Jednym z głównych zadawanych teraz pytań dotyczących nieruchomości, jest to czy nadszedł nareszcie dobry czas na zakup wymarzonego mieszkania. Porównując ceny sprzed kilku miesięcy z tymi, które panują w tej chwili można stwierdzić, iż właściwy moment... nadchodzi.

Data dodania: 2010-02-01

Wyświetleń: 2189

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

W czasie gdy ceny wciąż rosły, koszty mieszkań osiągały astronomiczne sumy – co prowadziło do absurdalnych sytuacji, w których średnio zarabiających ludzi nie stać było na zakup mieszkania. W momencie, gdy nastąpiła recesja gospodarcza, szumnie rozpropagowana przez media jako kryzys gospodarczy, porównywany do Wielkiego Kryzysu lat 1929-33, ceny – często sztucznie zawyżane przez deweloperów – zaczęły spadać w gwałtownym tempie. Trudno jednak znaleźć było chętnych do zakupu mieszkań, ponieważ banki podniosły poprzeczkę i utrudniały uzyskanie kredytów, co było oczywistym zabezpieczeniem w dobie zmniejszenia się wartości dolara. Aby nie operować, w związku ze zmianami cen lokali jedynie ogólnikami, wpiszmy w wyszukiwarkę związany z tym termin, np.: „nieruchomości Szczecin” i spójrzmy na zmieniające się ceny. Cofnijmy się w, odrobinę dalszą przeszłość i spójrzmy na cenę mieszkania w tym mieście w marcu 2007 r. Według zestawienia stworzonego przez serwis Oferty.net średnia cena ofertowa za m. kw. mieszkania na rynku wtórnym wynosiła wówczas 5277 zł. Niecały rok później, bo w kwietniu 2008 roku za metr kwadratowy zapłacilibyśmy 5390 zł. Oznacza to, iż różnica w cenie wynosiła 2,2%. W styczniu 2009 r. m. kw. kosztował już tylko ok 4900 zł. Różnice zaczynają robić się już całkiem spore - przy kupnie 50 m. mieszkania oznacza to różnicę ok 25 000 zł. między 04.08, a 01.09 – moglibyśmy za to dokupić dodatkowe 5 m. kw. A jak wygląda sytuacja po roku? W grudniu '09 r. kupilibyśmy nieruchomość za ok. 4 850 zł. za metr. Sam koniec 2009 roku, nie przyniósł więc większych zmian w cenach mieszkań na rynku wtórnym – miesięczne różnice w największych miastach były znikome: największy wzrost stawek odnotowano w Opolu, o 2%, spadek zaś, w wysokości 2.4% w Rzeszowie.

Bieżący rok jednakowoż nie powinien przynieść powrotu hossy na rynku nieruchomości. Nie przewiduje się żadnych, wewnętrznych ani zewnętrznych, czynników, które mogłyby wywołać gwałtowny wzrost popytu, a co za tym idzie - wzrost cen. Wszystko, póki co, wskazuje na to, iż sytuacja po „boomie mieszkaniowym” i następującym po nim załamaniu ustabilizowała się i będziemy świadkami postępującego wzrostu liczby zawieranych transakcji kupna-sprzedaży. 

Jaka więc jest poprawna odpowiedź na, zadane w tytule, pytanie?

Przez światowy kryzys finansowy Polska przeszła obronną ręką, nasza gospodarka konsekwentnie się rozwija, kursy walut są stabilne, złotówka wciąż się umacnia, banki oferujące kredyty wznawiają walkę o klientów, a ceny mieszkań spadły. 

To wszystko powoduje, że odkładane przez długie lata plany zakupu własnego lokum ponownie nabierają realnych kształtów. Klienci znów czynią realne przymiarki do transakcji. Dla wielu stało się jasne, że przepowiadane, gigantyczne przeceny są mało prawdopodobne a niekończące się czekanie na nie mija się z celem.

O ile nie dojdzie do jakichś nieprzewidzianych wydarzeń, których efektem byłoby ponowne zachwianie wiary w stabilność rynku finansowego rok 2010 będzie rokiem przełomowym; koniunktura na rynku mieszkaniowym będzie się systematycznie poprawiać.

Licencja: Creative Commons
3 Ocena