Oszukali Cię, a przynajmniej próbowali. Teraz ja ogłaszam wszem i wobec: moim zdaniem coś takiego jak zmotywowanie pracowników NIE ISTNIEJE. Jakieś 90% wszystkiego co możesz na ten temat kupić lub poczytać to utopijne porady uderzające w Twój czuły punkt..

Data dodania: 2014-01-14

Wyświetleń: 1825

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Oszukali Cię, a przynajmniej próbowali. Teraz ja ogłaszam wszem i wobec: moim zdaniem coś takiego jak zmotywowanie pracowników NIE ISTNIEJE. Jakieś 90% wszystkiego co możesz na ten temat kupić lub poczytać to utopijne porady uderzające w Twój czuły punkt... OK., powiesz, a te firmy, w których ludzie pracują jakby byli zmotywowani? Cuda tam jakieś? Tutaj jest rozwiązanie zagadki: (kliknij).

Twoja historia... oj, sorry, historia dyrektora (nie ojca) Tadeusza

Tadeusz nie widział wyników badań pokazujących, że nie warto być miłym szefem (o czym pisałem tutaj), tak więc rozwijając swój biznes wpadł na genialny pomysł (przeczytawszy o nim w Internecie albo po dofinansowanym szkoleniu), że czasy się zmieniły i będzie teraz musiał pracowników „MOTYWOWAĆ”. A że to motywowanie to takie magiczne jest, to jak będzie dla nich miły, będzie odgadywał ich potrzeby (zgodnie z tą piramidą potrzeb kogoś tam), pytał co u rodziny, jakie mają cele i może jeszcze… ooo! zrobi imprezy firmowe! Wtedy cała firma ruszy do przodu z kopyta, znikną problemy, no i będzie milion pomysłów prorozwojowych na godzinę. Najlepiej, jeśli pracownicy wszystko wymyślą za niego i będzie ekstra.

Tymczasem pracownicy jedynie zdziwieni nowym podejściem (które odebrali jako totalną sztuczność i podstęp – przynajmniej w ich oczach) praktycznie nic nie zmienili, bo naprawdę to zapytanie się o ich plany zawodowe czy coś tam jeszcze ma podobny wpływ na ich samopoczucie, co dostosowanie do wymogów Euro5 silników HEMI…

Tadek łapie focha

Tymczasem w głowie dyrektora Tadeusza zaświtała myśl, że jak już „zmotywował nowocześnie” swoją załogę, to teraz już nic nie może być źle – i patrzy gdzie te wyniki. A firma ze swoimi zwykłymi, codziennymi problemami pracuje sobie dalej. Ooo, i teraz to dopiero się wkurzył (bo to co kiedyś wydawało się normalne to teraz jest niedopuszczalne – przecież jesteśmy po zmotywowaniu załogi). No i się zaczyna... Delikatne nagonki emocjonalne i rzucanie fochem oraz ciągłe wyrzuty w stronę pracowników. Jaki to on dobry, a jak go nie doceniają... Tamci zaś jeszcze bardziej mają go za niestabilnego wariata, który lepiej, by im nie przeszkadzał, a każdy jego dobry gest bezpieczniej odczytać od razu jako wstęp do czegoś fatalnego. Przepaść się powiększyła. I tak dobrze, że Tadek obudził się w miarę wcześnie, a nie wtedy gdy zespół byłby już tak rozpuszczony (tj. zmotywowany), że jak by się ocknął, to jedyne co by się dało zrobić, to wymienić wszystkich pracowników na nowych.

Raz jeszcze, jeśli nie czytałeś, zachęcam byś porównał tekst z tym: (link).

Po tych super motywacjach została w pracownikach jeszcze jedna elementarna uraza – strach przed zmianami, za których niespełnienie zawsze i tak będą oskarżeni. Nawet jak by miały im przynieść złote góry...

Spowiedź i rozgrzeszenie Tadka

To o czym Tadek nie wiedział i dał się nabrać to jedna z podstawowych bolączek społeczeństwa XXI wieku – poszukiwanie „pigułki”, magicznego rozwiązania na każdy problem – tylko że tak jak tabletka przeciwbólowa, tak każda tego typu pigułka – jaką jest „udawana i lansowana na 100 000 stron motywacja” – DZIAŁA NA SYMPTOM, A NIE FAKTYCZNY PROBLEM.

Tymczasem może wymagasz od pracownika więcej niż sam od siebie?

Prosta sprawa, sam przed sobą odpowiedz proszę: na 100 zleceń, jakie realizujecie dla Klientów, na ile z nich dajecie za darmo z siebie więcej niż od Was jest wymagane? Jeśli nie należysz do (na mój gust) 1% firm, które zawsze dają od siebie więcej (jak pokazują badania jest to również czynnikiem długotrwałego sukcesu), to raczej jako firma wykonujecie tyle ile trzeba, przy jak najniższym nakładzie pracy i kosztów – bo trzeba zarobić…

Czyli Ty, mimo iż wiesz, że od opinii na rynku i poleceń, zależy możliwość bardzo łatwego zerwania współpracy ze strony Klienta, wykonujesz jako firma jak najmniej trzeba… Ukierunkowujesz na ten cel swoich pracowników. Mimo że wiesz, że od renomy często zależy przyszłość Twojej firmy – to do jasnej ciasnej dlaczego chcesz, by Twój pracownik (który ma o wiele mniejsze ciśnienie, jego staranie dzisiejsze nie wpływa zbytnio na pozycję w następnym tygodniu na rynku i chroni go kodeks pracy) spalał się, pracując dla Ciebie ponad normę? Aaaa... Czy coś zaczyna Ci świtać? Co często robi Twój Klient, by zabezpieczyć się przed niedoróbką?

A problem związany z pracownikami (NIE SYMPTOM) leży w…

Wracając do historii Tadeusza, ma ona drugie, bardzo, bardzo głębokie i przykre dno – które na co dzień ogląda się w dziesiątkach tysięcy szczególnie już ciut bardziej rozwiniętych firm. Właściciele mają tendencje do zasłaniania tematem motywacji właściwej organizacji firmy, jasnego uporządkowania spraw. Tadek, tak jak większość przedsiębiorców, po prostu uciekł (akurat nic w tym dziwnego, skoro po rozwoju firmy codziennie pracuje w totalnym zamieszaniu) w sztucznie wykreowane przez rynek szkoleniowy marzenie o pracownikach, którzy jakoś poukładają firmę za niego.

Mimo wszystko ludzie z natury są dobrzy i…

...chcą pracować. Chcą przychodzić do pracy, spełniać z satysfakcją swoje obowiązki, robić coś co pozwala im się rozwijać i po załadowanym pracą (czyli bardzo szybko mijającym) dniu wyjść do domu ze świadomością dobrze wykonanego obowiązku. Sam wiesz, że jak ma się dużo do zrobienia i jasny plan realizacji, to goni się od a do z i nie ma czasu na myślenie, że jest źle itd. Czas biegnie szybko, a pracę kończy się z satysfakcją, że dużo się zrobiło. W innym przypadku mamy rozwydrzone (za dużo czasu i rozpuszczenie przez szefa) dziecko albo dziecko agresywne/znerwicowane (czytaj zagubione – dużo wymagań, za które nie wiadomo jak się zabrać).

W przypadku małego i średniego biznesu idealnym rozwiązaniem zamiast budowania udziwnionych i tuszujących niedoróbki systemów motywacyjnych działających na objawy, a nie problemy, jest stworzenie systemu, w którym pracownicy (oraz podwykonawcy):

 

szybko i bezstresowo wdrażają się w nowe stanowisko – mając do swojej dyspozycji wypracowane przez poprzednie okresy metody i właściwe informacje „pod ręką”; wiedzą, jakie stanowisko (nie osoba) za co odpowiada, jakie ma uprawnienia i gdzie ma się udawać w przypadku pytań; wiedzą, gdzie zapadają (i jakie) decyzje oraz kto i na podstawie jakich informacji je podejmuje (od razu pokazując też kto ma jakie informacje komu przekazać); pracują efektywnie i wygodnie, są prowadzeni niewidoczną ręką kolejnymi, sprawdzonymi i ciągle doskonalonymi ścieżkami – tak że zamiast tracić energię na zastanawianie się co mają robić... po prostu robią to jak potrafią najlepiej; zbierają dla Ciebie odpowiednie informacje ze strony Klientów i zostawiają je w firmie (nawet gdy odchodzą lub są wyrzucani); mają narzędzia, które ułatwiają im pracę, pozwalając się na niej koncentrować i wyzwalając (zamiast ograniczać) kreatywność; znają i zgadzają się z Twoimi celami i wizją; odbywają spotkania wtedy kiedy trzeba i kończą je DECYZJAMI.

Dodatkowo od strony organizacyjnej istnieje prosty system zatrudniania osób z chęcią do pracy, nastawionych na branie odpowiedzialności za swój los i pracę oraz dopasowanie pod kątem charakteru do danego stanowiska.

Tak więc podstawowym zadaniem dla Ciebie jako właściciela firmy jest stworzenie systemu firmy, automatycznych mechanizmów i jasnych zasad, na których Twoi ludzie pracują z automatu i które pozwalają im dawać z siebie to co najlepsze. Gdy właściwi ludzie na właściwych miejscach wykonują w harmonii ze sobą i z systemami, w wypracowanym rytmie, odpowiednie czynności... motywacja staje się bardzo mało istotnym tematem :). Koniec i kropka.

W całej mojej teorii jest pewne małe „ale”. Poza normalnymi osobami są jeszcze trzy grupy człekokształtnych:

magicy, którym i tak się nie chce; czy za 1200 zł, czy za 12 000 zł będą narzekać i czuć się ofiarami systemu, Twojej firmy, państwa, kierownika itd., często jednak mają bardzo dużo energii, by głosić jak im jest źle i jakim to Ty jesteś fatalnym szefem; ludzie, którzy zmian po prostu nie zaakceptują i będą jątrzyć do końca. Naturalną rzeczą, o której słyszałeś i której doświadczyłeś, jest opór ludzi do zmian. Z tym trzeba przejść na poziom codzienności i być cierpliwym... Są jednak zatwardziali kombinatorzy, których do zmian nie przekona się nigdy – bo na ogół demaskują one ich braki czy lenistwo; ludzie, których rozpuściłeś za bardzo i myślą, że są już przynajmniej na równi z Tobą, jesteś ich kolegą i ich zdanie w firmie jest tak ważne, tak mądre, że to co chcesz zrobić jest beznadziejne. O takich gwiazdeczkach już wspominałem w wideoprzewodniku (link), jest tam też metoda jak temu zaradzić – jednak na niektórych nie podziała.

Pytasz co masz z nimi zrobić? Wyrzuć na zbity pysk i tyle. Nie żadne zmiany stanowisk, nie żadne motywowanie czy coś tam – wyrzucenie, dla dobra swojego oraz ich. Wśród osób sukcesu, szczególnie w Stanach, gdzie się z kapitalizmem bawią dłużej od nas, mają świetne powiedzenie „zatrudniaj powoli, zwalniaj bardzo szybko”. Pewnie sam też doświadczyłeś lub słyszałeś przynajmniej o historiach ile złego może wyrządzić pracownik niezadowolony i nastawiony antyrozwojowo. To też nie tylko kontakty z Klientem, wycieki informacji, ale i wewnętrzne wzbudzanie konfliktów w Twojej firmie i obniżanie Twojego autorytetu.

A co do mojej teorii o motywacji… Tutaj jest jeszcze jedna kwestia: skoro już chcesz zatrudniać osoby zajmujące się motywowaniem, koniecznie przeczytaj artykuł na temat właściwego zatrudniania ludzi.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena