Czy nasza nadzieja kroczy w stronę spełnienia się za życia, czy idziemy drogą nadziei, która ma swe spełnienie po śmierci? Doktryny religijne postawiły na "życie po śmierci". Czy jest to słuszna idea?

Data dodania: 2012-06-01

Wyświetleń: 1855

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Człowiek od zarania żywił nadzieję spełnienia się. W perspektywie nieuchronnej śmierci szukał dróg, którymi dojdzie do poczucia szczęścia. Wtedy to zaczął zgłębiać siebie i swoje miejsce w otaczającej go rzeczywistości. I tak w swoim rozumowaniu człowiek doszedł do pojęcia „ego”, ale na przestrzeni dziejowej to „ego” było zamknięte w obszarze tylko własnych potrzeb. Na kartach historii pojawiały się przebłyski otwarcia się na otoczenie, ale budowana cywilizacja ograniczała ten proces skupiając się na ludzkim strachu. W rezultacie wiele doktryn przeskoczyło ponad życiem człowieka skupiając się na idei „życia po śmierci”. Najwięcej zamieszania wywołała próba personalizacji tej idei, u podstaw, której leżała wizualizacja tego, co po śmierci, w kontekście realnego życia. Nadzieję przeniesiono w przestrzeń pośmiertną. Jednak natura człowieka podpowiada mu inne rozwiązania. I tak, równolegle z ideą pośmiertną istniała idea kultu życia, wyrażanego szerokim pojęciem miłości.

Dlatego też, tylko miłość jest uwieńczeniem nadziei.

Od początków doktryn religijnych, obiektem miłowania stał się Bóg, ale człowiek został skazany na tę miłość, gdyż u podstaw tej miłości leżał strach przed Bogiem. Jeżeli człowiek miał liczyć na łaskę od Boga, był zmuszony go miłować. Tyle tylko, że obraz tej miłości był zniekształcony słabością człowieka, który pojmował tę miłość przez pryzmat natury ludzkiej.

Przywódcy religijni zaczęli definiować miłość w kontekście korzyści materialnych, jakie mogli osiągać propagując tą ideę. Tak pojawiło się pojęcie „ofiary”. Miłość w ich uznaniu miała polegać na składaniu ofiar Bogu. Tak sprecyzowaną miłość zaczęto przenosić na relacje międzyludzkie. Miłość do drugiego człowieka zaczęto mierzyć skalą wyrzeczeń, czyli ofiar. Tak rozumiana miłość zaczęła ograniczać wolność jednostki, ponieważ miłość rozumiano jako podporządkowanie siebie drugiej osobie.

Nie ma miłości bez wolności. Jeżeli człowiek nie będzie obdarowywał swoją wolnością drugiego człowieka, to nie będzie satysfakcji z bycia razem. Wszelka forma podporządkowania przynosi jedynie konflikty. Tylko w wolności drugiego człowieka możemy dostrzegać jego zalety, bo wolność zakłada szczerość poglądów i postaw, a to powinno być fundamentem związku, który stawia sobie za cel życie w miłości.

Miłość do Boga wyraża się miłością do drugiego człowieka bez konieczności ponoszenia ofiar. Bóg Doskonały powołał człowieka do miłości, i to ta wartość jest odzwierciedleniem Jego Doskonałości. Jeżeli kocham drugiego człowieka, to jednocześnie wyrażam to uczucie do Boga, a nie odwrotnie. Bóg nie powie nam jak miłować. On wyraził swoją Doskonałość w Akcie Stwórczym, i to człowiek dzięki rozumowi ma odkrywać istotę tej relacji. Żyjemy nadzieją, której uwieńczeniem jest miłość do drugiego człowieka, która przejawia się naszą wolnością i pragnieniem dobra wspólnego. W słowach „kocham cię” powinna się wyrażać nasza wolność oraz szacunek dla wolności drugiej osoby. Z takiej relacji wydobywać się będzie wspólne pragnienie dobra, co z kolei będzie drogą do doskonałości.

Moja miłość do drugiego człowieka wyraża się poszanowaniem jego wolności. Moim pragnieniem jest, aby każdy mógł świadomie wyznać, że jest na drodze szczęścia, i buduje to szczęście we wspólnocie z innymi ludźmi, których jedynym pragnieniem jest kochać i być kochanym. W tak rozumianej miłości postrzegam Doskonałość Boga i wyrażam swój podziw dla Aktu Stwórczego.

HYMN  MIŁOŚCI

Miłością ogarniam moje myślenie

Miłością ukwiecam wszelkie działanie

Miłością otwieram każdy poranek

Miłością wypełniam filiżankę nadziei

Kocham wszystko, co stworzone

Bo obrazem jest Doskonałego

Kocham Ciebie, drugi człowieku

Bo w Tobie widzę moje spełnienie

 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena