Nie twierdzę, że nasza planeta przestanie istnieć. Ale bardzo się boję końca "mojego" świata. To, co dla niektórych może być korzystną zmianą, dla mnie będzie Apokalipsą.

Data dodania: 2011-12-31

Wyświetleń: 1091

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 2

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Współczesny świat podlega procesom, które można uznać za co najmniej dziwne. Zamożny Zachód staje się ubogim Wschodem, a ubogi Wschód - zamożnym Zachodem. Demokratyczna Północ zamienia się w despotyczne Południe, a despotyczne Południe - w demokratyczną Północ. Niektórzy biją na alarm, bo są przekonani, że Bliski Wschód powoli przeobraża się w Europę, zaś Europa - w Bliski Wschód. Czy to, co się obecnie dzieje, nie przypomina przepowiedni dotyczącej przebiegunowania Ziemi? Jak wiadomo, proroctw nie należy traktować dosłownie. Przebiegunowanie naszej planety, o którym tak często mówią jasnowidze, nie musi mieć charakteru fizycznego. Równie dobrze może to być zmiana polityczna, ekonomiczna, społeczna lub cywilizacyjna.

Ale to jeszcze nie koniec absurdu. Współczesny świat sprawia wrażenie, jakby cofał się do przodu. Im dalej w przyszłość, tym większe zacofanie. Z roku na rok mamy coraz więcej (wtórnych) analfabetów, oświata prezentuje coraz niższy poziom, ludzie coraz częściej zapadają na przewlekłe choroby, a obyczaje, człowiecze potrzeby i wytwory kultury są coraz bardziej prymitywne. Polaków i Europejczyków jest coraz mniej, bezrobocie staje się coraz większe, strajki i protesty robią się coraz powszechniejsze, prawa człowieka są coraz częściej łamane, szarym obywatelom żyje się coraz gorzej itd. Mottem dzisiejszej rzeczywistości jest krótkie i urocze słówko “coraz”.

No, i jak tu nie wierzyć w przepowiednię, według której Ziemia zmieni kiedyś kierunek ruchu? Tego proroctwa, podobnie jak poprzedniego, nie trzeba czytać dosłownie. Zmiana kierunku, w jakim obraca się nasza planeta, może być przecież metaforą szeroko pojętej regresji. Heh, na znak solidarności ze światem - który niegdyś się rozwijał, a teraz się zwija - powinniśmy słuchać utworów muzycznych wspak. Na początek proponuję “Stairway To Heaven” zespołu Led Zeppelin oraz “Fire On High” formacji Electric Light Orchestra. Później można sobie posłuchać odwróconej piosenki z dobranocki “Bob Budowniczy” (oczywiście, chodzi o wersję polskojęzyczną).

Kiedy my, Ziemianie, żegnaliśmy się z rokiem 2010 i wkraczaliśmy w rok 2011, analizowałam minione wydarzenia i zastanawiałam się nad najbliższą przyszłością. Myślałam: “Stary rok, 2010, był tak fatalny dla Polski i świata, że chyba gorzej być nie może. Coś takiego po prostu nie ma szans się powtórzyć. W roku 2011, tak jak zawsze, będą miały miejsce różne tragedie i katastrofy, ale ich suma nie dorośnie do pięt sumie nieszczęść roku 2010”. Teraz, 31 grudnia 2011, mogę powiedzieć, że kończący się rok wielokrotnie przewyższył - swoją okropnością - poprzednie 12 miesięcy.

Roczek 2011, który miał być “wieczorem panieńskim” przed sądnym 2012, to wojna za wojną, rewolucja za rewolucją, kataklizm za kataklizmem, katastrofa za katastrofą, masakra za masakrą, strajk za strajkiem, protest za protestem, zadyma za zadymą, śmierć za śmiercią i afera za aferą. Do tego doszła coraz większa nędza, coraz straszniejsza beznadzieja, coraz głębsza frustracja, coraz potężniejsza nienawiść i coraz groźniejsza anarchia. Wisienką na tym niesmacznym torcie okazały się niecne plany polityków, dotyczące federalizacji Unii Europejskiej, czyli przekształcenia jej w nowe państwo związkowe.

A to wszystko stanowi ponoć namiastkę tragedii, jakie nawiedzą naszą planetę w 2012 roku. Każde z nieszczęść, które dotknęło Ziemię w roku 2011, to zaledwie trailer filmu katastroficznego, jaki rozegra się na naszych oczach w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Wielu ludzi twierdzi, że niebawem nastąpi koniec świata albo zmierzch całego dorobku naszego gatunku. Inni sugerują, że rok 2012 będzie początkiem New World Order - Nowego Porządku Świata (globalnej dyktatury). Rozmiłowana w mistycyzmie część społeczeństwa spodziewa się zaś New Age - Ery Wodnika (epoki, którą propagandziści przedstawiają w pozytywnym świetle, a która wydaje się zadziwiająco zbieżna z NWO. Mowa o zapowiadanej unifikacji świata, zwiększeniu roli elektroniki w ludzkim życiu oraz ostatecznym upadku tradycyjnych wartości).

Ja już od dawna jestem przekonana, że w 2012 roku stanie się coś naprawdę drastycznego. Nie twierdzę, że będzie to Apokalipsa w dosłownym tego słowa znaczeniu (co nie zmienia faktu, że wolę Armageddon niż New World Order!). Ale jakiś przełom lub jakaś wyjątkowa katastrofa na pewno się wydarzy. Prawdę powiedziawszy, przewiduję, że zrealizują się wszystkie moje obawy związane z polityką, ekonomią, społeczeństwem, obyczajowością, kulturą i cywilizacją. Dla mnie i dla osób mojego pokroju niewątpliwie będzie to koniec świata.

Podejrzewam, że urzeczywistnienie się moich lęków jest tylko kwestią czasu, tak jak ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego, wprowadzenie parytetów dla kobiet, refundacja zapłodnień pozaustrojowych, zielone światło dla ruchów prośląskich, decyzja o instalacji amerykańskiej tarczy antyrakietowej oraz wejście radykalnej lewicy do sejmu. Musicie wiedzieć, że ja już w dzieciństwie odznaczałam się niezłą intuicją. Moje spełnione prognozy polityczne wskazują zaś na to, że dobry ze mnie futurolog. Im bliżej roku 2012, tym moje obawy wydają się realniejsze. Mówiąc słowami z utworu “Past, Present, Future” Giddle Partridge i Boyda Rice’a: “At the moment it doesn’t look good” (“Na ten moment to nie wygląda dobrze”).


Natalia Julia Nowak,
31 grudnia 2011 roku


Licencja: Creative Commons
0 Ocena