiam sposób, w jaki ta kobieta śpiewa wyrazy “through” i “you”!). Prawdziwym popisem wokalnych i aktorskich zdolności den Adel jest też fragment ze słowami “Laj, laj, laj…”. Głos wokalistki WT brzmi wówczas niezwykle słodko, niewinnie i wzruszająco.

“Enter” - utwór bardzo odmienny od “Restless”. Rozpoczyna się on wyrazistymi odgłosami otwieranych drzwi, po których Robert Westerholt mówi “Welcome to my home”, czyli “Witaj w moim domu”. Chwilę później słychać ciężkie gitary, growlowy ryk Roberta oraz wysokie, symfoniczne, tajemnicze dźwięki instrumentu klawiszowego. W końcu Westerholt zaczyna melorecytować tekst piosenki, zaczynający się od słów “Bramy czasu zostały otwarte. Teraz ich łańcuchy są przerwane. Starożytna siła znów się wyzwoliła” (tłumaczenie własne).

Po fragmencie wykonywanym przez mężczyznę nadchodzi czas na fragment śpiewany przez kobietę. Sharon den Adel pięknie i wysoko wokalizuje samogłoskę “u”, po czym wykonuje dalszą część piosenki. Jak widać, w utworze “Enter” wokaliści śpiewają na przemian - raz słychać jego, a raz ją. Poza tym, w piosence nieustannie przeplatają się momenty głośniejsze z cichszymi. Naprzemiennie występują też fragmenty obdarzone wokalem i pozbawione ludzkiego głosu.

“Pearls of Light” - jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających piosenek, jakie znam. Jest ona tak śliczna, wypełniona słodyczą, delikatnością, czułością, smutkiem i bólem, że aż trudno ją opisać. Utwór rozpoczyna się cudnymi, wręcz bajecznymi dźwiękami stylizowanymi na muzykę celtycką, potem pojawia się nieprawdopodobnie wzruszający - przejęty i przejmujący - śpiew Sharon den Adel.

Kolejnym elementem, który występuje w dziele “Pearls of Light”, jest ciężka, ponura, depresyjna, ale absolutnie nie agresywna gitara elektryczna. Gdy wokalistka Sharon śpiewa refren (“Carried away by the truculence of my world…”), jej głos brzmi niesamowicie dramatycznie, chwilami upodabnia się do płaczu i wycia z rozpaczy. Dotyczy to szczególnie słów “where I” - dwóch jednosylabowych wyrazów, w których artystka potrafi zawrzeć mnóstwo silnych, wszechogarniających, udzielających się odbiorcy emocji.

Cała kompozycja “Pearls…” jest dramatyczna, jednak jej finał to już szczyt dramatyzmu. Królujące w nim instrumenty - gitara elektryczna, perkusja i keyboard - dosłownie rozdzierają człowiekowi serce. Tego nie da się opisać, to trzeba usłyszeć i przeżyć na własnej skórze. Gdyby ktoś mnie zapytał, czym jest katharsis, odpowiedziałabym, że właśnie tym uczuciem, które ogarnia ludzkie wnętrze pod koniec (słuchanej od początku) piosenki “Pearls of Light”.

“Deep Within” - utwór będący istnym antidotum na omawiane wcześniej “Pearls…”. O ile poprzednia kompozycja była delikatna, słodka, kobieca i łzawa, o tyle ta jest ostra, mroczna, męska i groźna. Jak nietrudno odgadnąć, w całości wykonuje ją Robert Westerholt, właściciel strasznego, niemalże “wilkołaczego” growlu. W piosence “Deep Within”, oprócz warcząco-ryczącego wokalu Roberta, bardzo ważna jest ponura, jak gdyby “brzęcząca” gitara elektryczna. Niewykluczone, że gra na niej sam Westerholt, bowiem jest on nie tylko wokalistą, ale także gitarzystą.

“Gatekeeper” - pieśń niezwykle epicka, której dźwięki i słowa wydają się opowiadać pewną historię, skądinąd tragiczną i mrożącą krew w żyłach. Na początku utworu słychać tajemnicze, wysokie i niskie dźwięki, uzupełnione przez złowróżbne pohukiwanie sowy. To pohukiwanie powoduje, że odbiorca wyobraża sobie noc i otwartą przestrzeń, czyli elementy świata przedstawionego w opowieści. W dalszej części dzieła słychać patetyczne, acz pozbawione radości dźwięki instrumentu klawiszowego.

Następnie mamy fragment keyboardowo-perkusyjno-gitarowy i keyboardowo-perkusyjny, oba przepełnione strachem i rozpaczą. W końcu muzyka staje się ilustracyjna: jej brzmienie imituje odgłosy bicia albo siekania mieczem. Robert Westerholt zaczyna melorecytować tekst, w którym podmiot liryczny mówi o nadejściu jakichś złych, żądnych krwi ludzi, którzy “przyszli, by zabrać nasze życia” (tłum. własne).

Niedługo potem odzywa się Sharon den Adel, śpiewająca już w czasie przeszłym: “Jeden po drugim umarli. Masakra, która zajęła całą noc. Nie mieli szans, nie było walki. Nie możesz zabić tego, co zostało zabite już wcześniej. Umarli” (tłum. własne). Wokalistka, a raczej grana przez nią postać, zaczyna straszliwie i niepohamowanie wyć z rozpaczy, natomiast Robert melorecytuje zakończenie opowieści. Później następuje muzyczny finał i pieśń dobiega końca. Muszę przyznać, iż “Gatekeeper” kojarzy mi się ze zbrodniami OUN-UPA popełnianymi na Polakach w czasie drugiej wojny światowej.

“Grace” - kompozycja bardzo ostra, przepełniona skrajnymi emocjami, takimi jak strach, desperacja, gniew i żal do drugiego człowieka. O ile utwór poprzedni opowiadał o ludziach zabitych podczas rzezi, o tyle ten ukazuje tragedię osób przebywających w niewoli. Tekst piosenki prawdopodobnie mówi o torturach. Sharon śpiewa bowiem: “Zimne są kości twoich żołnierzy, tęskniących za domem, ich małym rajem. Nie czuję wybawienia z ich strony. (…) Poczuj te ręce, ucisk, zimno, drżenie. Czy słyszysz te słowa? Czy czujesz rany? Nigdy ci nie pomogę. Zimne są twoje dusze. Czuję urazę. Oni czują się zdradzeni, nienawidzą zimna. Nie czuję wybawienia z ich strony” (tłum. własne).

Kiedy ta piosenka, wyrażająca bezskuteczne błaganie o łaskę, dobiega końca, słuchacz czuje się kompletnie “zdemotywowany”. Tym bardziej, że ostatnie słowa śpiewane przez wokalistkę brzmią niezwykle żałośnie i boleśnie. Zwłaszcza jej końcowe “through”, przypominające skowyt bólu i rozpaczy. Cała pieśń “Grace” kojarzy mi się ze sceną z trzeciej części “Dziadów” Adama Mickiewicza, w której Rollisonowa rozmawia z Senatorem.

“Blooded” - utwór instrumentalny, podobny do “Gatekeeper”. To, co w nim ciekawe, to dźwięki naśladujące tętent końskich kopyt. Reszty nie warto opisywać, gdyż większość rozwiązań zaproponowanych w “Blooded” to powtórka z opisanej kilka akapitów wcześniej piosenki o masakrze. Szkoda, że kompozycja w ogóle nie zawiera słów. Sądzę, iż znacznie podniosłyby one jej wartość artystyczną.

“Candles” - najspokojniejszy utwór z całej płyty, przy którym można odpocząć po wrażeniach wywołanych przez wcześniejsze kompozycje. Dzieło pt. “Candles” rozpoczyna się szumem i świstem wiatru, po którym rozlega się delikatna, odrobinę celtycka muzyka. Ten spokojny, relaksacyjny wstęp trwa dosyć długo, więc można zamknąć oczy i się w niego wsłuchać. Jeśli chodzi o wokal Sharon den Adel, to dochodzi on jakby z daleka - nie jest tak wyeksponowany jak w pozostałych kawałkach z płyty “Enter”.

Mniej więcej po 2 minutach i 20 sekundach odzywa się pianino, a 20 sekund później - ciężka gitara, która dodaje utworowi dramatyzmu. Sharon dość niespokojnie wokalizuje kilka samogłosek, a potem śpiewa na przemian z Robertem Westerholtem. Kompozycja, a co za tym idzie: całe CD kończy się wyraziście i definitywnie.

Mam nadzieję, że mój tekst zachęci Czytelników do zapoznania się z pierwszą płytą holenderskiej formacji Within Temptation. A jeśli Czytelnicy już ją znają, to ufam, iż moje opisy przypadną im do gustu. Longplay “Enter” i EP-ka “The Dance” to jedyne wydawnictwa WT, które zawierają tak głębokie i niekomercyjne piosenki. Na następnych krążkach, poczynając od “Mother Earth”, muzyka zespołu będzie brzmiała coraz bardziej “popowo”. Jak już napisałam, ta negatywna tendencja, dręcząca grupę Within Temptation, przypomina znaną z prasoznawstwa “zasadę odwróconej piramidy”.


Natalia Julia Nowak,
24-25 maja 2011 roku


Licencja: Creative Commons
0 Ocena