„Magia jest krwią wszechświata, lecz by dobrze spełniała swoje życiodajne Zadania potrzebne jest Poświęcenie i Wiara-We-Własne-Siły... Pamiętasz mgliste poranki, roszone oparem nieprzespanej nocy? Dymiące kominy neurotycznych miast i tchnące powiewem wolne przestrzenie?"

Data dodania: 2007-03-30

Wyświetleń: 4480

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 1

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

1 Ocena

Licencja: Creative Commons

PRELUDIUM

" Miasto zagarnia ostatnie święte miejsca, rosnące jak grzyby po deszczu stacje benzynowe panoszą się ponad niebiosa. Ostatni wolny człowiek na Ziemi mknie, pędzi przed siebie na złamanie karku. Śmierć! Ostatnie zakończenie i preludium do nowej symfonii. Nie bardzo agresywne. Nie za mocno deprawujące... Tyle lat spędziliśmy na unikaniu jednoznacznych odpowiedzi. Tyle lat konstruowałeś coraz to nowe urządzenia, czasowo-przestrzenne przekazy, maszynki proste i zawiłe, umożliwiające rozkosz, stosy maszyn...Jakie jest więc wyjście? Wirujące planety zwracają się twarzami w stronę Wiecznego Światła, Jezus, Budda, OR-NUT, Lucyfer i cała plejada naszych przyjaciół budują wizyjne mocarstwa o granitowych stropach, betonowych fundamentach. Wiek dwudziesty. Wiek dwudziesty pierwszy...”

Być może wszystko to, co przepływa przez mój umysł jest tylko kłamstwem i oszczerstwem. Halucynacją i chorobą psychiczną. Być może jestem komputerem zapchanym programami ułożonymi przez paranoika. Być może.... Ale posłuchaj mądrości bywalca piekieł magii, piekieł szatana, narkotyku, nadziei, piekieł zawsze, tylko i wyłącznie własnego umysłu.

Zaprzepaściliśmy możliwość rozwoju i uczestnictwa, zagubiliśmy rdzeń magii i radość życia. Radzę ci dobrze, odłóż pracę, oddal maszyny, które skonstruowałeś. Maszynerie ideologii, komputery dogmatów i nawyków. Maszyny pełne krwi, kału, cierpienia. Przyniosą ci one tylko ból, śmierć i rozczarowanie.

Musisz przestać być maszyną, neurobiologicznym robotem w którego przemieniasz się każdego dnia. Czerwone światło stój, zielone idź ... Uwarunkowanie, narzucony Ci podstępem program operacyjny... TRIP RESET, deprograming, autoprograming... Być może pewnego dnia obudzisz się z dojmującą potrzebą przemiany całego swojego życia, z poczuciem obcości... Z niewyrażalnym wrażeniem... Uchwyć tę chwilę świeżości, kiedy Twój półsenny umysł nie został jeszcze schwytany przez rutynę, czyniącą z nas żywe trupy. To początek magii. INICJACJA. Coś co wytrąca wszechświat z pozornej równowagi i sprawia, że planety zaczynają wirować w odwrotnym kierunku. Wszechświat? To tylko odbicie Twego umysłu, który właśnie zaczyna wychodzić poza maję- ,nawykowe postrzeganie, a właściwie ślepotę.

ZATRZYMAJ SIĘ! Zauważ siebie, zauważ świat, zauważ swoją z nim relację. Kiedy się zatrzymujesz- maszyna umiera, bo jej istnieniem jest ciągła, rozpaczliwa, aktywność- aktywność która odcina Cię od samego siebie. Tak narodzisz się na nowo.

I

To wydaje się tak dziwne i trudne do uwierzenia, gdy odwracam się i uświadamiam, sobie że to już blisko dwadzieścia lat od dnia, gdy w pewnym portowym mieście, poznałem mego magicznego mentora, mego mistrza Merlina i zostałem uczniem czarnoksiężnika. Gdyby wówczas zbadał mnie psychiatra, bez wątpienia określiłby mój stan jako ostrą schizofrenię paranoidalną. Pewien rodzaj napięcia, neurozy jest (jak twierdzi chociażby T. S. Eliot) konieczny dla wszelkiej twórczości, a bycie prawdziwie magicznym, to bycie prawdziwie twórczym - w każdym akcie Woli.

Żyłem w mieście, w świecie niczym z sennego koszmaru. Długo potem nie potrafiłem rozróżnić, co było rzeczywistością a co halucynacją. Aż zacząłem rozumieć, że nie ma to znaczenia. Rzeczywistość magiczna rządzi się swoimi prawami. Gdy czegoś doświadczasz to po prostu jest. Rzeczywiste czy nie- po prostu jest. Bo w co możemy wierzyć i ufać, jeśli nie w nasze własne, bezpośrednie doświadczenie.

Ani ja, ani nikt kogo znam nie doświadczył realności kwarków, lotu na księżyc ani Gabinetu Owalnego w Białym Domu. A każe mi się w to wszystko wierzyć i gdybym negował którąkolwiek z tych rzeczy zostanę nazwany głupcem i szaleńcem przez ludzi którzy, istnienie ich przyjmują „na wiarę”. To absurd! Jeżeli do tego nieodpowiednim osobom opowiem o moich przeżyciach w światach magii i wizji, spotykanych przeze mnie bogach i demonach ( czyli o tym czego doświadczyłem)- to bez wątpienia zostanę uznany za wariata. Co ma tę dobrą stronę, że będąc poza społeczeństwem, będę mógł żyć w zgodzie z własną duszą, a tę złą, że mogę zostać zapakowany w kaftan, nafaszerowany prochami, poddany lobotomii... Trzeba bardzo uważać komu i w jaki sposób opowiadamy o naszych doświadczeniach, bo możemy wygadać sobie śmierć ducha.

Istotą rytów inicjacyjnych jest doprowadzenie do sytuacji skrajnej, wytrącenie umysłu z rutyny. Taki sam efekt może dać zarówno deprywacja sensoryczna, jak skrajny nadmiar bodźców, przekraczający wytrzymałość stres, doświadczenia terminalne. Pobudzenie i hamowanie. Doprowadzenie się do stanu w którym jesteś gotów uwierzyć we wszystko, nawet w to, że księżyc jest zbudowany z zielonego sera.

Podróżujesz przez wiele dziwnych światów, a wszystko nie ruszając się z miejsca, patrząc przez to samo okno na tę samą ulicę. W szeregu wizji objawia Ci się Twoja magia. Ścieżek tego doświadczenia jest nieskończenie wiele.

Możesz np. wykorzystywać tarot i przenosić się do światów z jego kart. Stanie się on Twoją mapą. Może objawić ci się Wąż- pradawny symbol sił chtonicznych (wewnętrznych i zewnętrznych- pamiętaj zawsze o „Szmaragdowej tablicy” Hermesa Potrzykroćwielkiego Jako w górze tak i na dole)- kundalini wspinająca się po drzewie życia- kręgosłupie. Ale pamiętaj, że to tylko mapa. Palec pokazujący na księżyc nie jest księżycem. Jeżeli pomylisz mapę z terenem i dosłownie interpretowany symbol będziesz projektował na zewnątrz, zamiast odnieść go do przestrzeni wewnętrznej, popełnisz błąd wszystkich religijnych fanatyków. Czynią oni sobie z któregoś ze świętych mężów bałwana- idola, odcinając się w ten sposób od wewnętrznego źródła mocy. A żaden, choćby najbardziej święty mąż nie odwali za Ciebie roboty- Budda nie żyje, Jezus nie żyje, Crowley umarł, Lao Tsy jest przeszłością. Jesteś tu i teraz, i to Ty , tu i teraz możesz i musisz poznać siebie. To jedna z podstawowych różnic między magią a religią.

Możesz i zapewne spotkasz strażników bram (tu pomocne może być np. opowiadanie Kafki „Strażnik”), swoich pozaświatowych opiekunów i nauczycieli, duchy żywiołów, wielkich magów z innych światów i czasów... Rzeczy, których ja nie jestem sobie w stanie wyobrazić ani pojąć...

Tylko od Ciebie zależy czy będą to emanacje Twojego umysłu, czy zjawiska zewnętrzne. I pamiętaj, abyś nie zagubił się pomiędzy regułami porządku. Można zgubić się w podróży, przez rzeczywistość która się samemu tworzy. Wówczas będą nawiedzać sukuby/inkuby i upiory. To wszystko jest tylko jeszcze jednym doświadczeniem na ścieżce, a jak powiedział Nietzsche to co nas nie zabija, czyni nas silniejszymi. O wiele niebezpieczniejsze od przeszkód są sukcesy, to one są prawdziwymi demonami czyhającymi na Drodze. Kiedy potrafisz sprawić, że młoda dziewczyna staje się chętna, kiedy zaczynasz mieć pewność, kiedy jesteś mądrzejszy niż wszyscy dookoła, kiedy masz władzę... „Gdy rozum śpi budzą się upiory”, ta stara prawda jest jednym z praw magii. Upiory, demony, które spotykamy są wytworem naszych egoistycznych pragnień, emocji, słabości.

Pamiętaj o snach. Sny to brama do nieznanego, do nieświadomego, do innych rzeczywistości. Jest wiele metod które pozwalają zapamiętywać sny i śnić świadomie. Jedna z najprostszych polega na tym, by jak najczęściej powtarzać, patrząc na swoje ręce: teraz widzę moje ręce we śnie i wiem, że śnię. Gdy wejdzie to w umysł jako nawyk powtórzysz to śniąc. Notuj swoje sny. Notuj wszystkie swoje doświadczenia z tej podróży. Prowadzenie „dziennika magicznego” to jedna z najważniejszych praktyk, ważniejsza niż rozmaite rytuały i formalne medytacje. Bo te mogą swą formą przesłaniać treść. Treść jaka jest samo-poznanie, większa świadomość-siebie i świata. Dziennik to jedna z zasadniczych metod rozwijania tego.

Zapraszam Cię. Podejmij ryzyko życia. Chodź. I jeszcze jedno: „Gdy wyruszasz do Itaki, to pamiętaj, że najważniejsza jest podróż. Bo Itaka, cóż Itaka może Cię rozczarować”. I trzeba bardzo uważać by nie dojść, tam gdzie się idzie. Gdy dojdziesz jesteś skończony. Najważniejsza jest droga.



II

„Czterej naturalni wrogowie”, o których mówił „człowiek wiedzy” z plemienia Yaqui- Don Juan Matus . Demon strachu, demon jasności, demon mocy i w końcu demon zmęczenia... Wrogom tym trzeba rzucić wyzwanie i pokonać ich, aby podążać ścieżką, właściwie walka z nimi jest ścieżką. Gdy się nie pojawiają znaczy to, że nie czynimy postępu. Może być tak, że wpadliśmy w pułapkę któregoś z naszych demonów i tkwimy w niej, przekonani, że coś zrealizowaliśmy.

Kiedy rozpoczynasz naukę, nie masz tak naprawdę pojęcia, dokąd Cię To zaprowadzi. Masz jedynie mgliste wyobrażenia. Jesteś oczywiście pełen zapału, entuzjazmu i ... złudzeń. To „miesiąc miodowy” Twego ducha. Ale każdy „miesiąc miodowy” nieuchronnie się kończy i dochodzi do „kolizji myśli”.

To, czego się uczysz i co doświadczasz nie ma nic, lub bardzo niewiele wspólnego, z tym, co sobie wyobrażałeś, o czym marzyłeś . Tu możesz porzucić swoją pracę, zanim jeszcze ją rozpocząłeś, zniechęcisz się lub pogrążysz w fantazjach. Jak powiada Mistrz Therion: „często zdarza się, że ludzie wykonujący wspaniałą pracę porzucają ją przez to, że jej natura nie potrafi sprostać ich wyobrażeniom. Ale to właśnie jest najlepszym sprawdzianem realności każdego doświadczenia. Wszystko to, co pasuje do naszych wyobrażeń, co nam schlebia, bardzo często okazuje się złudzeniem”.

Jeżeli jednak tak się nie stanie, napotkasz pierwszego wroga, zjawiającego się w szczelinie między twoim wyobrażeniem a doświadczeniem: strach. Strach, który rośnie z każdym kolejnym zadaniem, z każdym krokiem. Jeżeli ulegniesz mu i uciekniesz, niczego się już nie nauczysz. Zaszyjesz się w ciemnej jamie, jaką stanie się twój umysł i będziesz próbował zastraszyć wszystkich dookoła.

Aby pokonać tego zdradliwego przeciwnika, musisz stanąć z nim twarzą w twarz. „Aby móc doświadczyć odwagi, konieczne jest przeżycie lęku”. Tym, czego najbardziej się boimy jest konfrontacja z rzeczywistością, rozbicie naszych nawyków myślenia, postrzegania, reagowania, a w ostateczności - rozbicie skorupy „ego”. To „ego” broni się strachem przed śmiercią. Dla „ego” śmiercią jest każda istotna, głęboka, wewnętrzna przemiana. Strach znika ostatecznie gdy zobaczymy/doświadczymy, że w istocie, nie istnieje żadne trwałe „ego”. Z minuty na minutę, z oddechu na oddech, „ego” umiera i rodzi się na nowo. Każde doświadczenie powoduje zmianę. Spójrz kilka lat wstecz - tamtego kogoś już dawno nie ma. Ale to, oczywiście teoria, ładna i z gładkich słów. A jak jest w praktyce?

Jak powiedział pewien Mędrzec do obłudnika „spotkamy się w piekle. Tyle, że ja będę się czuł tam jak w domu” . Ludzka egzystencja jest, jakże często (na własne życzenie) piekłem. A próbując z niego uciec zachowujemy się jak szczur w kolistej klatce- pozostajemy w jednym miejscu, coraz bardziej pogrążając się w ułudzie. „Każdy w więzieniu swym-myśli o kluczu/ Myśląc o kluczu potwierdza więzienie”. Staramy się na wszelkie sposoby, odsunąć od siebie, zapomnieć rzeczywistość. Reagujemy obłędnym strachem i agresją gdy musimy stanąć z nią twarzą w twarz. Gdy musimy stanąć twarzą w twarz z najbardziej podstawowym faktem ludzkiej egzystencji-ŚMIERCIĄ. Nie uświadamiając sobie nawet, że wszystko to co widzimy, cały świata jest, jak ujął to szlachetny sir Palamenedes tylko „odbiciem naszej głupiej twarzy”.

Aby ukoić tę grozę, pogrążamy się w fantazmatach ideologii, religii, w hedonizmie (jak zauważył Nietzsche Rozpusta nie jest dzieckiem radości, lecz braku radości). I tak każdego dnia, zostajemy pokonani przez lęk. Uciekamy przed własnym cieniem, coraz szybciej biegając w kółko, uwięzieni w kole samsary trzymanym w paszczy przez Jamę . Jak pies ścigający własny ogon. Arkan X z tarota- „Koło fortuny”, napędzane przez strach i ślepotę (ze strachu zamykamy oczy na prawdę, kiedy jesteśmy ślepi - nie widzimy iluzoryczności naszego lęku i boimy się coraz bardziej i tak ad infinitum). Gdy przekroczymy lęk widzimy że Koło fortuny jest kołem Dharmy, które my napędzamy.

Popularna wśród zblazowanych japich metoda pobudzania adrenaliny, jaką są skoki na bangy wywodzi się z rytuałów inicjacyjnych Indian Ameryki Płd. Młody człowiek musi rzucić się w przepaść na sprężystej linie. I to jest odpowiedź.

Stoisz na krawędzi i pytasz „Co teraz?”. Jedyną odpowiedzią jest skok. Nie wiesz co się wydarzy, czy się roztrzaskasz czy nie .Możesz oczywiście stać i zastanawiać się, poddając w ten sposób lękowi. Jeśli skoczysz, czując cały ten strach, nic z niego nie roniąc, nadejdzie chwila, „kiedy pierwszy wróg się cofnie”.

Więzienie rozpada się (a czy kiedykolwiek istniało, poza naszym umysłem?) i znika lęk. Osiągasz wgląd dający pewność i spotykasz kolejnego wroga. W miejsce strachu pojawia się pewność siebie, zdecydowanie a nade wszystko niezwykła, przenikliwa jasność. Masz wrażenie, że swoim umysłem przenikasz wszystkie zasłony.

„Odtąd człowiek zna swoje pragnienia, wie, jak je zaspokoić. Potrafi przewidzieć kolejne etapy nauki i widzi wszystko z przenikliwą jasnością. Doznaje uczucia, że nic nie jest przed nim zakryte”. To wspaniałe uczucie, niektórzy uznają za „oświecenie”. I tak, jak strach nas paraliżuje albo powoduje, że zaczynamy się bezwładnie, panicznie szarpać, ta trudna do osiągnięcia, a więc tym bardziej droga, „jasność” wiąże nas swą „iluzoryczną potęgą”.

Rozwija się coraz bardziej i coraz bardziej oślepia. Jesteś odurzony niczym ktoś, kto się właśnie zakochał- bo też nic łatwiejszego niż zakochać się w tym stanie- „widzieć jasno w zachwyceniu” i utknąć w „samadhi białej ściany”.

Zamiast iść dalej delektujemy się tym, co osiągnęliśmy i w efekcie niczego więcej nie osiągamy. Rzecz jasna nic w tym złego, że ktoś nie ma ambicji by „iść tam, gdzie nikt nie ma odwagi stąpać” (pod warunkiem, że nie usiłuje wciskać innym swych mizernych osiągnięć, jako „najwyższej prawdy”). Jeśli jednak, jak ufam, nie należymy do owych mało ambitnych „duchowych onanistów” musimy wyjrzeć i wyjść poza ową „jasność”, nie odrzucając jej jednak a jedynie nie przywiązując się do niej.

I znów, tak samo jak z lękiem-musisz rzucić wyzwanie swej przenikliwości i uważnie iść dalej, by ją przekroczyć. Pamiętając, że „tylko szaleniec jest czegoś absolutnie pewien..” („Przede wszystkim zaś powinien uważać, że jego przenikliwość niewiele różni się od obłędu” - don Juan). Dojść trzeba do miejsca, gdzie przestanie być ona czymś nadzwyczajnym, stanie się „punkcikiem w polu widzenia”. Jasność to poniekąd tylko kolejna sztuczka ze strony „ego”- nie zatrzymał Cię strach, więc może zatrzyma Cię radość. Każde kolejne niezwykłe osiągnięcie, nadnaturalna moc, doświadczenie szczęścia, jest tylko kolejnym doświadczeniem, które należy przekroczyć i pójść dalej. Gdy o tym zapominamy staje się śmiertelną pułapką.

Jeżeli uda Ci się wyjść poza „jasność”, możesz z dostrzec coś, co będzie dla Ciebie wstrząsem. Owo słynne „ja” nie tylko nie jest trwałe, zmienia się z chwili na chwilę-w ogóle nigdzie nie można go znaleźć a cały wszechświat jest ciągłością. Każda rzecz połączona jest z każdą inną. Wtedy posiądziesz moc do której od dawna dążyłeś i której tak bardzo pragnąłeś.

Moc... Otóż moc jest przyjacielu najpotężniejszym z Twoich wrogów. Wystarczy chwila nieuwagi by stać się tyranem narzucającym całemu światu swoje prawa i dokonującym coraz okrutniejszych podbojów. „A cóż człowiekowi po tym choćby zyskał świat cały jeśli straci duszę swoją?” Chcąc panować (zazwyczaj, rzecz jasna dla dobra innych) stajemy się sami niewolnikami...

Jeśli jednak z nieustanną starannością będziesz kontrolować siebie i sprawdzać, wciąż i wciąż, i pamiętać o tym iż Twoja moc jest własnością Wszechświata a wola jest prawem, wtedy i tylko wtedy, gdy jest zgodna z Wolą Wszechświata - pokonasz i tego wroga.

Wówczas gdy przekraczamy moc, dochodzimy do kresu wyprawy i atakuje ostatni, najbardziej okrutny wróg-starość. Ten przerażający i nie dający się nigdy do końca pokonać przeciwnik, mówi nam, że już pora odpocząć: „Zrobiłeś już dosyć, połóż się i zapomnij o wszystkim”.

III

Człowiek uprawiający magię, żyjący w magicznej rzeczywistości, widzi i rozumie współzależność wszystkich zjawisk. Zachowuje maksymalną ostrożność i uważność podczas każdej czynności. Można powiedzieć, że jego życie jest przeniknięte znaczeniem, jest realizacją stwierdzenia Mistrza Eckharta „poruszając kwiatem niepokoisz gwiazdy”.

Podobnie w społecznościach szamańskich, gdzie nigdy nie zabijano więcej zwierząt niż było to konieczne i odnoszono się do nich z najwyższym szacunkiem. Polowanie i spożywanie było zawsze magicznym rytuałem. Jedzenie jest jednym z najważniejszych aktów magicznych - jesteśmy tym co i jak jemy. Wiele spośród szkół magicznych przykłada ogromną wagę do sposobu odżywiania. Dieta jest często wegetariańska, wbrew wyobrażeniom rodem z chorej wyobraźni religijnych fanatyków i tanich horrorów, które każą Adeptom jeść ludzkie mięso i chłeptać ciepłą krew.

Równie ważny jest właściwy sposób przyrządzania, czego najbardziej rozbudowany system stworzyli alchemicy taoistyczni w dawnych Chinach. Znaczenie miało paliwo, w jakim naczyniu się gotuje, na dużym czy małym płomieniu, jak często i jaką łyżką się miesza, jak pokrojone są składniki itd.

W tych zdegenerowanych warunkach w jakich żyjemy nie da się niestety przestrzegać wszystkich zasad szlachetnej sztuki Pięciu Elementów. Niemniej, moje osobiste doświadczenie mówi, że jest to, dzięki swej elastyczności, najlepsza ze wszystkich diet. To czy dany pokarm będzie odpowiedni jest rzeczą relatywną - zależną od czasu, miejsca, osoby i okoliczności.

Oczywiście najistotniejsze pozostają akty rytualne, jak odmawianie formuł poświęcających naczynia i pożywienie (niczym innym nie jest zwyczaj czynienia znaku krzyża na chlebie przed odkrojeniem pierwszej kromki) oraz, co jeszcze ważniejsze- odpowiednie nastawienie umysłu. Przyrządzając pokarm i jedząc należy zachować umysł czysty, opróżniony, świetlisty. Skupić się na wykonywanych czynnościach i na pożytku jaki spożywany pokarm przynosi nam i całemu uniwersum, na wewnętrznej alchemii trawienia.

Znakomitą do tego celu, formułę znaleźć można w pismach Aleistera Crowleya . Czyń swoją wolę, niechaj będzie całym Prawem. Jaka jest twoja Wola? Moją wolą jest jedzenie i picie . W jakim celu? W Celu dokonania Wielkiego Dzieła. Miłość jest prawem, miłość podług woli. Zatem żwawo do jedzenia! Można dodać też kolejne pytania i odpowiedzi, począwszy od: Czym jest Wielkie Dzieło? I odpowiadać zgodnie z naszym aktualnym celem magicznym.

Tego typu formuły pomagają ukierunkować całą aktywność na jeden cel. Co jest równie istotnym elementem praktyki co prowadzenie dziennika magicznego. Można stwierdzić, że formalne rytuały i medytacje służą głównie skupieniu Woli na Celu. Czynią z Twojego umysły laser.

Świat magiczny to świat totalnie przeniknięty znaczeniem. Każda najdrobniejsza rzecz ma nieskończone znaczenie. Można to ująć słowami „ każda rzecz zawarta w każdej innej rzeczy zawiera wszechświat” . Gdybyśmy potrafili patrzeć, to ze sposobu w jaki spada kartka papieru moglibyśmy odczytać cały wszechświat - wszystko co było, co jest i co będzie. O tę zasadę oparte są wszelkie systemy dywinacyjne. Wszechświat jest siecią powiązań, w której każda cząstka oddziałuje na każda inną (co potwierdza jednoznacznie współczesna fizyka). To jedna z podstawowych zasad o które opiera się magia. Jeżeli rzucam monetami by postawić I Ching czy rozkładam karty do Tarota, to ten na pozór przypadkowy wzór jest odzwierciedleniem stanu wszechświata.

Magia to przede wszystkim stan umysłu tego kogo nazywamy Magiem. W tradycji tybetańskiej pochodzącej jeszcze z czasów przedbuddyjskich, istnieje pojęcie „drala”, zazwyczaj tłumaczone jako magia ale oznacza ono również duszę (a właściwie jedną z kilku dusz, które mamy), energię, siłę witalną. Umiejscawia się go na prawym ramieniu (nota bene-tradycja chrześcijańska tam sytuuje naszego Anioła Stróża). Na koniu, w czerwonym stroju, z flagą i rozmaitą bronią. Utożsamia się go z burzą i burzowymi chmurami. Jest wojownikiem, samurajem, przestrzegającym ściśle honorowego kodeksu. Obraża go niegodne zachowanie, kłamstwa, brak szacunku egoizm, tchórzostwo. Człowiek pozbawiony drala jest słaby, doznaje ciągłych niepowodzeń, nie panuje nad swym życiem, często choruje, jego umysł jest niespokojny, nie ma on silnej osobowości ani charakteru.

Swoje drala posiadają nie tylko ludzie ale też miejsca , działania, rośliny, zwierzęta, budynki...Drala to siła która przenika wszystko, bez której żadne przedsięwzięcie nie może się udać. Osoby realizujące amerykański mit „z pucybuta milioner” to właśnie ludzie o silnym drala. Pielęgnowanie swego drala to jeszcze jeden zasadniczy element, na pozór równie zwyczajny jak prowadzenie dziennika. Poprzez szacunek dla przestrzeni w której egzystujesz, dla innych, dla samego siebie, dla własnych ubrań...

Element magii jest obecny w każdym zjawisku, towarzyszy Ci gdziekolwiek jesteś i cokolwiek robisz. Nie jest to bóg, ani duch lecz coś co łączy nas z rzeczywistością, z „rzeczami takimi jakimi są”, coś co pogłębia naszą percepcję. Nawiązujemy kontakt z istotą rzeczywistością- wodą wody, energią energii, przestrzennością przestrzeni. Tak bliski, że w pewny, sensie stajemy się z tym jednością... A kiedy stajesz się z czymś jednością, to Twoja wola nie napotyka na przeszkody.

Szwedzki okultysta Carl Abrahamson porównał działania magiczne do filmu. Białe światło z projektora, przepuszczone przez taśmę filmową tworzy na ekranie obraz. Taśma to umysł maga. Białe światło rzeczywistości-drala-energii magicznej, tworzy po przepuszczeniu przez nią obraz - efekt rytuału. Wszystko zależy od tego co jest w umyśle maga, od jego Prawdziwej Woli. Której nie można mylić z zachciankami „ego” i która ( w przeciwieństwie do owych egoistycznych zachcianek), pozostaje w zgodzie z Wszechświatem.

Jeśli pozostajesz w zgodzie z Wszechświatem i w zgodzie z nim działasz, to osiągasz swoje cele z nieoczekiwaną, dla Ciebie samego łatwością. Nieomal spontanicznie i bez wysiłku. Jak sokół, który pozwala nieść się prądom powietrza. Jak taoistyczne wu-wej... Jak powiada Księga Prawa „czysta wola, niezaspokojona celem, wyzwolona od żądzy rezultatu jest w każdym względzie doskonała” (I,44).

IV

„Księga Prawa” to podstawowe dzieło systemu Thelemy (z gr.thelos-wola), Alisteira Crowleya, bez wątpienia największego maga nowożytnej Europy, jednego z geniuszy naszej epoki i człowieka o którym powiedziano więcej bzdur i kłamstw niż o kimkolwiek. Jednym z jego twierdzeń było, iż magia jest „jogą zachodu”. Cel jogi i cel magii jest dokładnie taki sam- najwyższe i całkowite OŚWIECENIE, czyli połączenie z absolutem.

Do spuścizny po Crowleyu przyznaje się praktycznie cała współczesna magia. Jego uczniowie zapoczątkowali najciekawszą spośród współczesnych szkół teurgii - magię chaosu. Jeden z bardzo niewielu obok buddyzmu i taoizmu systemów niedualistycznych. Mag chaosu wie i realizuje, że moc magiczna jest możliwa do osiągnięcia bez pomocy zewnętrznych wobec człowieka, bezcielesnych istnień, że istnieje wewnątrz umysłu. Chaos nie jest brakiem porządku, ale raczej porządkiem poza zrozumieniem czy wręcz poza dualizmem porządku i nieporządku. Jest analogiczny do hinduistycznego Brahmana, buddyjskiej Pustki, taoistycznego Tao. To stan istniejący przed powstaniem dualistycznego „ładu”. Wciąż się zmienia, można go doświadczać ale wymyka się intelektowi. To, co z nawyku, nazywamy Porządkiem to hinduistyczna maya, zasłona ułudy.

Mag Chaosu wie, że rzeczywistość jest nieopisywalna. Wymyka się więc wszelkim dogmatom, idee i praktyki czerpie zewsząd, łączy i przetwarza je stosownie do sytuacji, by porzucić, gdy nie są już potrzebne. Żadne wierzenie nie ma znaczenia, chociaż każde jest prawdziwe tak długo, jak długo pozostaje narzędziem, niezbędną i uświadomioną iluzję, pozwalającą uczynić kolejny krok. Mag Chaosu wciąż podważa i obala swe wyobrażenia, postępując w myśl słów Villona „wątpić zaczynam gdy wszystko jest pewne”.

Chaoci czczą między innymi grecką boginię Eris (rzymska Discordia) - boginię niezgody, chaosu i nieporządku, co prowadzi nas na bardzo szczególna ścieżkę zwaną dyskordianizmem. Nie zagłębiając się w ten szczególny system , można i należy wspomnieć o podstawowym prawie dyscordianizmu- regule piątki. Mówi ona: wszelkie zjawiska we wszechświecie są bezpośrednio związane z liczba pięć, a udowodnienie tego związku zależy jedynie od krztyny pomysłowości przeprowadzającego dowód. Jeżeli wypatrujemy jakiejś zależności, to będziemy znajdować ją wszędzie, bo każde spostrzeżenie i każda wypowiedź mówi nie o świecie, a o postrzegającym go umyśle. Kiedy przenikniesz i zrozumiesz regułę piątki, pojmiesz istotę magii, religii, nauki i sztuki. Osiągniesz dyskordiańskie oświecenie które można wyrazić słowami: nic nie jest prawdą i nic nie jest godne szacunku = wszystko jest prawdą i wszystko jest godne szacunku.

V

Niezbędnym warunkiem jest odrzucenie tego wszystkiego, czego uczy się nas od dzieciństwa. Przeciwuwarunkowanie, zdezorganizowanie i rozerwanie łańcuchów rozkazów w mózgu. Wiedzieli o tym surrealiści: „ całkowita transformacja umysłu i wszystkiego, co go przypomina”... Musisz odrzucić wszystkie prawa i prawdy. Nie dlatego, że nie są one prawdziwe, ale dlatego, że nie są one Twoje. Ogień parzy, ale dopóki nie włożysz palca do płomienia, te słowa nic nie znaczą. Znaczenie nadaje tylko i wyłącznie TWOJE WŁASNE BEZPOŚREDNIE DOŚWIADCZENIE. Jeżeli jako dziecko pchałeś paluchy do kontaktu, żeby sprawdzić jak to jest, toś niezły kandydat na Maga.

Magia to nie rekwizyty, to wizja. Ramsay Dukes, matematyk, dziennikarz naukowo-techniczny i wybitny mag z crowleyowskiego Ordo Templi Orientis, wyróżnił cztery równoprawne wizje: religijną, artystyczną, naukową i magiczną. Możesz dokonać wyboru w której z tych rzeczywistości chcesz żyć. Czyli- w jaki sposób postrzegać wszechświat.

Oto przesłanie magii dla współczesnego człowieka: jesteśmy wolni. Możemy dokonywać wolnych wyborów, kształtować własne życie. Zwrot ku magii, we współczesnym świecie, bierze się przede wszystkim stąd, że człowiek czuje się coraz bardziej ubezwłasnowolniony, pozbawiony wpływu na to, co się z nim dzieje w coraz bardziej skomplikowanym świecie. Praktykując magię TY tworzysz swoje życie, TY tworzysz swój świat.

Na koniec chciałbym zaproponować, tym którzy chcą podjąć ryzyko życia, udział w pewnym magicznym eksperymencie. Otóż chcę Ci zaproponować krótki i prosty rytuał magiczny, który może zmienić Twoje życie . Rytuał ten wywodzi się z praktyk wstępnych A A Alisteira Crowleya, zaś poniższa jego wersja została zaczerpnięta z Przypisu Lamed, w trylogii „Illuminatus!”.

Przez czterdzieści dni zaczynaj każdy dzień od inwokacji i pochwały świata jako manifestacji bóstw egipskich. O świcie recytuj:

Błogosławię Ra, płomienny słońca blask

Błogosławię Izis-Lunę pośród nocnych gwiazd

Błogosławię powietrze, Horusa z ptasim dziobem

Błogosławię ziemię, po której chodzę.

To samo powtarzaj o wschodzie księżyca. Efekt jest gwarantowany. Co najmniej poczujesz się lepiej w tej części wszechświata w której się znajdujesz. W najlepszym wypadku efekt przejdzie wszelkie wyobrażenia.

I pamiętajcie aby się śmiać. „Od śmiechu dusza tężeje i dostaje tęgie grube łydy”. Bo jest tylko jedna rzecz gorsza niż zagłada- brak poczucia humoru. Gdy już widzisz piekło, co Cię pochłonie tylko śmiech z żartu zwanego „rzeczywistością” może ci pomóc.

Albowiem powiedziane zostało: „Podcierajcie swe zadki tym, co spisane i wyśmiewajcie głupotę tego, co mówione. I dzierżyjcie w dłoni wino, gdy zmierzacie w Nicość poza wszystkim, spiesząc wzdłuż ścieżki”.

Licencja: Creative Commons
1 Ocena