Piosenka - jedna z wielu napisanych w okresie ostatnich kilku lat dla jeleniogórskich "lwowiaków"... Lubię to środowisko i to jest główny powód, dla którego popełniam takie teksty...

Data dodania: 2011-03-19

Wyświetleń: 2664

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Gdy odejdzie ostatni polski lwowiak, 
Zbraknie nagle w piosenkach słów, 
Pusto się zrobi na Łyczakowie, 
Głucha jesień opadnie na Lwów.
Zimny wiatr z mgłą zatańczy w ulicach,
Posmutnieją lwy kamiennopłowe, 
Szczepcio z Tońciem na łódce księżyca, 
Raz ostatni przepłyną nad Lwowem.

Bo, piosenki, lwowskie piosenki,
Giną z chłodu wśrod deszczu i mgły.
Kiedy nikt ich nie słyszy, 
Umierają wśród ciszy
Wtedy, kiedy nie śpiewa ich nikt.
Bo, piosenki, lwowskie piosenki,
Cichną tracac melodię i rytm, 
Odatują - jak ptaki, 
Umierają jak ptaki
Wtedy, kiedy nie śpiewa ich nikt.

Opuszczony łyczakowski cmentarz, 
Liści zwiędłych niespodziana zamieć
Zgasi gwiazdy.... a lwowskie orlęta
Szepną - żegnaj... Odejdą w niepamięć...
Gdy odejdzie ostatni polski lwowiak, 
Zbraknie nagle melodii i słów...
Pusto zrobi się na Łyczakowie, 
I piosenki nie wrócą tu znów...

***

Po deszczowej stronie ulicy, 
Siedzą starzy, zmęczeni ludzie…
Zegar ziarna ciemności liczy…
Jest dwudziesta trzydzieści, grudzień…
Zimną brzytwą deszcz wieczór rozcina, 
Kołnierz podniósł spóźniony przechodzień.
Zaraz ludzie wysypie się z kina, 
Gdzie po chwile ułudy chodzą.

Na tej ulicy, 
Mrocznej ulicy, 
Nic się nie dzieje,
Nic się nie liczy;
Umrzeć się nie da, 
I żyć się nie da!
Wszystko jest puste, 
Wszystko na sprzedaż…

Na tej ulicy 
Nic się nie zdarzy;
Każdy tu żyje 
W innym wymiarze!
O krok – od śmierci!
O krok – od życia!
Każdy ma swój mur
Nie do przebicia…

W wielkich miastach są wielkie cmentarze, 
Gdzie kamieniom nadano imiona.
W trupią bladość maluje nam twarze,
Zimne światło na pustych peronach.
W noc bezkresną prowadza nas szyny, 
Semafory gwiazd w dali mrugają…
Na peronach widmowych stoimy, 
Gdzie umarłe pociągi przystają!

Już odeszli natchnieni prorocy;
Wkoło mrok, zimny grudzień, zawieja,
Która deszczem zacina po oczach, 
Głucha pustka i noc – beznadzieja…
Zanim w deszczu roztopi się grudzień,
Zanim zegar godziny przeliczy, 
Usiądziemy – zmęczeni ludzie, 
Po deszczowej stronie ulicy

***

Może lepiej nie jechać do Lwowa?
To juz przecież nie jest miasto, ktore znasz;
Tam juz teraz obcy ludzie,
Obcy język - obce słowa...
Nawet księżyc ma nad miastem inną twarz.
Plac Mariacki - już inaczej się nazywa,
I inaczej w Stryjskim Parku pachną bzy!
Inne słowa szepce Pełtew,
Gdy o zmierzchu brzeg obmywa,
Przed ratuszem też już pewnie nie te lwy!

Zostaw swoje wspomnienia, 
Niech nic w nich się nie zmienia, 
W tych obrazach z albumow i snów!
Serce dostrzec potrafi 
Magię tych fotografii,
Z których stary wyłania sie Lwów...

Dawnych imion nikt juz tutaj nie pamięta,
Ani tego, o co tamtym ludziom szło;
Na Cmentarzu Łyczakowskim
Snem głębokim śpią Orlęta, 
Szczepcio z Tońciem odpłynęli w nieba dno...
Nawet chmury ponad miastem nie te same,
Innych ptaków nad dachami Lwowa szyk;
Gdy o świcie swą piosenkę
Nad Wysoki niosa Zamek,
To inaczej, niż przed laty ona brzmi...

***

A ja z tobą nadal tańczę bostona,
Chociaż dawno zakończył się bal.
Nasza miłość jak ten walc – nieskończona,, 
Pośród pustych wiruje wciąż sal…

Tańczę z Tobą… Sen stopy mi pęta,
Wokół nas liści zamieć i mgła…
Ten nasz walc już po śmierć zapamiętam;
Pierwsze pas… drugie pas… trzecie pas…

Walc, zapomniany walc,
Walc, który tańczy się raz,
Walc, tylko ty i ja;
Pierwsze pas… drugie pas… trzecie pas…
Walc, walc, umarły walc,
Walc, walc we mgle…
Walc, z fotografii walc, 
Wir, co porwał ciebie i mnie…

Dłoń mi dajesz – tak bliska przez chwilę,
Jakby wcale nie liczył się czas!
Nasze serca – umarłe motyle…
Pierwsze pas… drugie pas… trzecie pas…

Tańczysz ze mną… Spoglądasz mi w oczy;
Pierwsze pas… drugie pas… trzecia pas…
Już po śmierć mnie ten walc zauroczył, 
Serce odarł mi z ciepła do cna...

***

W dal biegnąca droga, pole pełne zielska, 
Krwi kropelką zakwitł na nim polny mak.
To jest droga z Lwowa, hen – do Starobielska;
Zapomniany dawno ojców naszych szlak.
Bo tam, w Starobielsku już Polaków nie ma, 
Gwiazdy tylko sieją z nieba siny mróz…
Bo tam, w Starobielsku przemarznięta ziemia
Wciska się do oczu, sypie się do ust…

Za wspólne mogiły, za szynel przegniły, 
Za orzełek srebrny gdzieś na dołu dnie, 
Za mak polny, święty, na krwi wyrośnięty,
Kiedyś nas przeproszą może… albo nie…

Jakie niebo w górze, niebo lazurowe?
Leci po nim kracząc wspomnień czarny kruk!
To jest ojców naszych niebo ponad Lwowem.
Mieszka w niebie stary, dobrotliwy Bóg,
A wokoło niego biała straż anielska, 
I – przez okno nieba tam, gdzie Wielki Wóz, 
Patrzą wyczekując, czy od Starobielska,
Jakaś polska dusza nie nadleci znów…

Za łzy pana Boga, za błoto na drogach, 
Za żałobnych ptaków krzyk na nieba tle,
Za ten czas, co konał w bydlęcych wagonach, 
Kiedyś nas przeproszą może… albo nie…

Za wspólne mogiły, za szynel przegniły, 
Za orzełek srebrny gdzieś na dołu dnie, 
Za mak polny, święty, na krwi wyrośnięty,
Kiedyś nas przeproszą może… albo nie…

                                                  Tadeusz Siwek

Licencja: Creative Commons
2 Ocena