W samej Zatoce Stołowej obok Góry Stołowej spoczywa około 450 szczątków okrętów i trudne do oszacowania ilości wzdłuż zachodniego i wschodniego wybrzeża.

Data dodania: 2009-10-27

Wyświetleń: 4933

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 3

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

3 Ocena

Licencja: Creative Commons

Grupa młodzieży wybuchła głośnym śmiechem, kiedy dziób statku zanurzył się pod wpływem wysokiej fali i duże ilości wody wdarły się na pokład. Byliśmy właśnie w drodze na wyspę Robben, żeby zwiedzić muzeum poświęcone walce z apartheidem urządzone w starych murach więziennych.

Zastanowiłem się przez chwilę, jak kilkaset lat temu żeglarze musieli się zmagać z siłami natury żeby przepłynąć obok Przylądka Dobrej Nadziei. Podobna fala, która wywołała krzyki młodzieży na naszym statku musiała być większym problemem dla pierwszych odkrywców i kupców. Nazwa, Przylądek Sztormów (Cape of Storms) nie była nadana bez przyczyny. Marynarze bali się tego miejsca i słynnych tutejszych sztormów. Każdy chyba zna historię Latającego Holendra, który zaginął w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei w 1680 roku. Nawet przyszły Król Anglii, GeorgeV napisał że podczas rejsu na statkiem HMS Bacchante w 1881 roku osobiście widział Latającego Holendra. Wraki statków zawsze były tutaj czymś normalnym. W samej Zatoce Stołowej spoczywa około 450 szczątków okrętów i trudne do oszacowania ilości wzdłuż zachodniego i wschodniego wybrzeża. Naukowcy naliczyli ponad 2 700 wraków, i to tylko pochodzących z zarejestrowanych statków. Archeolodzy są zdania że spoczywają tutaj pozostałości dawnych statków należących do kupców ze Środkowego Wschodu. Greccy historycy uważają że Fenicjanie, opłynęli Przylądek Dobrej Nadziei ponad 2500 lat temu a jeden z ich okrętów spoczywa pod boiskiem szkolnym w Pinelands w Kapsztadzie.

Nasz prom dopłynął szczęśliwie do brzegu Murrays Bay, i cała grupa pojechała autobusami w kierunku więzienia-muzeum gdzie Nelson Mandela spędził prawie 20 lat. Przez kilka godzin, które miałem do własnej dyspozycji postanowiłem zwiedzić Robben Island na własną rękę i zobaczyć to czego nie widzą turyści. Wyruszyłem więc pieszą na wędrówkę wokół wyspy. Po drodze napotkałem wiele śladów tragedii jakie rozegrały się na tutejszych brzegach. Pozostałości okrętu ratunkowego Sea Challenger, wysłanego na pomoc tonącemu trawlerowi spoczywają smutnie wysoko na skałach. Jego sterburta górowała dumnie nad moją głową kiedy przechodziłem obok. Po krótkiej wędrówce odnalazłem trawler, który Sea Challenger usiłował uratować. Na skalistych brzegach obok wciąż jest wiele kawałków porcelany i różnych szczątków pochodzących z wraków statków Rangatira (1916) i Tantallon Castle (1901), spoczywających kilkaset metrów od siebie. Gdzieś obok południowo zachodniego brzegu wyspy spoczywa Dageraad, rozbity w gęstej mgle w czasie wchodzenia do portu. Prawdopodobnie wiele złotych monet pochodzących z wiezionego skarbu cały czas leży pod kilem. Jak tylko doszedłem do południowego końca Robben Island, zauważyłem wraka statku Goel No.1. Był to Kanadyjsko Norweski okręt badawczy rozbity współcześnie, bo w 1976 roku. Przechadzka ta dała mi dużo do myślenia. Mogłem sobie tylko wyobrazić ile statków można znaleźć na całej Peninsuli, jeśli tylko na wyspie Robben udało mi się zobaczyć aż tyle. Cała sprawa nie dawała mi spokoju, postanowiłem więc zdobyć więcej informacji na temat rozbitych statków w rejonie Przylądka Sztormów.

Znalezione informacje zaszokowały mnie, okazuje się że przez ostatnie 500 lat notowano duży ruch pozwalający Południowej Afryce stworzyć cywilizację i swoją unikalną kulturę. Żeby to udowodnić, przytoczę interesującą historię pewnego statku.

Nie daleko, zaraz obok plaży Blaauberg na dnie leży wrak statku Haerlem.

W czasie powrotnego rejsu ze wschodu w 1647 roku flotylla należąca do Dutch East India Company zacumowała w różnych miejscach wzdłuż Afrykańskiego brzegu. Harlem przez przypadek rzucił kotwicę w Zatoce Stołowej, nikt przecież nie znał tutejszych warunków pogodowych. Okręt został z dużą siłą rzucony w kierunku plaży i zawieszony na płytkim brzegu. Nie wszyscy rozbitkowie mogli być zabrani na inne statki powracające do Europy, większość z nich musiała pozostać w tych nieprzyjaznych okolicach. Na wydmach obok plaży wybudowano mały fort żeby ochronić to co się da. Cenny ładunek pieprzu został przewieziony na brzeg i trzymany pod strażą. Kilka armat ustawiono na rogach fortu. Drewno ze statku używane było do rozbudowy i na opał. Rozbitkowie zdawali sobie sprawę że muszą przetrwać tutaj do czasu kiedy pojawi się następna powracająca do Europy flotylla. W tym czasie marynarze penetrowali okolicę i zaczęli nawet handel wymienny z lokalną ludnością. Byli oni mile zdziwieni tym co zobaczyli. Okazało się że ludzie byli przyjaźni, ziemia urodzajna i nie brakowało wody pitnej. Wyglądało na to że miejsce to będzie idealne do zatrzymania w celu uzupełnienia zapasów wody i żywności dla wszystkich statków należących do Dutch East India Company. Kiedy po roku zostali oni zabrani do Holandii, zgłosili swoje odkrycia do Heren XVII i dyrektorom kompanii. W 1652 roku wysłano do Afryki Jana van Riebeeck w celu zbudowania bazy. W ten sposób rozbity okręt na zawsze zmienił historię Południowej Afryki.

Licencja: Creative Commons
3 Ocena