Jeszcze niesie się po kanadyjskich trasach echo dopingu tysięcy kibiców, jeszcze nie do końca ucichły odgłosy tętniącej życiem hali Canada Hockey Place, świeży puch nie zdążył przykryć skoczni w Whistler Olympic Park, a my wraz z naszymi wspaniałymi medalistami wracamy do domu...

Data dodania: 2010-03-03

Wyświetleń: 1624

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

Wracamy do codzienności, którą porzuciliśmy na dwa tygodnie by przenieść się do innego świata. Świata czystej, sportowej rywalizacji, świata bez polityki, haków, przedwyborczych podchodów i komisji śledczych. I nieważne, że zdarzały się niedomówienia między zawodniczkami, że przygotowanie tras biegowych pozostawiało czasami sporo do życzenia - ważne, że byliśmy tam... zapominając na pewien czas o realiach dnia codziennego.

Niestety Igrzyska szybko przeszły do historii, a my na powrót epatowani jesteśmy kwiecistymi wypowiedziami naszych politycznych elit.

Tym razem przed peleton wysunął się jeden z kandydatów Platformy na urząd prezydenta państwa, Radosław Sikorski, któremu wydaje się chyba, że skoro politycy na co dzień uprawiają jazdę bez trzymanki, to Polacy bez mrugnięcia okiem zaakceptują dziki zachód również w kampanii prezydenckiej (czy prawyborczej).

Znana jest obopólna niechęć prezydenta i ministra spraw zagranicznych, ale teksty w stylu "Prezydent może być niski, ale nie powinien być mały" czy też "prezydent powinien zachować trzeźwość oceny, a nie zgrywać zucha wałęsając się gdzieś po górach Kaukazu..." (z oczywistym podtekstem)... w ustach urzędującego szefa resortu...? Bardzo przepraszam, ale to chyba nie tak.

Moim zdaniem Sikorski przesadził... i to bardzo. A wykrzykiwanie (i namawianie do tego publiki) - "Były Prezydent Lech Kaczyński!"... Co to ma być? Chwileczkę, pomału, jeszcze nie były. Lech Kaczyński wcale nie musi być moim faworytem ale jest urzędującym Prezydentem, a jakiś szacunek głowie państwa się należy. No chyba, że wzorem "polityków" będziemy mieli już wszystko i wszystkich za nic.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Oburzenia ze strony pałacu prezydenckiego, czy największej partii opozycyjnej były rzeczą oczywistą ale rzeczywisty atak nastąpił z innej strony.

Pałeczkę w pobijaniu rekordu oglądalności przejął kolejny "frontman" partii rządzącej, Janusz Palikot, który na swoim blogu kolejny już raz zaatakował Sikorskiego. Za pierwszym razem Palikot skupił się jedynie na żonie ministra spraw zagranicznych, Anne Applebaum. - Jeżeli żona Sikorskiego będzie prowadziła inną politykę zagraniczną niż mąż-kandydat, jest to pewien kłopot. Może nie tak śmieszny jak Nelli i Jan Rokita, ale i tak jest to kłopot - mówił Palikot. (chodziło o małżeńskie rozbieżności w pojmowaniu niektórych aspektów polityki zagranicznej).

Palikot, który nie kryje się z poparciem dla drugiego kandydata na kandydata -Bronisława Komorowskiego - ba, widział się w pewnym momencie nawet szefem jego kampanii wyborczej - nie zamierzał poprzestać na jednym "ostrzeżeniu" Radka S. i w swoim stylu sięgnął po ciężką artylerię.

- Chcę być dobrze zrozumiany. W najmniejszym stopniu nie zarzucam Radkowi Sikorskiemu nielojalności! Jest, od czasu przejścia z PiS-u do PO w 2007 roku, lojalnym członkiem partii i rządu. Jednak był dwa lata w rządzie PiS-, LPR- i Samoobrony i tam się bardzo dobrze czuł! Jest tak dlatego, że w sensie ideowym - pomijając patologiczne wynaturzenia spowodowane przez osobowość Kaczyńskich - Sikorski jest z tego świata - napisał Palikot.

No i znowu się zaczęło...

- Liczyłem, że Bronisław Komorowski przywoła Janusza Palikota do porządku już po pierwszym faulu w tej kampanii, po ataku na moją żonę. Teraz spodziewam się po partii i po komisji wyborczej pod przewodnictwem prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, stanowczych decyzji - oświadczył Sikorski.

- Uważam, że Palikot nadwyrężył nasze zaufanie. O kandydatach Platformy mimy tylko dobrze... tak się umawialiśmy - stanowczo komentował wypowiedzi posła Grzegorz Schetyna, zajadły przeciwnik posła Palikota. - PO to nie prywatny folwark Schetyny - nie składał broni się biznesmen z Lublina.

Przed chwilą zakończyła "obrady" rzeczona komisja wyborcza i... zarekomendowała szefostwu partii wyciągnięcie wobec posła konsekwencji dyscyplinarnych, nie precyzując rzecz jasna o jakie konsekwencje chodzi. Wiadomo, że zgodnie ze statusem PO w grę wchodzi upomnienie, nagana, zawieszenie w prawach członka partii albo wykluczenie z partii. Kto zgadnie na jaki wybór padnie...?

Schetyna chce usunięcia posła (i tym samym pozbycie się rywala), Komorowski sili się na obiektywizm w swoim stylu łagodząc emocje. W rzeczywistości jednak chce zachować własną "rozgłośnię propagandową". Premier na razie milczy...tak bezpieczniej, a sam Palikot pyta - jeśli ja jestem winien, w takim razie co z Gowinem i "golfistą z Florydy"...? Jego zdaniem w zestawieniu z publicznymi deklaracjami tych panów, jego wypowiedź to "psiuncio". Poseł jest w szczytowej formie i widać niewiele sobie robi z kolejnych komisji dyscyplinarnych, bo i co mogą mu zrobić...?

Jedno nie ulega wątpliwości. Platforma Obywatelska swoimi prawyborami "zakasowała" wszystko - prezydenta, opozycję, komisje śledcze, trzęsienie ziemi, niewyraźną pogodę, a nade wszystko czystą, sportową rywalizację, która jeszcze kilka dni temu wydawała się nam tak bliska...

Licencja: Creative Commons
3 Ocena