Przeżywamy ogromny smutek za pomocą tragedii w kopalni HALEMBA. Słyszymy – przy okazji – różne wypowiedzi, różnych ludzi. Większość zainteresowanych milczy. Nic nie mówi, bo...no właśnie. Dlaczego?

Data dodania: 2006-11-23

Wyświetleń: 4628

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Dwudziestolatko wie, dlatego, że nie mają skali porównawczej. Oni urodzili się już w nowym systemie. Im wydaje się – tak zresztą są uczeni, – że to kiepstwo systemowe ma trwać, bo jest najlepsze.

Inni nie mówią, – bo się boją. O miejsca pracy. Jeszcze inni nie mówią, bo nie wierzą, że można coś zmienić. Że można powtórzyć 10-milionowy ludzki zryw na wzór zrywu z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.I tak zamyka się błędne koło.

Piszący ten tekst, w latach „głębokiego socjalizmu”,po ukończeniu górniczej szkoły średniej, dostał nakaz pracy do kopalni magnezytu. Na Dolnym Śląsku. W tej namiastce kopalni poznał strach i lęk o życie. O życie innych, ale i własne.

Mając niecałe 19 lat został Technikiem BHP w omawianej kopalni. W głowie piętrzyła się wiedza wyniesiona ze szkoły i troska o ludzi wyniesiona z wychowaniem domowym. Prymityw kopalni i stosowanych rozwiązań technicznych był strumieniem zagrożeń wynikających z tego zbiorowego prymitywizmu Był jednak dobrym poligonem nauki o życiu.

Zarobki górników były dwusferowe: za urobek – mówiąc ogólnie – byle, jakie, a za czysty magnezyt – zadawalające.

W kopalni – na dole – pracowało dwóch braci. Feralnego dnia sztygar zmianowy, rozprowadzając ludzi do pracy, szczególnie zwrócił uwagę by nie wchodzić do „groty”, – czyli przodkowej części wyrobiska.

Jeden z braci zobaczył dużą bryłę czystego magnezytu. Wyszedł z chodnika i „brechą” próbował spowodować spadek tej „góry pieniędzy magnezytowych”. Pięciotonowy głaz magnezytu urwał się i wcisnął w urobek twarz i resztę ciała górnika. Późniejsza obdukcja wykazała, że nie zdążył nawet nabrać urobku do ust. Wszystko stało się tak szybko...

Ten górnik był doświadczonym pracownikiem, ale system płacowy popchnął go w objęcia
Górniczej śmierci.

Brat tego górnika powiedział, że więcej na dół kopalni nie pójdzie. I był konsekwentny. Piszący ten tekst po powrocie do domu bał się wyjść na korytarz, a gdy później w kopalni chodził po chodnikach, gdy coś z górotworu posypało się – przytulał się do ociosu - z wielką bojaźnią, „co będzie dalej”?

Tak było za socjalizmu. To dotyczyło jednej osoby.Każdy oglądał się za dodatkowym dochodem. Było źle, Obalono ten system. I co? Weszliśmy z deszczu pod rynnę. Ówczesny kapitalista, – czyli państwo – przekazał swoje prerogatywy nowemu bożkowi: KAPITAŁOWI.

Pogoń za pieniądzem nie skończyła się. Nastały czasy „udawania przyzwoitości”, które nazwano „zamówieniami publicznymi”. Manewr ten nie zwiększa ilości miejsc pracy. Pomaga „kombinować”.

W HALEMBIE, bardzo trudnej kopalni, próbowano oszczędzać. Tam gdzie powinni pracować najwyższej klasy fachowcy – puszczono do pracy „nie górników”.

Łzy kręcą się w oczach. Wielu ludziom jest bardzo przykro i smutno. Można powiedzieć, że to „zamówienie publiczne” było kupieniem 23 biletów na drugi świat.

Czy Ci, którzy decydują o naszym życiu. Ci, którzy byli na miejscu tragedii - wraz z nowoczesną nauką - wyciągną z tego wnioski?
Powiem „przedpotopowo: ”w imię człowieka – dla dobra człowieka”.
By nie miały miejsca tragedie jednostkowe i tragedie zwielokrotnione.

Może za te poglądy „cichociemni” – władcy systemu panującego w Polsce - nie będą poszukiwali adresu zamieszkania autora tekstu.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena