Sztuka genderowa jest w Polsce wciąż mało znana i nieczęsto pokazywana. Oprotestowana i nagłośniona wystawa Ars Homo Erotica być może przełamie tabu. Twórcy wystawy weszli na cienki lód, traktując sztukę ideowo

Data dodania: 2010-06-24

Wyświetleń: 2126

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Sztuka genderowa jest w Polsce wciąż mało znana i nieczęsto pokazywana. Oprotestowana i nagłośniona wystawa Ars Homo Erotica być może przełamie tabu. Twórcy wystawy weszli na cienki lód, traktując sztukę ideowo, ale z drugiej strony z głębokim humanizmem, wynikającym z troski o ludzi, których opinia publiczna niesłusznie szkaluje i wynaturza.

Do 13 czerwca trwała w warszawskiej „Zachęcie” wystawa „Płeć? Sprawdzam! Kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej”. Był to  „pierwszy reprezentatywny przegląd sztuki wschodnioeuropejskiej poświęconej problematyce ról płciowych od lat 60. ubiegłego wieku”. Wystawa wzbudziła kontrowersje, ale przeszła bez specjalnego echa. Natomiast zaingurowana 11 czerwca w Muzeum Narodowym wystawa Ars Homo Erotica to już prawdziwa burza w nocniku. Przyjmijmy przy tym, że nocnik to pewne środowiska mianujące się konserwatywnymi, ale tak naprawdę mało dbające o kulturę czy tradycję, a bardziej o zaistnienie przy okazji oprotestowania czegoś, o czym pojęcia zgoła nie mają.

Burza w nocniku

Piotr Piotrowski, dyrektor warszawskiego Muzeum, rzucił przed wystawą hasło: „Oczekuję merytorycznej dyskusji na temat wystawy.” Niestety już wcześniej dowiedział się np. tego, że Muzeum Narodowe, poruszając problematykę homoseksualizmu, zmieni się w wychodek. Ponadto poseł Stanisław Pięta, który skrytykował coś, czego nawet jeszcze nie widział,  w interpelacji poselskiej porównał homoseksualizm do nekrofilii i pedofilii. Poseł, mający najwyraźniej duże parcie na szkło (poniekąd odniósł sukces, bo przecież teraz o nim się mówi, gdy przed swym pełnym oburzenia wystąpieniem znała go tylko garstka poselskich kolegów) stwierdził też, ze w Polsce istnieje lobby homoseksualne. Lobby to ma jakoby tak wielką władzę, że zawłaszcza Muzeum, żeby zdrożnymi obrazami zwodzić na manowce pobożne polskie duszyczki.

Św. Sebastian – patron gejów

Tymczasem wystawa, jak przystało na Muzeum tej rangi, jest przygotowana ze smakiem i pokazuje tematykę obecną w sztuce od wieków. Jest to sztuka przez wielkie S, tworzona przez Mistrzów klasycyzmu, po współczesnych. Podzielona na 9 działów, zawiera ok. 250 prac.

Wątpliwości może wzbudzać pokazanie obrazu Franciszka Sobiepana. Jego Miłosierny Samarytanin (1828 r.) to dzieło, na które „położył łapę” kler, całkowicie je przywłaszczając, jak wiele zresztą innych wytworów sztuki.  Muzeum Narodowe sugeruje teraz, że zawiera on wątki homoerotyczne. Przyznam, że niekoniecznie je dostrzegam. Można jednak założyć, że czegoś o dziele się nie wie, że trzeba poszukać, aby znaleźć powód jego użycia.

Łatwo znaleźć powód użycia innych przedstawień parareligijnych. „Włos jeżące na głowie” wiadomych środowisk jest zamieszczenie na wystawie sekcji poświęconej św. Sebastianowi, który nieoficjalnie jest uznawany za opiekuna przez środowiska gejowskie. Tutaj więc użycie dzieł jest uzasadnione.

Obrazoburcze w przekonaniu niektórych jest dzieło Stasysa Eidrigeviciusa, „Strzały” z 2003 r., z serii Fresson. Możliwa interpretacja nasuwa się samoczynnie: ludzie uwikłani w skłonność uważaną za nienaturalną, a wręcz za chorobę, przez osoby pokroju posła Piotrowskiego, to męczennicy, którzy przeżywają katusze, podobnie jak obnażony, niewinnie skazany, święty. Przesada? Jednak nie. Geje i lesbijki są szkalowani, opluwani, a chcą przecież tego, do czego dążymy wszyscy – być szczęśliwymi. Nie można być szczęśliwym człowiekiem oszukując samego siebie i ukrywając się przez całe życie. Kler zaś nie powinien odsuwać od siebie ludzi ze skłonnościami homoerotycznymi, którzy bardzo często są bardziej bogobojnymi chrześcijanami, niż przeciętny „Kowalski”.

Ks. prof. Janocha, historyk sztuki, stwierdził: „To jest bardzo wybiórcze i narzędziowe traktowanie sztuki. Taka wystawa nic nam nie mówi o samej sztuce, natomiast bardzo wiele mówi o określonych wizjach autorów tej wystawy”.Można zastanawiać się czy przedstawienia ikony chrześcijaństwa rzeczywiście pokazują wątki homoerotyczne. Czy nie jest to jednak nadinterpretacja? Jednak w moim przekonaniu dzieła te niosą ważne przesłanie – „zrozumcie nas, nie kamienujcie, bo jesteśmy dobrymi ludźmi, takimi samymi jak Wy.”

Rozczarowani w poszukiwaniach obsceny

Będą mieli zawiedzione oczekiwania ci, którzy na „Ars homo erotica” wybiorą się, aby znaleźć wulgarną pornografię. Na wystawie znajdziemy wiele dzieł subtelnie obrazujących tematykę, dających do myślenia, a obscenicznych jedynie wtedy, kiedy ktoś za wszelką cenę poszukuje obsceny. Przepiękny jest np. Zbysława Marka Maciejewskiego, „Autoportret z puttem”, 1978 r. Wzbudza zadumę obraz Adama Adacha, „For Such Thing As Love”, 2009 r.

W refleksyjny nastrój wprawia Mirela Karadzhova obrazem „Pure-love”. Fantastyczny plakat przypomina wybitne arcydzieło kinematografii „Moje własne Idaho”.

Zwieńczeniem wystawy jest instalacja czeskiego artysty Davida Czernego, nawiązująca do zdjęcia autorstwa Joe Rosenthala, przedstawiającego zatknięcie amerykańskiej flagi na Iwo Jimie podczas II wojny światowej (na podstawie zdjęcia powstał pomnik Marine Corps War Memorial). W roli marines występują księża, którzy zatykają w makietę Polski tęczową flagę – symbol  wspólnoty niezależnie od rasy, narodowości, religii i tradycji, mylnie kojarzony jedynie ze środowiskami gejowskimi.


Sztuka w obronie człowieka

Przewrotna symbolika instalacji zwraca uwagę na temat notorycznie spychany, a przecież tak bardzo istotny dla nas wszystkich. Chcemy być wszak państwem tolerancyjnym, a takim być nie możemy, jeśli piętnujemy nawet bez znajomości rzeczy. - W Polsce spór o prawa mniejszości seksualnych jest bardzo ważny, ponieważ, mimo że wyszliśmy już z totalitaryzmu, do dziś borykamy się z brakiem równouprawnienia tych mniejszości – stwierdził w listopadzie zeszłego roku prof. Piotrowski w rozmowie z Magdaleną Duchnowskiej, dziennikarką Wiadomości24.

Pomijając wydźwięk etyczno-społeczny warto także spojrzeć na wystawę z punktu widzenia sztuki dla sztuki. Można jednak pominąć niekiedy wydźwięk prowokacyjny, a skupić się na samych dziełach. Warto zauważyć, że obrazy Caravaggio czy Jan Matejka to arcydzieła, niezależnie od tego, co przedstawiają.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena